Serce (Amicis)/Walka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Serce |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1938 |
Druk | Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Konopnicka |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Można się było spodziewać tego.
Franti, wypędzony przez dyrektora, postanowił się zemścić i zaczaiwszy się za węgłem czekał na Stardiego, który po wyjściu ze szkoły wstępował zwykle na ulicę Wielkozłotą po siostrę i razem z nią tędy powracał. Widziała to moja siostra Sylvia i wystraszona przybiegła do domu.
I stało się tak: Franti, w swojej ceratowej czapce wsadzonej na bakier, pobiegł na palcach za Stardim, i szukając zaczepki pociągnął z tyłu za warkocz siostrę jego tak silnie, że mało jej na wznak nie przewrócił. Dziewczynka krzyknęła, brat jej się odwrócił, Franti, o wiele od Stardiego wyższy i silniejszy, rzekł:
— Albo nie piśniesz, albo cię zamaluję.
Stardi nie myślał długo i choć tak mały i gruby, rzucił się na tego dryblasa i zaczął walić pięścią gdzie popadło. Niewiele mu jednak mógł zrobić, bo Franti chwycił go za oba ramiona. Na ulicy były tylko dzieciaki i nikt nie mógł bijących się rozdzielić.
Cisnął teraz Franti o ziemię Stardiego, ten zerwał się w mig, ale znów runął, a Franti walił w niego jak w kłodę. W jednej chwili rozerwał mu ucho, podbił oko i trzasnął pięścią w twarz tak, że biednemu chłopcu krew z nosa poszła. Ale Stardi twardy! Zaryczał tylko:
— Zabijesz mnie, ale ja ci zapłacę!
I oto Franti buch o ziemię, a Stardi na nim, kopie go, łbem bodzie jak baran, a kuje po nim pięścią, jakby młotem.
Jakaś kobieta woła z okna.
— Brawo, mały!
A inne:
— On broni swojej siostry.
A jeszcze inne:
— Bij! Nie daruj! A zdzielże go tęgo!
A do Frantiego:
— Na mniejszych się rzuca! Tchórz! Podły!
A wtem Franti się zerwał, podstawił nogę, Stardi padł, a ten dopieroż po nim!
— Poddaj się!
— Nie poddam!
— Poddaj się!
— Nie!
I w mgnieniu oka Stardi się zerwał, chwycił Frantiego wpół, przegiął go z szalonym wysiłkiem i wściekle o bruk cisnąwszy padł mu jednym kolanem na piersi.
— O nikczemnik, ma nóż — krzyknął jakiś człowiek nadbiegając, aby rozbroić Frantiego. Ale już Stardi chwycił niegodziwca obu rękami za ramię i tak go ugryzł w zaciśniętą pięść, że nóż mu z niej wypadł, a krew broczyć zaczęła.
Teraz dopiero nadbiegli inni, rozerwali ich, podnieśli; Franti powlókł się poturbowany, na czworakach prawie, a Stardi został na placu bitwy, podrapany srodze na twarzy, z okiem podbitym, ale zwycięski, obok płaczącej siostry, wpośród chłopców, którzy zbierali rozrzucone po ulicy książki i kajety.
— Dzielny malec! — odzywały się dokoła głosy kobiet. — Nie dał ukrzywdzić siostry! Obronił!...
Ale Stardi, który się bardziej troszczył o swój tornister niźli o zwycięstwo, zaraz zaczął po jednemu oglądać najpierw książki, potem kajety, czy nie brakuje czego, czy wszystko w całości, powycierał rękawem, obejrzał piórnik, każdą rzecz na swoim miejscu ułożył, po czym spokojny i poważny jak zwykle rzekł do swojej siostry:
— Pójdźmy prędko, bo mam robić zadanie na wszystkie cztery działania.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |