Pst, słońce wschodzi!
Rzuca na ziemię złotych strzał tysiące
I wszystko topi w Jasnych barw powodzi; Pst, wschodzi słońce,
I zmienia ziemski padół, jak czarodziej,
W ustronie wonne, kwietne i śmiejące.
Na żytnie łany
I na wstąg rzecznych w słońca skrach błękitnie
Lśniącą powierzchnię, spływa nimb różany; Na łany żytnie
Pył złoty leci, leci czar wiośniany:
I wszystko pała, śmieje się i kwitnie.
Śpiewacy leśni
Budzą się pierwsi do swej dziennej pracy
I zaczynają rozwodzić swe pieśni; Leśni śpiewacy
Ze wszystkich istot i stworzeń najwcześniej
Żyć zaczynają i śpiew nakształt racy
Strzela w błękitu
Modrą oponę i pełen wesela
Wita jutrzenkę perłowego świtu! W błękitu strzela
Toń lazurową, jakby z malachitu
Ulaną, pszczelna i osia kapela.
I wszędy wstaje
Ruch, gwar i tycie. Pól jedwabnych grzędy
Tchną upojeniem, cicho szumią gaje. I wstaje wszędy
Taka bezmierna rozkosz, iż się zdaje,
Jakby szedł biały Anioł szczęścia tędy.
Na roli świętej
Zjawił się siwy Piast-kmieć i powoli
Podszedł, by spojrzeć na łan żyta zżęty. Na świętej roli
Stanął i zdał się znagła wniebowzięty.
Tak twarz mu lśniła w słońca aureoli.
W górze skowronki
Dzwoniły nad nim w sfer błękitnej chmurze.
Jak czarodziejskie, metaliczne dzwonki, — Skowronki w górze
Grały, a kędyś w dali wonne łąki
Tonęły w jutrzni królewskiej purpurze.
W polną ulicę
Weszli żniwiarze. Słychać wkrąg swawolną
Piosnkę i widać dziewcząt pstre spódnice; W ulicę polną.
Kędy zagonów barwne szachownice
Łączą się, weszli ochotnie choć wolno.
Zboże ujrzeli
I pochwaliwszy chórem Imię Boże,
Z radością żywą do pracy się wzięli; Ujrzeli zboże
I tejże chwili, jak jeden mąż wszczęli
Pieśń Pańską: »Kiedy ranne wstają zorze...«
A słońce z góry
Lało wciąż na nich blaski swe gorące,
Kaskady złota, ponsu i purpury; A z góry słońce
Błogosławiło tej ich pracy, z której
Żyć ma tysięcznych tysięcy tysiące.