Siostry bliźniaczki/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Siostry bliźniaczki
Podtytuł Powieść
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1896
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.

Gilbert chciał udać się do hrabiego i oświadczyć się o rękę Henryki, lecz ona oparła się temu.
Z półsłówek, jakie kilkakrotnie w salonie doszły jej uszu, wiedziała, że młodość jego była bardzo burzliwą.
Nie zniechęciło ją to, lecz przejmowało obawą o zezwolenie stryja.
Przytem Gilbert nie był szlachcicem, co w przekonaniu hrabiego stanowiło dość poważną przeszkodę.
Z tych względów poradziła Gilbertowi, by użył za pośrednika swego kolegę szkolnego, a jej kuzyna Raula, wikarego przy kościele św. Ambrożego. +
Gilbert, pomimo, iż wychowywał się w zakładzie religijnym, nienawidził księży, a w szczególności Raula d’Areynes; głównie z powodu iż był spadkobiercą hrabiego i miał zabrać kiedyś połowę jego majątku.
Ale ponieważ proponowany przez Henrykę środek wydawał mu się praktycznym, zgodził się więc na jej żądanie.
Następnego dnia Henryka powiadomiła Raula o swoich uczuciach dla Gilberta.
Młody wikary nigdy nie rządził się uprzedzeniem, mimo to nie lubił Rollina, a właściwie nie miał dla niego szacunku, uważał go bowiem za człowieka powierzchownego, egoistę, nie mającego w życiu innego celu nad zaspokojenie namiętności.
Ale ponieważ Rollin zachowywał pozory, więc wyraźnie wikary nie miał do zarzucenia mu żadnego czynu niehonorowego.
Wyznanie Henryki zasmuciło go.
— Czy jesteś pewną, że go kochasz? — zapytał.
— Kocham go całą duszą moją! odrzekła namiętnie. — Nie wiedziałam dotychczas co to jest miłość. Pojmuję ją dopiero teraz.
— W twoim wieku, zwłaszcza z usposobieniem tak romantycznem, łatwo jest poczytać złudzenie za rzeczywistość.
— Jak ty źle sądzisz mnie! odrzekła. — Nie jestem przecież dzieckiem.
— Czy dobrze zdajesz sobie sprawę ze swego uczucia?
— Tak dobrze, że potrafię je nawet analizować na chłodno. Gilbert jest dla mnie wszystkiem — bez niego nic dla mnie nie istnieje. Wolę dzielić z nim same cierpienia, niż wszelkie rozkosze świata z kim innym. Gdyby on umarł, nie przeżyłabym gol!
— To egzaltacya!
— Nie, to miłość. Przyszłam na świat dla tego, bym została żoną Gilberta... Kochając go, spełniam przeznaczenie moje.
— Zastanów się, że małżeństwo jest w życiu czynem najpoważniejszym... i nieodwołalnym. Ci, których kapłan złączy, związani są z sobą na zawsze. Nic nie może wrócić im swobody, i jeżeli pomylili się w wyborze, wtedy życie ich staje się męczarnią.
— Lecz jeśli nie pomylili się, zdobyli niebo. Dzień mego ślubu będzie pierwszym dniem mego szczęścia!
— Nie myślę obmawiać Rollina, ale może nie wiesz, że przemarnotrawił cały swój majątek.
— Cóż mnie to obchodzi? mam swój.
— Ma skłonność do rozrzutności.
— Utraci ją po ożenieniu się.
— A jeżeli zachowa?
— A ja ci mówię, że utraci! Kobieta kochająca i kochana wiele może uczynić.
— Więc jesteś stanowczo zdecydowaną zaślubić go?
— Stanowczo.
— Czegóż żądasz odemnie?
— Ażebyś pomówił ze stryjem i uzyskał jego zezwolenie.
— Dobrze, pomówię.
— Raul tegoż dnia zobaczył się z hrabią Emanuelem i powtórzył mu swą rozmowę z Henryką.
Hrabia wysłuchał go w milczeniu, poczem namarszczywszy brwi, zawołał:
— On! ten próżniak, który dożył do trzydziestego roku życia i nie potrafił zająć żadnego stanowiska!
— Może jeszcze zmienić się — odrzekł ksiądz i wynagrodzić czas stracony.
— Hulaka!.
— Będzie musiał myśleć o przyszłości... Człowiek, który wiele przeżył, mniej narażony jest na pokusy, niż nie znający uciech światowych. Henryka kocha go i będzie jego podporą.
— Nie jest szlachcicem.
— Mój stryju, wobec Boga jesteśmy wszyscy równymi i to jest jedną z głównych zasad naszej religii.
Hrabia zamyślił się.
— Więc cóż radzisz mi? — zapytał w końcu. — Nie żądam od ciebie rady jako od kapłana, gotowego zawsze do przebaczenia, ale jako od krewnego, od członka rodziny, dotychczas czystej i poważanej.
— Sądzę, że Rollin był lekkomyślnym, ale nie splamił się niczem. Gdybym na jedną chwilę przypuszczał rzecz przeciwną, nie mówiłbym o nim.
— Słowem radzisz, mi zezwolić na to małżeństwo?
— Rozmawiałem z Henryką i przekonałem się, że miłość jej nie jest urojeniem młodej dziewczyny romantycznej, jak z początku sądziłem, lecz uczuciem głębokiem i niezachwianem. W małżeństwie tem widzi swoje szczęście, Czy wolałby stryj, by była nieszczęśliwą?
— Zdaje mi się, że ten młodzieniec myśli tylko o zbogaceniu się.
— Majątek Henryki, wynoszący wszystkiego dwieście tysięcy franków, jest dość skromnym i nie może nęcić poszukiwacza posagu.
— Do sumy tej zamierzam dodać drugie tyle — odrzekł hrabia. — Co stanie się z temi pieniędzmi w rękach marnotrawcy, który w przeciągu kilku lat roztrwonił majątek ojcowski?
— Warto by stryj sam sam pomówił o tem z Rollinem.
— Rzeczywiście, pomówię.
— Stryj, będąc opiekunem Henryki, ma prawo, nawet obowiązek, wybadania pretendenta do jej ręki. Ponieważ myśli o małżeństwie, więc chce odmienić sposób życia. Niech stryj zobaczy się z nim, wypyta.
— Zobaczę się, ale ponieważ nie prosił mnie jeszcze o rękę Henryki, nie mogę więc wszczynać tej kwestyi.
— Niech stryj będzie spokojnym, Rollin nie będzie zwlekał z oświadczynami.
Hrabia po tej rozmowie wezwał Henrykę i w ostrych słowach wyraził swoje niezadowolenie, ale ona na wszystkie jego zarzuty odpowiadała mu:
— Kocham go.
— Nie wiedząc nawet, czy zasługuje na twoją miłość?
— Zasługuje, ponieważ oddałam mu swe serce, a jego instynkt nie myli mnie.
— Gilbert Rollin popełnił tysiące szaleństw!
— Postępował, jak postępują wszyscy młodzi ludzie, nie mający u boku osoby, która wpływałaby na nich.
— Prowadził życie bardzo burzliwe!
— Tem lepiej!
— Dla czego lepiej?
— Tem więcej cenić będzie zacisze domowe, serdeczność i przywiązanie żony.
— Strwonił cały majątek odziedziczony po ojcu.
— Błędy przeszłości będą dla niego nauką na przyszłość. Prawda, że pan Rollin popełnił wiele niedorzeczności, ale można mu je przebaczyć, gdyż honor jego pozostał bez skazy. Wiele może mu stryj zarzucić, lecz nie zaprzeczy, że jest człowiekiem bardzo dobrze wychowanym i niepodobny do dzisiejszej młodzieży, która w dwudziestym roku życia czuje się znudzoną i wyczerpaną.
— Co z tego wszystkiego, skoro zawsze był próżniakiem i nie korzystał ze swej inteligencyi i zdrowia!
— Zyskał doświadczenie! Zresztą, nie jestem dzieckiem i potrafię wywierać wpływ na mego męża... Wreszcie, proszę stryja — dodała przymilając się i obejmując ramieniem szyję starca, — kocham go, oddałam mu duszę moją; bez niego byłabym nieszczęśliwą a stryj, który kocha mnie jak ojciec rodzony, nie pragnie przecież mego nieszczęścia?
— Więc dobrze — rzekł starzec wzruszony, — jesteś czarodziejką i robisz zemną co ci się podoba. Jeżeli zawiedziesz się, umywam ręce od wszystkiego.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.