Strona:Śmiertelna gałka.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

dejść, by oddać dobranoc, to też pułkownik rzekł do swej żony:
— Obetrzyj łzy i udawajmy przed nią wesołość, zapomnijmy przez tę chwilę o tem, co nas ma spotkać.
— Dobrze. Zamknę to w mojem sercu, chociaż bliskiem jest ono pęknięcia.
— A jednak wszystko z pokorą znieść należy, bo On wie co czyni.
— Niech się jego święta wola spełni. Mówią to moje usta — oby Bóg dał by powtórzyć mogły i serce.
— Cicho, kochanie, oto już ona nadchodzi.