Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/190: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
m AkBot przeniósł stronę Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/188 na Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/190, bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
Challengera. Otóż wreszcie i nasz gospodarz, z tem orlem, suchem obliczem, z niebieskimi oczyma, zimnemi jak dwa lodowce, oczyma na dnie których tai się coś groźnego i żartobliwego zarazem.<br>
Challengera. Otóż wreszcie i nasz gospodarz, z tem orlem, suchem obliczem, z niebieskiemi oczyma, zimnemi jak dwa lodowce, oczyma na dnie których tai się coś groźnego i żartobliwego zarazem.<br>
{{tab}}Takimi pozostaną na zawsze w mej pamięci.<br>
{{tab}}Takimi pozostaną na zawsze w mej pamięci.<br>
{{tab}}Już po kolacji, w swojem specjalnem sanktuarium, zalanem falą łagodnego światła, ozdobionem niezliczonemi trofeami — lord John zakomunikował nam wielką nowinę. Wyjął z szuflady stare pudełko od cygar i postawił przed sobą na stole.<br>
{{tab}}Już po kolacji, w swojem specjalnem sanktuarium, zalanem falą łagodnego światła, ozdobionem niezliczonemi trofeami — lord John zakomunikował nam wielką nowinę. Wyjął z szuflady stare pudełko od cygar i postawił przed sobą na stole.<br>

Aktualna wersja na dzień 22:31, 11 lip 2020

Ta strona została skorygowana.

Challengera. Otóż wreszcie i nasz gospodarz, z tem orlem, suchem obliczem, z niebieskiemi oczyma, zimnemi jak dwa lodowce, oczyma na dnie których tai się coś groźnego i żartobliwego zarazem.
Takimi pozostaną na zawsze w mej pamięci.
Już po kolacji, w swojem specjalnem sanktuarium, zalanem falą łagodnego światła, ozdobionem niezliczonemi trofeami — lord John zakomunikował nam wielką nowinę. Wyjął z szuflady stare pudełko od cygar i postawił przed sobą na stole.
— Być może — zaczął — iż powinienem był powiedzieć wam wcześniej to co mówię dzisiaj, ale nie byłem pewien czy nie wprowadzę was w błąd, a nie chciałem wzbudzać w was próżnych nadziei. Dzisiaj jednak gdy się ziściły mogę już przemówić. Czy pamiętacie owo gniazdo pterodaktyli wśród trzęsawiska? Otóż zabarwienie gruntu uderzyło mnie wówczas; ponieważ nie zwróciliście na nie prawdopodobnie uwagi więc powiem wam, że był to krater wulkanu o pokładach niebieskawej gliny.
Obydwaj profesorowie skinęli potakująco głowami.
— Raz tylko jeden w życiu widziałem błękitnawą glinę wśród formacji wulkanicznej, a było to w wielkiej kopalni djamentu w Kimberley. Nic więc dziwnego, że nabiłem sobie głowę djamentami i, skonstruowawszy przyrząd ochronny, na wypadek zatargu z pterodaktylami, spędziłem w ich sąsiedztwie nader miły dzionek. Oto jego plony.