Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Holownik znowu odezwał się, teraz już skądś zdaleka, jego głos przytłumiony jęczał posępnie, roznosząc innym dalszym ludziom żałobną wieść.
— Proszę pani...
— To ty, Charlotto?
— Jakiś człowiek do pani... Mówi, że jest z fortu Schilling, jakiś marynarz.
Claude uczuł, jak chwyciła go za ramię mocno, oburącz. Dygotała.
— Ratuj mnie — zaszeptała — pomóż mi... O Boże miłosierny... Cóż teraz będzie? Panie Helm, co ja mam robić?
— Pani pozwoli, ja się rozmówię z tym marynarzem.
— Nie! Ja nie pozwalam!
— Proszę pani, to ja go odprawię — odezwała się Charlotta.
— Za nic w świecie! Zawołaj go, niech tu wejdzie. Przepraszam pana, panie Helm, jestem dziś wyjątkowo zdenerwowana.
Zaświeciła lampę, stojącą na stole w kącie saloniku. Ciemno-niebieski abażur stłumił światło i napełnił pokój martwym księżycowym półzmierzchem. Oczy Rity biegały w popłochu, ich spojrzenie było niewidzące i błędne. Claude nerwami wyczuł jakąś groźbę, wiszącą nad nimi. Ten marynarz... Trzeba było koniecznie coś uprzedzić, odwołać rzecz, która ma się stać. Ale było zapóźno. Za drzwiami rozległy się ciężkie kroki niemiłosiernie skrzypiących butów. Rita odwróciła się do okna, na progu ukazała się