Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlatego, że mama sama winna. Na co leży srebro w komodzie, jak zaklęty skarb?
— Czyż mam ci stale powtarzać, że go nie tknę, choćbym ostatnią suknię sprzedać miała! Tak ciężkiego grzechu nie dopuszczę się nigdy przeciw pamięci swego ojca, abym herb naszego rodu — pani Hordliczkowa pochodziła z Podwalskich — wcisnęła w rękę handlarza starzyzną. Wreszcie, któżby to zaniósł? Chybabyśmy się nie poniżyli przed służącą, więc czy miałabym iść ja, czy ty?
— Julaby poszła.
— Próżne słowa. Wiesz dobrze, że tej kwestyi nie lubię. Całe nasze nieszczęście zależy od tego, że nie mamy w domu praktycznego mężczyzny. Gdyby się ojciec naprawdę zaczął starać, musiałby dostać jakie miejsce. Ale tak, kończy się wszystko na pięknych planach. Raz marzy o zarządzie stacyi na Węgrzech, drugi raz o synekurze w Tyrolu, a tymczasem siedzi wiecznie na miejscu i boi się wyjść między ludzi. A synowie — jak ojciec. Włodzimierz błąka się po świecie bez celu, a Jaro spędza za piecem czas drogocenny.
— Z nim trzeba się obejść inaczej. Niech się uczy rzemiosła, kiedy mu łacina nie pachnie! — rzekła Irena i wróciła do łodzi rybackiej, która ją znów ukołysała do snu o szczęściu i miłości.
Nieprzyjaciel łaciny nie ruszył się nawet przy miażdżącym wyroku matki i siostry. Wyrok ten był po części sprawiedliwy. Przygotowania pana Jarosława do ciężkiej walki życiowej były bardzo ogra-