Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzonego marzenia i natrafiała wciąż na przeszkody, które myliły jej drogę.
Niepotrzebnie wdała się we wspomnienia odległych czasów jakiegoś lata, spędzonego w lasach Turyngji... Było tam zielone jeziorko leśne, w którem kąpała się przed zachodem słońca. Przypomniał się zapach mułu i starych kłód, gnijących na dnie, i przenikliwy, cichy szelest trzcin nadbrzeżnych, i tajemnicze głosy ptactwa wodnego, i rozkoszne aż do zawstydzenia cielesne wrażenie ogrzanej wody. Jakże wówczas była szczęśliwą!
Nie, to zupełnie nie to... Nieraz bywała szczęśliwą pustem szczęściem bez żadnej treści. Takiego szczęścia nie warto wspominać. Otrząsnęła się, żeby zapomnieć o leśnem jeziorku i o innych głupstwach, które pchały się do głowy. Niebo na zachodzie pociemniało, przejęło ją zimno w nieopalanej rotundzie, a wraz z dreszczem zimna zakradł się strach. Czuła go w pobliżu, pełzał jak gad wśród cieniów zmierzchu w pustej okrągłej izbie. Uciekła przed nim jak przerażone dziecko.
Dopadła pierwszego piętra i przebiegała pokoje, odkręcając wszędzie światło. Szybko zapuszczała story w oknach. Rozejrzała się po salonie, poprawiła szkic Böcklina, przekrzywiony przy sprzątaniu, przestawiła kilka doniczek na oknach i zasiadła do roboty w swoim zacisznym gabineciku. Tę serwetę o nieokreślonem przeznaczeniu haftowała od trzech lat. Gruby srebrzysto-biały adamaszek już się przybrukał w robocie, ale wciąż jeszcze siedzia-