Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzu. Nareszcie zaryły się jego palce kurczowo w jej ramieniu, lecz wtem wpadło światło do pokoju, ktoś zatrząsł z zewnątrz drzwiami, potem u stóp pana Jastrzębia znalazło się potłuczone szkło szyby w drzwiach, a w otworze tym ukazała się blada, jak śmierć, twarz Rozyny. Oczy jej miotały pioruny, rysy drgały zazdrością, gniewem, pogardą...
— Ha, stary Jastrzębiu, nie masz dosyć jednej gołębicy? Dyable! szatanie! — wymówiła syczącym głosem.
Julia, której ramię puścił pan Jastrząb, zląkłszy się, odskoczyła po klucz do stołu przy łóżku i nim się nieprzyjaciel jej zoryentował, przemknęła tuż obok szalonej Rozyny na balkon. Noc spędziła w pokoju dziecinnym.
Kiedy się wieża kościółka na wierzchołku góry zarumieniła pierwszemi promieniami poranku, opuszczała już ze skromnem zawiniątkiem wioskową sielankę.
Pan Jastrząb przez noc wytrzeźwiał zupełnie. Nawymyślał sobie od starych błaznów i odjechał pod wieczór napowrót do miasta, aby raz już ukończyć tę niemiłą sprawę z Hordliczką.