Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jest!
Torpeda odeszła, statek drgnął i stęknął głucho.
— Proszę, panie komendancie — idzie doskonale... Za nic nie może minąć...
— Patrzcie sami, Stuhr, ja nie będę.
Podoficer spojrzał zdumiony i natychmiast chciwie przywarł do periskopu. Biała smuga perlistych bąbli powietrznych szła, przecinając wały fal linją idealnie prostą. Podoficer śledził ją z zapartym oddechem, póki mu nie znikła w zamęcie fal zwełnionego morza.
— Stoi, stoi w miejscu! Ludzie się kręcą na tyle, zapuszczają haki, usiłują wyciągnąć sieć... Nie zdążą...
Baron nie był ciekawy strzału. Zadumał się ponuro. Wspomnienie o koledze Reimarusie zgnębiło go. To, że on tu leży tak niedaleko na dnie z całą załogą w stalowej trumnie, ubodło go dreszczem przerażenia. Ta śmierć wydała mu się dziwnie nową, jak gdyby nigdy ani razu jeszcze o tem nie pomyślał. Zaskoczyła go jakimś przenikliwym, zgrozą przejmującym realizmem prawdy.
Rzecz dawno wiadoma i pospolita odsłoniła się nagle do samej głębi i stanęła mu do oczu w straszliwej bliskości. Domniemanie, przypuszczenie stało się pewnością — prawdopodobieństwo już było prawdą. Od trzech lat wyruszał na morze z szansą trzydziestupięciu na sto — tak wykazywała