Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stała nieruchoma z oczami pełnymi łez. Prezes kiwał się przed nią na rozstawionych nogach i coś mruczał pod nosem. Nagłym ruchem zarzuciła mu ręce na szyję i rozbeczała się na dobre. Na głowie czuła szeroką, ciężką dłoń Szuberta. Gładził jej włosy i cmokał od czasu do czasu w skroń, aż dzwoniło w uszach.
— Dziecko moje — mówił surowo i gniewliwie — moje kochane dziecko, nie przejmuj się tym zanadto. Chcę, żeby ci było dobrze. Nic w tym nie ma nadzwyczajnego. Tylko proszę powiedzieć temu durniowi, żeby jakiego głupstwa nie palnął. Jagoda wydał o nim bardzo pochlebną opinię. Ale to trochę nieładnie wobec Jagody zabrać mu podwładnego na zwierzchnicze stanowisko. Zresztą pal go sześć. Na razie Malinowski ma urlop, po urlopie od razu przejdzie do dyrekcji. Z początku musi zostać pełniącym obowiązki, a nominację otrzyma, jeżeli nie okaże się, że jest beznadziejnym idiotą. Ostatecznie nie święci garnki lepią. W razie czego niech we wszystkim radzi się pani. I proszę mu powiedzieć, że tylko dla pani to robię. Wpychają mi tu ze wszystkich stron różnych protegowanych. No, już dobrze, drogie dziecko. Niechże ci się szczęści.
Bogna wracała do domu półprzytomna. Oczywiście ani przez chwilę nie przyszło jej na myśl zastosować się do życzenia Szuberta: jakże mogłaby Ewarystowi powiedzieć, że jej zawdzięcza awans. Najchętniej w ogóle zamilczałaby o wszystkim, by dowiedział się o nowym stanowisku drogą oficjalną, by w głowie postać mu nie mogło, że coś innego poza jego własnymi kwalifikacjami wpłynęło na nominację. Jednakże pokusa przeżycia z nim radości jak najprędzej była zbyt silna.