Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odemnie do Maryi, a ja śmiałam się wkrótce do kogo innego, bo mam taką naturę... ale Dżemma kocha inaczej! Ona nie da wam spokoju, bo go sama nie odzyszcze więcej... ona może umrzeć. Jej bogato wydać za mąż nie potraficie, bo ona niczyją być po was nie zechce. Nie rozżarzajcież tego pożaru, w którym ona spłonąć może. Nie będzież wam żal tej istoty, tak stworzonej do szczęścia i do uszczęśliwiania?
— Ja ją kocham — odparł król zasępiony. — Wierz mi Bianko, że wcale się z nią rozstawać nie myślę.
— Ale Miłość Wasza wiesz dobrze, że to trwać nie może — rzekła pośpiesznie Bianka. — Kochaliście nie mówię mnie, ja byłam może dla was zabawką... a Marietta, a Giulietta, a Rosa...
Podniosła rączki trochę duże ale kształtne do góry.
— Królu mój, któż zdobycze wasze policzy! — zawołała. — Przypomnijcie Mariettę! Nie kochaliście jej jak Dżemmę, a przecież...
Nie dokończyła. August oczy spuścił.
— Nie rozumiem czego chcesz odemnie — rzekł sucho.
— A mnie się trudno wytłómaczyć jaśniej — szepnęła Bianka. — Biedna Dżemma, ona tak wierzy! tak ufa! tak jest pewną...
Mówiła jeszcze Włoszka, gdy król dał jej znak, posłyszał a raczej przeczuł nadbiegającą