Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mezanu, śmiała się po cichu, gdy prześladowanie się nie powiodło.
Kätchen dziękowała Bogu, jak za osobliwą łaskę jego, że ta słaba istota z taką niesłychaną mocą ducha i wytrwałością opierała się prześladowaniu.
W istocie na twarzyczce królowej, która w początkach znacznie była pobladła i nosiła wiadome ślady cierpienia, odkwitał znowu rumieniec świeży. Patrzyła śmiało — jedna tylko Bona, na którą patrzeć nie mogła, wrażała w nią trwogę, której zwyciężyć nie umiała.
Nawet naówczas gdy Włoszka się starała być dla niej uprzejmą, gdy przemawiała słodko (przy świadkach), Elżbieta nie czuła się ośmieloną.
W głosie tym zawsze brzmiała nienawiść, warczała jakaś groźba.
Wiele czasu spędzając sam na sam z Hölzelinowną i kilku pannami dworu, królowa ożywiała się, czytać sobie kazała, modliła się, zajmowała robótkami.
Przynoszono jej plotki, których słuchała, zbytniej do nich nie przywiązując wagi.
Raz w dni kilka czasami przychodził do niej mąż, który z obawy Bony, śledzącej każdy krok jego, nigdy nie bawił długo, zaledwie słów kilka obojętnych zamieniwszy, uciekał.
W nim ten strach matki był tak widoczny,