Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a tatusiek spaceruje. Ach, jaka pani miła! Nawet nie myślałam.
Śmiało wyciągnęła rękę do Bogny i dodała:
— Właściwie to powinnam do pani mówić „stryjenko“, ale pani jest stanowczo za młoda i za ładna na tak ciężki tytuł. Prawda?
Bogna uśmiechnęła się blado:
— Nie myślałam, że pani... że jesteś taka duża. Ewaryst tak opowiadał o tobie, jak o dziecku.
Panienka wydęła usta:
— Ach, stryj tu był w zeszłym roku, a poza tym on jest taki wielki, że bez kija nie przystępuj. Może sobie pani wyobrazić, że chciał, bym go całowała w rękę! Wie pani co mu powiedziałam? Powiedziałam tak: — Niech stryjek wymaga tego od Przyjemskiej.
Roześmiała się, lecz zaraz urwała, widocznie spostrzegłszy się, że palnęła głupstwo.
— Bo widzi pani... on tu trochę asystował tej aktorce. Swoją drogą powinna go pani trzymać mocno.
Bogna pomyślała: — tu jeszcze o niczym nie wiedzą. Lecz w tejże chwili Kazia wypaliła:
— A teraz szanowny stryjcio siedzi?... Ładna historia. Mamusia utrzymuje, że od dawna to przewidywała. Ale mamusia zawsze przewiduje dopiero wtedy, gdy się coś stanie. Dziadzio mówi, że mama to Pytia z przekroczonym terminem, czy coś w tym guście. Niech mi pani powie co on właściwie przeskrobał?
— Przykro mi o tym mówić, kochanie.
— O, przepraszam panią, bardzo przepraszam. Rzeczywiście jestem bardzo niedelikatna. To ta głupia ciekawość. Wydam się pani teraz taką mieszczaneczką. Ja