Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał się palec jego na kartce, oczy spoczywały dłużej na cyfrach i rękopisach, a z ust wybiegały uwagi: „jutro do notaryusza! — odnowić stempel! — zajrzę w książkę! — tym sobie pewno zapalę fajkę! — na ciebie, panku, musimy iść z nożem!”
— Tatusiu, dlaczego Kopciuszek miał tak małą nogę? — pytał chłopiec, siedzący przy nogach pana Jastrzębia, podnosząc na niego swe wielkie, jasne oczy...
Ale tatuś mało kłopotał się o podobne drobiazgi, jak noga Kopciuszka. Milcząc, czynił dalej przegląd pstrego pułku, który się tam na dworze bił i krwawił w walce życia, gdy on wygodnie zagarniał wojenne łupy. Miał ich wszystkich w garści w prawdziwem znaczeniu tego słowa.
Podczas gdy przesuwał palcem te kartki, migotały się między niemi, jak w obszernym albumie, podobizny najróżnorodniejszych ludzi: siwowłosi panowie w czarnych surdutach, teatralne księżniczki, niezgrabni wieśniacy, strojni dandysi, zakłopotani przemysłowcy, weseli birbanci, poeci...
— Tatusiu, czy doczekamy się sądnego dnia? — szczebiotał chłopczyk.
— Dlaczego? — zapytał pan Jastrząb zamyślony, nie wiedząc nawet o co go pytano.
— Chciałbym widzieć gwiaździsty deszcz.
Nie wiem czy byłby ten gwiaździsty deszcz zyskał więcej u pana Jastrzębia, niż Kopciuszkowa nóżka; w tej chwili bowiem skrzypnęły drzwi i uwaga mego