Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 059.jpeg: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Pywikibot touch edit
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{tab}}Myślał właśnie o tem mądrem zrządzeniu Opatrzności, kiedy wielbłądy naraz prychać zaczęły i wyciągać długie szyje ku popękanej skale z piasku sterczącej. Azis zaniepokoił się i wraz z drugim parobkiem, Selmą, poszedł zobaczyć, coby to tam być mogło. Za chwilę zaczęli wołać obaj na Hafida.<br />
{{tab}}Myślał właśnie o tem mądrem zrządzeniu Opatrzności, kiedy wielbłądy naraz prychać zaczęły i wyciągać długie szyje ku popękanej skale z piasku sterczącej. Azis zaniepokoił się i wraz z drugim parobkiem, Selmą, poszedł zobaczyć, coby to tam być mogło. Za chwilę zaczęli wołać obaj na Hafida.<br>
{{tab}}Naszli oni wśród skał drżących z przestrachu przybyszów z księżyca...<br />
{{tab}}Naszli oni wśród skał drżących z przestrachu przybyszów z księżyca...<br>
{{tab}}Roda, otworzywszy oczy tego dnia, miał wrażenie, że dopiero przed chwilą był zasnął, — zdziwił się też niepomiernie, widząc, że słońce już wzeszło na horyzont i zaczyna dobrze dogrzewać. Po chwili dopiero przypomniał sobie, że jest na Ziemi i że tutaj taki zwyczaj. Towarzysz jego spał spokojnie, zerwał się też zaraz na równe nogi, gdy tylko mistrz się poruszył.<br />
{{tab}}Roda, otworzywszy oczy tego dnia, miał wrażenie, że dopiero przed chwilą był zasnął, — zdziwił się też niepomiernie, widząc, że słońce już wzeszło na horyzont i zaczyna dobrze dogrzewać. Po chwili dopiero przypomniał sobie, że jest na Ziemi i że tutaj taki zwyczaj. Towarzysz jego spał spokojnie, zerwał się też zaraz na równe nogi, gdy tylko mistrz się poruszył.<br>
{{tab}}— Co się stało? — spytał, przecierając oczy.<br />
{{tab}}— Co się stało? — spytał, przecierając oczy.<br>
{{tab}}— Nic. Słońce świeci.<br />
{{tab}}— Nic. Słońce świeci.<br>
{{tab}}Wyszli obaj z kryjówki, zdziwieni jeszcze i tem, że noc przeminęła bez śniegu i mrozu. Okolica po dniu wydała się im niemniej pustą i straszliwą, jak w mroku wieczornym. Przekonali się tylko, że Ziemia nie jest zgoła bujniejszej roślinności pozbawiona, — o kilkadziesiąt kroków przed nimi chwiały się osamotnione drzewa dziwne o wysokich pniach z zieloną koroną liści ogromnych u góry. Natchnęło ich to pewną otuchą, że zdołają tu życie utrzymać, a tylko wspomnienie wczoraj widzianych okropnych potworów duszę im niepokojem zatruwało.<br />
{{tab}}Wyszli obaj z kryjówki, zdziwieni jeszcze i tem, że noc przeminęła bez śniegu i mrozu. Okolica po dniu wydała się im niemniej pustą i straszliwą, jak w mroku wieczornym. Przekonali się tylko, że Ziemia nie jest zgoła bujniejszej roślinności pozbawiona, — o kilkadziesiąt kroków przed nimi chwiały się osamotnione drzewa dziwne o wysokich pniach z zieloną koroną liści ogromnych u góry. Natchnęło ich to pewną otuchą, że zdołają tu życie utrzymać, a tylko wspomnienie wczoraj widzianych okropnych potworów duszę im niepokojem zatruwało.<br>
{{tab}}Ostrożnie, oglądając się za każdym krokiem, zaczęli się zbliżać ku drzewom. Po drodze, mijając załom skały, stanęli, nowym a niespodziewanym uderzeni widokiem. Przed nimi wznosiło się coś, niby dom dla wielkoludów w gruz się rozsypujący. Patrzyli na kolumny niesłychanej grubości i na skały na nich spiętrzone, mające stanowić powałę.<br />
{{tab}}Ostrożnie, oglądając się za każdym krokiem, zaczęli się zbliżać ku drzewom. Po drodze, mijając załom skały, stanęli, nowym a niespodziewanym uderzeni widokiem. Przed nimi wznosiło się coś, niby dom dla wielkoludów w gruz się rozsypujący. Patrzyli na kolumny niesłychanej grubości i na skały na nich spiętrzone, mające stanowić powałę.<br>
{{tab}}— Istoty, które tutaj mieszkały, musiały być znacznie większe od&#32;»Zwycięzcy«, może sześć, może dziesięć razy — mówił Mataret zadzierając głowę do góry.<br />
{{tab}}— Istoty, które tutaj mieszkały, musiały być znacznie większe od&#32;»Zwycięzcy«, może sześć, może dziesięć razy — mówił Mataret zadzierając głowę do góry.<br>

Wersja z 17:38, 4 maj 2021

Ta strona została skorygowana.

Myślał właśnie o tem mądrem zrządzeniu Opatrzności, kiedy wielbłądy naraz prychać zaczęły i wyciągać długie szyje ku popękanej skale z piasku sterczącej. Azis zaniepokoił się i wraz z drugim parobkiem, Selmą, poszedł zobaczyć, coby to tam być mogło. Za chwilę zaczęli wołać obaj na Hafida.
Naszli oni wśród skał drżących z przestrachu przybyszów z księżyca...
Roda, otworzywszy oczy tego dnia, miał wrażenie, że dopiero przed chwilą był zasnął, — zdziwił się też niepomiernie, widząc, że słońce już wzeszło na horyzont i zaczyna dobrze dogrzewać. Po chwili dopiero przypomniał sobie, że jest na Ziemi i że tutaj taki zwyczaj. Towarzysz jego spał spokojnie, zerwał się też zaraz na równe nogi, gdy tylko mistrz się poruszył.
— Co się stało? — spytał, przecierając oczy.
— Nic. Słońce świeci.
Wyszli obaj z kryjówki, zdziwieni jeszcze i tem, że noc przeminęła bez śniegu i mrozu. Okolica po dniu wydała się im niemniej pustą i straszliwą, jak w mroku wieczornym. Przekonali się tylko, że Ziemia nie jest zgoła bujniejszej roślinności pozbawiona, — o kilkadziesiąt kroków przed nimi chwiały się osamotnione drzewa dziwne o wysokich pniach z zieloną koroną liści ogromnych u góry. Natchnęło ich to pewną otuchą, że zdołają tu życie utrzymać, a tylko wspomnienie wczoraj widzianych okropnych potworów duszę im niepokojem zatruwało.
Ostrożnie, oglądając się za każdym krokiem, zaczęli się zbliżać ku drzewom. Po drodze, mijając załom skały, stanęli, nowym a niespodziewanym uderzeni widokiem. Przed nimi wznosiło się coś, niby dom dla wielkoludów w gruz się rozsypujący. Patrzyli na kolumny niesłychanej grubości i na skały na nich spiętrzone, mające stanowić powałę.
— Istoty, które tutaj mieszkały, musiały być znacznie większe od »Zwycięzcy«, może sześć, może dziesięć razy — mówił Mataret zadzierając głowę do góry.