Strona:Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ocknął się, głośną obudzony wrzawą,
Uchylił głowę i uważnie słucha.
Takty piosenki bijące tak żwawo,
Nie były obce dla młodego ucha.
Cenił rycerzy jak wszyscy współcześni,
Jako obrońców kraju i Kościoła;
Kochał minstrelów, bo znając cel pieśni,
Wiedział co nuta smutna i wesoła.
Do dźwięków wiersza, do muzyki grania
Namiętnym taktem jego piersi biły,
Bóg, co kraj ducha przed piewcą odsłania.
Rymotwórczemi obdarzył go siły.
Poczuł natchnienie ku świeckiej piosence,
Opiewać boje, łowy i puhary
I mimowoli zadrżały mu ręce,
Jakby szukając dźwięcznych strun cythary.
Ale cythary pod ręką niebyło,
Zatęsknion po niej; jak po cacku dziecię,
A tu natchnienie z nieprzepartą siłą
Wiodło myśl jego po tym pięknym świecie,
W krainę bojów, zwycięstwa, kochania,
Gdzie leży niwa dla pieśni bogata...
Dawno Franciszek sam sobie zabrania
Tych marnych uczuć znikomego świata,
A jednak serce rwało się ku ziemi,
Chciał swoje ziemskie wypowiedzieć żale;
Wybrał najświętszą pomiędzy ziemskiemi
Pieśń o swym kraju i o jego chwale.
Więc chociaż z sobą nie miał swej cythary.
Głos wydać z piersi odważył się śmielej,
Dobrawszy słowa do muzycznej miary,
Taką pieśń posłał za echem minstreli: