Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale nie wyobrażał sobie przenigdy, żeby to było tak zwyczajnie proste. Z załogą już sobie poradził, mają odpoczywać dwie godziny, poczem znów rozpoczną się prace nad wyplątaniem się z sieci, a ze sobą samym poradził sobie również. Nie przychodził mu na myśl jakiś byt przyszły, ani niebo, czy sąd boski, czy coś jeszcze z pozaświatowych wzniosłości, nigdy go to nie zaprzątało i teraz również. Stępiał i właściwie nic go nie obchodziło. Rita? Zdawała mu się chwilami prostem przywidzeniem, o tej porze nie było w niej nic realnego. Czy możliwe, żeby przebywała teraz w domu u ojca w Ludwigshafen? Siedzi przy fortepianie? Co też gra?...
I niewysłowiony, przemądry motyw fugi Bacha zapełnił kabinę swoją rozkoszą i świętością. Dźwięk pełny, głęboki, śpiewny spowijał się w przedziwną tajemniczość we frazowaniu, przemawiał chwilami ludzkim głosem i układał się niemal w żywe słowa... Tak mogły przetwarzać Bacha jedne jedyne na świecie czarodziejskie ręce Rity. Chwyciło go za gardło, zdławiło go boleśnie, odebrało mu dech w piersi wzruszenie serca, to niedopuszczalne, które tu żadną miarą nie mogło mieć miejsca. Jeżeli go nie zniszczy w sobie, nie odejdzie godną śmiercią. Nie dokona tego, co powinien jako oficer niemiecki, a zabraknie mu na to sił. Dopuści rozpacz, dopuści do siebie obłęd marnego beznadziejnego wysiłku, aby ratować się, gdy niema cienia ratunku. Swoją rozpaczą zarazi innych i nędznie zginą wszy-