Strona:Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale wśród dzikich skał i parowów,
Próżno śledzili kryjówki wroga. —
Więc po staremu boleść i trwoga
Wybuchły niewiast jękiem i łkaniem.

Widząc, to Święty, z ubolewaniem
Rzekł: „Bracia moi! wyznajcie szczerze,
Czy nim Bóg na was nasłał to zwierzę,
Nikt z was i nigdy przedtem nikomu
Nie zrobił krzywdy, w polu czy w domu:
Czy to przez jaki postęp zdradziecki,
Czy to przez napaść lub gwałt zbójecki?“

Na to pytanie, stojący kołem
Jedni na drugich spojrzeli społem,
l nastąpiło milczenie głuche.
Święty zgadł winę — ale i skruchę.
A więc rzekł znowu: „Bracia i siostry!
Miecz kary Bożej ciężki i ostry,
I przeciw niemu nie ma puklerza.
Ziemski wasz oręż nie zwalczy zwierza;
Sam płacz i jęki nieba nie wzruszą.
Ale pomnijcie sercem i duszą:
Za co spaść na was mogła ta plaga,
I czego po was Bóg się domaga?
A wtedy wierzcie Jego dobroci
Że wam złe nawet w dobro obróci.“ —

Rzekł — oni wszyscy padli na twarze.
„Ojcze! my grzeszni; Bóg słusznie karze!
Żal i poprawę ślubujem sami,
Lecz ty, ty Święty módl się za nami!“

Święty się wzruszył i snać w milczeniu
Modlił się myślą; — aż, jak w natchnieniu