Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

duje! Z chęcią byłby jeszcze dziś wszystko zostawił w jego szponach i z wesołem sercem opuścił miasto i ojczyznę, gdzie się musiał zniżyć aż do poziomu pisarza loteryjnego.
Tym razem radość pana Hordliczki była zaraźliwą.
Wszakże to już nie było proste jabłko cieszyńskie, których ojciec swojej rodzinie tyle naobiecywał; tym razem otrzymał już nareszcie pewne miejsce, ze stałą płacą i z wyznaczonym terminem objęcia obowiązków. Nie trzeba dodawać, że ta zmiana stosunków znacznie osłabiła wrażenie ostatniego ciosu, do którego się pan Jastrząb, rozgniewany do najwyższego stopnia, gotował. Odnowił poraz ostatni drugą egzekucyjną sprzedaż sprzętów należących do małżonków Hordliczków, a dnie, dzielące ich od tej sprzedaży, można było policzyć na palcach. Kiedyindziej byliby widzieli za tym gorzkim kielichem tylko głęboką, bezdenną przepaść, teraz widzieli tam nowe życie — życie na wygnaniu, lecz cóż było lepszego od wygnania dla tej garstki ludzi, dla której kwitły w ojczyźnie cierpkie tylko wspomnienia?
W oznaczonym dniu — był to zarazem dzień, w którym odbyć się miała licytacya — pośpieszał pan Hordliczka do hotelu, aby otrzymać instrukcye hrabiowskie.
Kiedy zapytał o hrabiego w bramie hotelu, za-