Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jaka ja jestem? Przeżyłam tyle... Nie ciąży na mnie niczyja krew, ale mój mąż namordował tylu... Ach, może tysiące, tysiące ludzi... Pan wie? Każdego z nich czuję na sumieniu! Widzę jak toną, walczą rozpaczliwie do ostatnich sił, toną w zimnem strasznem morzu... Za to muszę, muszę być ukarana!
Zakryła twarz rękami, zapłakała krótkiem łkaniem i nie otarłszy łez chwyciła się za głowę, jej oczy stały się obłąkane a twarz skaził okropny skurcz rozpaczy. Tak zastygła. Claude podniósł się i zwolna podchodził do niej, najpewniejszy, że zaczyna się atak nerwowy, rozglądał się bezradnie, nie wiedząc co z nią począć. Ale gdy był tuż przy niej, pochylony nad jej fotelem, spojrzała mu zbliska w oczy smutna i zgnębiona.
— I na panu też krew... Jak pan mógł? Niech pan pomyśli...
— Nigdy nie byłem na froncie, ale gdyby moje życie było potrzebne ojczyźnie...
— Pan nie był na froncie? Więc cóż to jest? Ja się nie mogę mylić! Widzę wyraźnie... To wstyd — pan kłamie.
— Pani Rito, kiedyż mogłem być na froncie? Przyjechałem z Ameryki...
— Nie wiem! Nie wiem! Ale mnie od pana odpycha... Strach, wstręt... Widzę duchy ludzi pomordowanych jak się snują nad pańską głową... Iluż ich tu jest!
— Pani Rito, proszę się opamiętać, to przywidzenie...