Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gną było przestępstwem przeoczonym przez kodeks karny:
— Jak można żenić się z młodą, z młodziutką panienką, mając lat pięćdziesiąt dwa! Zawiązał dziewczynie życie, a co najzabawniejsze, uważał, że daje jej szczęście! Sam mi opowiadał, że nie raz całe noce przegadywali ze sobą, lub czytali Homera! Słyszałeś pan coś podobnego?
— Jednak kochali się bardzo — zauważył Borowicz.
— Do stu diabłów, są inne środki okazywania miłości, niż Homer. Ale on zawsze był niedołęgą. Opowiedziałbym panu, jak ta fujara zbłaźniła się kiedyś, ale de mortuis nihil nisi bene. Otóż dość o tym durniu. Zostawił w końcu Bognę samą, bo przecież starego Brzostowskiego nie można liczyć, zostawił samą, a to nie jego zasługa, że ona umie dać sobie radę w życiu. Jednak ja, jako przyjaciel zmarłego poczuwam się do obowiązku opieki nad nią zwłaszcza w tych kwestiach, gdzie już raz wykazała brak zdrowego rozsądku. Mówię o jej pierwszym małżeństwie. Teraz zwierzyła mi się, że — ale to, panie Borowicz, między nami — że chce wyjść za tego Malinowskiego.
Borowicz wzruszył ramionami:
— Słyszałem o tym.
— No i cóż pan na to?
— Cóż ja? — zrobił obojętną minę Borowicz.
— Jakto?... Przecie pan znasz tego Malinowskiego, wiesz pan co to za człowiek, kolegowaliście przecież?
— Na różnych wydziałach. Zresztą nie utrzymywaliśmy bliższych stosunków.
— Jednakże i teraz więcej pan masz z nim do czynienia niż ja. Bogna chyba i jej los obchodzą pana, co?