Sen srebrny Salomei/Akt piąty
←Akt czwarty | Sen srebrny Salomei romans dramatyczny w pięciu aktach Akt piąty Juliusz Słowacki |
Spis treści→ |
Sala we dworze regimentarskim, przybrana posępnie jak na sądownictwo - oświecona jarzącym światłem. Wchodzi Księżniczka z orszakiem panien respektowych, bogato ustrojona.
KSIĘŻNICZKA
- Jaki jęk na dziedzińcach!
- Jak płaczą mołodyce!
- Klną stepowe księżyce
- I słońce i rwą włosy.
- Ile krwi w Ukraińcach,
- Tyle teraz tu rosy
- Wyleje się na kwiaty:
- Astry, gwoździki, róże.
- Gdym wyszła na podwórze,
- Zobaczyłam i katy
- Okropne i czerwone,
- Nie wiem, skąd przywiezione. -
- Ach! a ze mną co będzie?
- Czy jak srebrne łabędzie
- Spłynę na krwi czerwieni?
- Czyli mi się odmieni
- Ten skrwawiony poranek
- W wieczór słodkiej tęsknoty,
- Cichy, księżycem złoty,
- Tak miły dla kochanek!
- A dla pijaków panów
- Tak wesoły po wojnie!
- Świecący tak spokojnie
- Dla starych kurhanów!
- A dla dziś osądzonych
- Mogił świeżo czerwonych
- Taki pełny spoczynku! -
- Włos mam w listkach barwinku,
- A chociaż z wróżek szydzę,
- Taką się dzisiaj widzę,,
- Jakąm się, ach! widziała
- W przyszłych myśli szafirze,
- Kiedym dziesięć lat miała,
- A dumkarz grał mi dumki na lirze.
Wchodzi Regimentarz, Leon. Sekretarz sądu i orszak Szlachty.
REGIMENTARZ
- Czemuś, moja panno, dziś nie w czerni?
- W dzień tak straszny, tu, gdzie kryminały
- Będę sądził Towarzysze pancerni,
- Zasiadajcie Żupan widziałem dziś biały -
- Gdy go zrzucę, to będzie czerwony
- Kazać w cerkwi uderzyć we dzwony
- I wprowadzić tu herszty rzezunie.
Zasiada na krześle Polscy wojacy wprowadzają okutego w łańcuchy Semenkę i kilku z naczelników rzezi.
JEDEN Z CHŁOPÓW
kłaniając się
- Daruj, pane! Taj czart niechaj splunie
- Czarną krew, co my z panów wylały.
- Taj bądź ty nam jak car biały,
- Bądź litośny.
REGIMENTARZ
- Bóg to widzi! nie mogę.
- Uderzyliście w trąby na trwogę,
- Zapaliliście wioski i dwory,
- Świat was widział jak krwawe upiory
- Tańcujące w pożarach, ohydni!
- Niech wam Pan Bóg po śmierci rozwidni
- Piorunami i drogę pokaże
- Ja ni mogę - ja was śmiercią ukarzę,
- Jako wężom jad czarny odbiorę,
- A na waszą udaną pokorę
- Nie uważam. - Ściąć im łby i w kawały
- Poćwiertować
CHŁOPY
- Taj szczob bisy proklały
- Twij dom czarny.
REGIMENTARZ
- Egzekwować ich zaraz.
do Semenki
- A ty?
SEMENKO
- Ze mną nie będzie ambaras -
- Cienką szyję mam
REGIMENTARZ
- Słuchaj, Semenko.
- Jak ty jeszcze tu niedawno
- Mój chleb jadł!
SEMENKO
- Taj mi niestrawno.
REGIMENTARZ
- A dzisiaj pod kata ręką?
- Pod ręką sprawiedliwości?
SEMENKO
- Taj proszę ja jegomości
- O śmierć, a nie o naukę.
REGIMENTARZ
- Znałem cię za śmiałą sztukę,
- Lecz za takie diable szczenię
- Nie mógłbym nigdy osądzić.
- Jak ty mógł tak rozporządzić
- Buntem? I takie płomienie
- Zapalić?
SEMENKO
- Jak? - Sercem, panie
REGIMENTARZ
- Syna ty mego, gałganie,
- Jak smok uwiodłeś na zgubę
SEMENKO
- Oj dzieciątko twoje lube!
- Jemuż to i rosa szkodzi!
- Nie czart no on czarty wodzi.
- Szczob ja jego miał był oczy,
- Jego serdeczną przynętę:
- Byłby ja wiódł życie święte,
- Uciekł z nią do Pawołoczy.
- Byłby ja gdzieś o hetmanach
- Śnił na trawie, na kurhanach;
- Choćby przyszło pod Kozyrą
- Zostać w Siczy tabuńczykiem
- Albo lud obchodzić z lirą; -
- Byle nie być niewolnikiem,
- Nie żyć sercem przez połowę;
- A położyć dumną głowę
- Na kochanki wierne łono,
- Że ja nie z tą się koroną,
- Co twój syn, urodził, panie, -
- Toż ja za to na majdanie
- Stał jak czart w pożarach czarny:
- A dziś ty mi pan, bezkarny,
- W domu twoim zetniesz głowę, -
- No zobaczysz ciało zdrowe,
- Żyły, jak krwią jasną trysną;
- No, zobaczysz, jak się ścisną
- Moje zęby, a nie zgrzytną;
- No zobaczysz twarz błękitną,
- A nie strachem śmierci bladą;
- No rozporzesz przed gromadą
- I rozedrzesz na dwie szmaty:
- Taj poznasz, że ja chłop z chaty,
- A nie tchórz na dokumentach.
REGIMENTARZ
- Myśl teraz o sakramentach.
SEMENKO
- Pan Bóg bez tego oczyści.
REGIMENTARZ
- Cherubinowie ogniści
- Najczystsze duchy uwodzą.
- Lecz kto stoi aż do końca
- Pod aniołów takich wodzą,
- Ten zaprawdę niewart słońca.
- Semenko, ty Boga bliski,
- Zamódlże się teraz w duchu. -
- Zakneblować jemu pyski,
- Nogi zostawić w łańcuchu,
- Zawiesić mu kir na czoło,
- Ręce wznieść, słomą okręcić
- I całego oblać smołą;
- Potem przez księdza poświęcić
- I czarną figurą smolną
- Podparłszy, gdy zechce się walić,
- Na samym wierzchu - zapalić
- I przez wieś prowadzić wolno
- Jako świecznik zapalony;
- A ciągle niech biją w dzwony,
- Póki zgore świeca,
- Okropna ludu gromnica,
- Świecąca buntu trupowi.
Wyprowadzają Semenkę.
KSIĘŻNICZKA
do regimentarza
- Ach strach mię przeleciał mrowi!
- Panie!
REGIMENTARZ
- Cicho mi bądź, dziewko,
- Bo ci żupana podszewką
- Krwawą zamaluję usta.
KSIĘŻNICZKA
- Ach blada jestem jak chusta!
- Jaka to czarna godzina!
REGIMENTARZ
- Sąd się od drugich zaczyna,
- A zakończy się na sobie
- Wiedzcie zaś, że to, co robię
- W imieniu swoim i syna,
- Z aniołów idzie nakazu,
- Którym nie tylko wyrazu
- Wnętrznego trzeba od ludzi,
- Lecz i kształtu, co żal budzi,
- Skruchą serce zadawalnia,
- A przed sądem już aniołów uwalnia.
Daje rozkaz, wnoszą ciało Gruszczyńskiego i opierają trupa na krześle, z którego zszedł regimentarz; ten zaś wziąwszy syna za rękę klęka przed umarłym i mówi:
- Szkolny mój niegdyś kolego,
- Przyjacielu, dziś nieżywy,
- Tyś był zawsze sprawiedliwy,
- Sądź mnie i syna mojego.
- Zaprawdę! obaśmy winni!
- Ja twojej, człowieku, zguby,
- A on hańby: - my istynni
- Zabójce twojej rodziny.
- Choć w tobie już żadne szruby
- Martwej ręki nie poruszą,
- Weź ten miecz ognisty duszą,
- Jeśli to uczynić zdolna,
- I na karki spuść nam z wolna,
- I każ odnieść na swój cmentarz.
- Boś ty wielki regimentarz,
- Sędzia Pana Boga święty;
- A my, twoje delikwenty,
- Leżym w prochu - zetnij! zetnij! -
- Lecz co mówię? przebacz, stary.
- Ja wiem, żeś ty pełen wiary,
- Od nas czyściej żył, szlachetniej. -
- Czy ja cię nie znam, człowieku?
- Starego druha i kuma?
- Czy ja nie wiem, co trup duma?
- Trup, jednego ze mną wieku,
- Trup, jednego ze mną serca,
- Jak ja niegdyś śmiały, butny,
- Jak ja teraz blady, smutny,
- Na tym krześle zamyślony.
Wstaje i mówi do przytomnych.
- Panowie! ja nie morderca -
- Oto boleścią szalony
- Rzucam się w okropnej męce
- Przyjacielowi na ręce
- Czy nie widzicie? że ściska,
- Ta twarz jego smętna, cicha,
- Patrzcie, niby słońcem błyska.
- Wzywam was wsszystkich na świadki,
- Że to jak twarz smętna matki,
- Nie twarz, która sądem grozi
JEDEN ZE SZLACHTY
- Ten trup powietrze zamrozi
Daje znak i wynoszą umarłego.
- A ty, nasz Regimentarzu,
- Ze smętnych myśli otrzeźwij
- I z żywymi staw się rzeźwiéj.
REGIMENTARZ
- Coraz więcej na cmentarzu
- Mogił, a śmierć ciągle kosi
- I tam wszystko się przenosi.
- A tu coraz puściej co dnia;
- I dla nowego przychodnia
- Coraz obszerniej przy stole
- Sumnienie zaś w sercu kole.
- I to najgorsza z boleści!
- Najstraszniejsza! jak widzicie;
- Gdy człowiek łez w oczach nie zmieści,
- Smutku nie dożuje skrycie;
- Ale żal otwarcie głosi,
- Na zimne kamienie pada
- I o przebaczenie prosi;
- A śmierć mu nie odpowiada,
- Cichą będąc tajemnicą.
- Więc tak, pogodziwszy siebie
- Z tą jasną duchów różycą;
- Która pośmiertny na niebie
- Kościół osłonecznia nieco;
- By się oczy ducha pasły
- Blaskiem serc, które tu zgasły,
- A w anielskiej róży świecą: -
- Wiem i to, że mi koniecznie
- Z światem się godzić należy;
- I biec razem, jak czas bieży,
- Bo stanąć jest niebezpiecznie. -
- Jakoż pogrzebowe świeczki
- Gęstym zagasiwszy płaczem,
- Afektów będę tłumaczem
- Mego syna dla księżniczki.
KSIĘŻNICZKA
na stronie
- Otóż znów spod rysiej burki
- Szlacheckie pokazał ucho.
REGIMENTARZ
- Mogęż cię imieniem córki
- Powitać? Mogęż z otuchą
- Wnosić, że mi jedynaka
- Uszczęśliwisz?
KSIĘŻNICZKA
- Ja niezmienna.
REGIMENTARZ
- I cóż?
KSIĘŻNICZKA
- Ja zawsze jednaka.
REGIMENTARZ
- Zgadzasz się?
KSIĘŻNICZKA
- Jestem kamienna,
- Nieskruszona.
REGIMENTARZ
- Pókiż tego?
KSIĘŻNICZKA
- Aż pierścienia czerwonego
- Dostanę
REGIMENTARZ
- Dalejże, synu!
- Pierścień z jasnego rubinu
- Wypal na bielutkiej dłoni
- Pocałunkiem, aż się skłoni
- Być twoją
LEON
- Mój ojcze drogi,
- Pozwól, żeć uścisnę nogi
- I powiem także tej pani
- Pokornie, żem nie jest dla niéj
- Dzisiaj nic więcej prócz brata
- I sługi - bo także muszę
- Odejść od krwawego świata
- I za tamtej pani duszę,
- Przysypany od popiołów,
- Odpokutować w klasztorze.
- Bo moje serce nie może,
- Przeklęte raz przez aniołów,
- Ofiarować się nikomu.
REGIMENTARZ
- Jakiś czar na moim domu.
- Lękam się, że runie w gruzy.
KSIĘŻNICZKA
- To jest coś na kształt rekuzy.
- Na kształt grochowego wieńca.
REGIMENTARZ
do syna na boku
- Patrz na nią - w zorzach rumieńca
- Stoi, na pół zagniewana,
- Jak miesiąc srebrno-różana;
- W koronie ze złotych szpilek,
- Na których siadają kwiatki
- Jak przy motylku motylek;
- A spodem buk i bławatki
- Ciemności rzucają silne,
- Alabastrom lic przychylne,
- Szmaragdom oczu zazdrośne,
- Rubinom ust nie szkodzące.
- Patrz, te piersi, dwa miesiące
- W staniku ze złotej lamy.
- Dwa słońca, dwa kręgi głośne,
- Które - gdy jej ust słuchamy -
- One do ust niosą głosy,
- Jak harfy sercem dotknięte.
- Patrz na jej leciuchne włosy,
- Spod zieleni Na te wcięte,
- A pełne tajemnych zacisz
- Gorsy, te łabędzie chody
- Patrz i pomyśl, co ty tracisz!
- Na Boga! gdybym był młody,
- Pomyślałbym o tym dwa razy.
KSIĘŻNICZKA
- Ach senne moje obrazy
- Biorą kształt.
Wchodzi Wernyhora w płaszczu dziada, z lirą
REGIMENTARZ
- Czemu tu gwary
- Ucichły jak wroni skwir?
- Co to za siwy dziad stary?
- Wygląda jak dawny król lir. -
- Parobku, z jakiej ty chaty?
WERNYHORA
- Z mohił, panie.
REGIMENTARZ
- Bardzo wierzę,
- Boś podobny do upiora.
WERNYHORA
- Ja stepowy Wernyhora.
REGIMENTARZ
- Szukają ciebie rycerze.
WERNYHORA
- Rycerze błądzą po drodze,
- Ja sam na słowo przychodzę.
REGIMENTARZ
- Więc jesteś mi w domu święty.
- Siadaj, staruszku, na ławie.
SWERNYHORA
- Za żadne ja dyjamenty
- Z wami długo nie pobawię,
- Nie usiądę tu na ławie
- Jako człowiek z wami bratni;
- Bo ja lirny król ostatni
- Pójdę duchy jak żurawie
- Odprowadzać do hetmanów.
- Słyszeli wy, jak z kurhanów
- Dobył ja stepowej liry?
- Jakie płacze, jakie skwiry
- Wron i orłów słychać było,
- Gdy ta lira, pod mogiłą
- Ręką Lacha zakopana,
- Odezwała'ś spod kurhana
- W blask miesiąca czerwonego;
- Jak córka do ojca swego,
- Jak zaklęta upiornica,
- Jako Lachów niewolnica,
- Jak duch srebrny do księżyca.
- A gdy ja rozkopał doły
- I przytulił ją na ręku,
- Słyszał jej duch, cały w brzęku
- Jak pierś u brzęczącej pszczoły -
- A gdy otrząsł z niej popioły
- I w klawisz ręką zatętnił:
- To się ja sam aż zesmętnił,
- Usłyszawszy pierwsze granie,
- I rozpłakał na kurhanie
- Jakby w księżycowym raju. -
- Wże ja teraz ne zahraju,
- Pany! - Idę w sen, na ciszę!
- Oj liro twoje klawisze,
- Gdzieś ze srebra dawniej lane,
- Nogą pieśni wydeptane
- Jakby stare sęki drzewne
- I kamienie przedcerkiewne,
- I zapadłe w dół mogiły:
- Świadczą, że pieśni chodziły
- Po klawiszach, pieśni chyże!
- I siadały na sen w lirze,
- W krąg siadały pieśni tłumy;
- Posążnice - stare dumy,
- Piorunnice - stare krzyki,
- Szumki lotu - konie kare,
- Szumki płaczu - dum słowiki,
- Błyskawice - myśli stare,
- Rusałczanki - dzwony szklanne;
- Smętne dumy podkurhanne
- Kędyś aż od Zaporoża.
- Taj dla wszystkich dom uprzejmy -
- Siądą w lirze jak na sejmy;
- A pośrzodku Duma Boża,
- Krwią Chrystusa purpurowa,
- Siedzi jakby dum królowa
- I radzi świat podbić cały -
- Darujcie, pany - ja biały
- Dziad ot ja trochę szalony.
- Może co złego powiedział? -
REGIMENTARZ
- Zagrałeś nam w dziwne tony,
- Jakbyś na kurhanie siedział.
- Czego chcesz? Tłumacz jaśniej.
WERNYHORA
- Pane - ot, po krwawej waśni,
- Gdyś ty ludu krwią czerwony,
- Przyszedł ja ci w moje dzwony
- Zagrać głucho, tuż nad uchem,
- I pożegnać ciebie duchem
- Mego ludu.
REGIMENTARZ
- Gdzież idziecie?
WERNYHORA
- Ot ja, panie, miał na świecie
- Jeden futor gdzieś pod borem,
- Dom bez złota, adamaszków;
- I trzy brzozy pełne ptaszków,
- I trzy źródła pod futorem,
- Jak ze srebra tarcze lane,
- Jak kąpiele rusałczane.
- Taj póki lud był szczęśliwy,
- Póki duch żył - ja był żywy -
- Teraz - pane, Boh ze mnoju! -
REGIMENTARZ
- Czegóż ty chcesz?
WERNYHORA
- Ot w pokoju
- Rozstać się z wami, panicze,
- Jeszcze spojrzeć wam w oblicze,
- Aby zapamiętać długo
- Duchom, szczo was proklinaje
REGIMENTARZ
- Moj staruszku, czas nastaje,
- Że nie będąc naszym sługą
- Możesz cicho zostać z nami
WERNYHORA
- Szczo? ja, batku? - trup z trupami?
REGIMENTARZ
do szlachty
- Dumny szelma!
WERNYHORA
- Ja szalony -
- Może ja głupstwo powiedział
- Przez dziedziniec wasz czerwony
- Jam szedł i drogi nie wiedział,
- Choć dwór widział odemknięty;
- Aż mi jeden człowiek ścięty
- Poswetył łbem aż do sieni
KSIĘŻNICZKA
zbliżając się
- Ojcze! Ach my przerażeni
- Twymi słowy, wszyscy smutni.
- Zagraj nam lepiej na lutni
- Jaką piosenkę z księżyca.
WERNYHORA
- Szczo heto za anhełyca? -
- Ach ja do niej idąc w lesie
- Szedł jak gdyby w interesie. -
- Panno, nie chodź mi od boku,
- Bo mi widy jakieś w oku
- Błyszczą, serce drga jak struna. -
- Ja odzyskał sen widuna
- Patrząc w lice tego dziecka. -
- Kto ty? Czy ty Wiśniowiecka?
- Czy pamiętasz tego dziada,
- Co, bywało, tobie gada
- Śród pasieki dumy stare?
- Co, bywało, ciebie senną
- Na łóżeczko pod kotarę
- Nosi i tam jak kamienną,
- Uśpioną dumami kładzie?
- Czy pamiętasz, co ja w sadzie
- Wróżył tobie na dzień ślubny?
- Że to ludu mego zgubny
- Będzie dzień jak pożar krwawy
- A w pożarach żywa świeca,
- A koło niej lud ciekawy,
- A ona aż w twarz księżyca
- Tryskająca krwią czerwoną,
- Aż na twoje tryśnie łono?
KSIĘŻNICZKA
- Ach pamiętam, i cóż dalej?
WERNYHORA
- Taj gromnica, gdy się spali
- Pod szablicą pana Sawy,
- Przyjdzie i franciszkan krwawy,
- Pasem się krwi przewiązawszy
- Niosąc pierścień jeszcze krwawszy.
KSIĘŻNICZKA
- Ach pamiętam franciszkana!
- Widzę nawet jego rysy.
WERNYHORA
- A potem drużka ubrana
- W srebrne, podśnieżne narcysy
- Przyjdzie, drużka, trupie ciało
KSIĘŻNICZKA
- Ach, pamiętam drużkę białą!
WERNYHORA
- A co pierwej?
KSIĘŻNICZKA
- Ach nie pomnę!
WERNYHORA
- Przed mężem - księdzem - i druhną?
KSIĘŻNICZKA
- Ach jakieś blaski ogromne!
- Dary świecące jak próchno,
- Ślubne moje podarunki!
WERNYHORA
- Podobna ty do widunki!
- Wszystko sen i prawda szczera!
- Pierwej moja srebrna lira
- Rozbita i odemknięta
Tłucze lirę o podłogę i wyrzucone z niej papiery oddaje księżniczce.
- Wyrzuci te dokumenta,
- Ktore ja krył, póki sądził,
- Że Sawa będzie hetmanem. -
- A teraz ja rozporządził
- Wszystkim, nad czym ja był panem,
- Lirą, pieśnią, wychowanką,
- I hetmanem, i hetmanką;
- Taj wychodzę z szlachty proga,
- Jak wszedł - a nie bez łez, pany!
- Bo ja z wami chleb łamany,
- Od jednego dany Boga,
- Długo jadł - aż zęby stracił.
- Bogdaj Pan Bóg wam zapłacił
- Za jadło i za gościnę
REGIMENTARZ
- Gdzież idziesz?
WERNYHORA
- Na Ukrainę.
KSIĘŻNICZKA
- Czy to prawda, że po ciebie
- Koń jakiś biały przyleci?
- Koń, co po mogiłach grzebie,
- Okiem rubinowym świeci;
- Jakiś dziwny koń piekielny,
- Mówią, że koń nieśmiertelny.
WERNYHORA
- Ja nie wiem, tak pieśni głoszą.
KSIĘŻNICZKA
- Gdzież takie konie unoszą,
- Powiedz! Bo ja będę wiodła
- Długo za tobą oczami -
- Bo mi w oczy sypnął skrami,
- Smutkiem napełnił nieznanym;
- Ten koń, z lirą grającą u siodła,
- I z dumkarzem zapomnianym
- Ulatujący na wieczność.
- Czy tam jaka pół-słoneczność
- W tych mogiłach? czy tam ciągłe strachy?
WERNYHORA
- Każdy kwiat ma swe zapachy,
- Każdy duch swój wid półjasny,
- Każde serce swój strach własny,
- Każdy orzeł lot przedlotny;
- A ja wiem, że ja samotny,
- Jak ty głoskiem to wywiodła;
- Przez piekielnego rumaka
- Porwan wściekły - bez czapraka,
- Z lirą grającą u siodła,
- Umarłe trzaskając kości
- Polecę w niespokojności,
- W strachu, w żalu, ale w mocy.
- Aż kiedyś - gdy na godzinie
- Stanie miesiąc o północy;
- to koń znowu z siodła skinie
- Mego ducha na kurhany.
- Taj znów zagra dziad z powagą,
- Taj znów jęknie - a kto zna go,
- A kto słyszał poza światem,
- Pryde - w łańcuch żurawiany,
- Pryde - lirą tchnąć jak kwiatem,
- Pryde - z serca pić jak z czary,
- Pryde - z piersi czerpnąć wiary,
- Pryde - iskry wziąć z ogniska. -
- Ten dziad, co tu lirę ciska
- Jak fałszywą sorokówkę;
- Taj z trupami na wędrówkę
- Wietrznym koniem teraz pędzi,
- Naprowadzi wam łabędzi
- I rycerzy, i hetmanów.
- Taj śłuchajte - gdy z was, panów,
- Budut' trupy - budut' hłazy:
- Taj gdy się wasz trup trzy razy
- Pod mogiłą, rwąc do sławy,
- Znów przewróci na bok krwawy;
- I pomyśli, nędzarz Boży,
- Że i piorun nie otworzy
- I nie zdejmie wieka z truny;
- Taj świat przeklnie i pioruny: -
- To jak stanę ja, dziad rzewny,
- Jak mu ręce łzą uroszę,
- Po żebracku jak poproszę;
- Jak ja lirę upokorzę
- I na sercu mu położę,
- I do czoła mu przycisnę;
- I przeszłością w oczy błysnę,
- Starych dum nasypię w uszy:
- Klnę się na duch! że się ruszy
- Taj swą twarzą księżycową
- Spojrzy na was jak upiory
- Otóż macie moje słowo,
- Macie dumę Wernyhory.
- A stepowe gdzieś miesiące
- Wiedzą - o czym ja nie wiedział;
- Czemu ja przez usta klnące
- Wam przekleństwa nie powiedział.
KSIĘŻNICZKA
- Stój. - więc Polska?
WERNYHORA
- Ja stepowy
- Dziad, panienko Ja nic nie wiem
KSIĘŻNICZKA
- Mówią, że kopiec grobowy,
- Gdzie ty zaśniesz pod modrzewiem,
- Zniknie?
WERNYHORA
- Moja panno miła,
- Mówią, że zniknie mogiła -
- Ja nic nie wiem. czas pokaże.
KSIĘŻNICZKA
- Weźże ty ode mnie w darze
- Tę zauszniczkę z turkusa;
- Jak twój srebrny koń da kłusa
- Tu z powrotem, na kurhany;
- Czy po wiekach, czy po latach,
- To mi, staruszku kochany,
- Dasz ten turkus i przypomnisz pasiekę,
- Gdzie ja, bywało, na kwiatach
- Pod piastunki się opiekę
- Uciekałam gdyś ty gadał o marach.
WERNYHORA
- Ot panienko młodość w czarach!
- A co dziś? ja człek grobowy! -
- Pany! wasz dom purpurowy
- Niech śpi - i ja spaty budu.
Odchodzi.
KSIĘŻNICZKA
- Pierwszy raz, duch tego ludu,
- Słyszałam, jak o łzy żebrze.
- Dotąd na miesięcznym srebrze,
- Malował nic kolorowe. -
- Dajcie mi księżyc na głowę!
- Dajcie mi tęczę pod nogi!
- Za tym dumkarzem polecę! -
- Ach co widzę? Sawa, z drogi?
- W jakiej on czerwonej rzece
- Kąpał się? figura krwawa!
Wchodzi Sawa w białym żupanie zbryzganym krwią, z pałaszem w ręku.
SAWA
- Nie udała się wyprawa.
- Przebiegłem stepy, kurhany,
- Całe mgieł posępnych morze;
- A nigdzie o Wernyhorze
- W Ukrainie ani słychu. -
- Co gorsza, że się tu lichu
- Diabelskiemu dałem skusić
- I chcąc jeden ogień zdusić
- Cały oblałem się krwią;
- Dlatego z posępną brwią
- Stoję tu, mości panowie.
- Jadąc przez wioski ulice
- Spotkałem żywą gromnicę
- Z płomieniskami na głowie,
- Ze smołą ogniem kapiącą,
- Na mnie w oczy wprost idącą:
- Tak że pomimo harapa
- Zlękła zdębiła się szkapa;
- A ja, rozjuszony złością,
- A może też i litością
- Wpół pomięszaną z przestrachem,
- (Bo nie myślę czynu krasić),
- Na koniu szabli zamachem
- Chciałem to światło jarzące,
- Tę straszną marę zagasić;
- I w zamachu uciąłem jej ręce. -
- A to wszystko w smolnym dymie
- Stało się, niby w ukryciu,
- Przy żałośnych dzwonów biciu:
- Tak, że gdym wyleciał z chmury,
- To za mną - widmo olbrzymie,,
- Ręce podniosłszy do góry,
- Biegło, zda się, karku blisko
- Lecące pogorzelisko;
- Mszczące się samym hororem
- Goniło za mną widziadlo
- I aż tutaj, pode dworem,
- Na piasek złoty upadło,
- Wylawszy dwa koralowe
- Strumienie co, zda się, piszą
- Prześwięte Y Jezusowe
REGIMENTARZ
- Dość - bo uszy moje słyszą
- Krzyczącą krew. - Niech kto bieży,
- Do łba mu lufę przymierzy
- I skończy ciała męczarnie.
Wchodzi Pafnucy przywiązany pasem krwawym mnicha franciszkana.
- Cóż to? czy krwawą latarnię
- Duchy postawiły w sieni?
- I wpuszczają mi tłum cieni
- Skrwawionych do mego domu?
PAFNUCY
- W chwilę chłopskiego rozgromu
- Szablą Gruszczyńskiego zbrojny,
- Szukałem zemsty - jak mściciel:
- Aż mi szabli tej właściciel,
- Po śmierci, widzę, spokojny,
- Zemsty nad ludem zabronił. -
- Jakoż zaraz mię nieznany
- Strach ujął, siłęm uronił,
- Miecz się giął jak ołowiany;
- Chłopstwo mię porwało srogie
- I poznawszy po tonsurze
- Za księdza, ciało ubogie
- Ustroiło w krwawe róże,
- W świętego Franciszka pasy. -
- Bo dziś wiek, że polskie lasy,
- Dotąd kwiatkami panieńskie,
- Od pszczółek by lutnie brzmiące,
- Widzą nagoście męczeńskie,
- W czaszkach siekier półmiesiące,
- Ręce w płomiennych okowach;
- Wszystkie męczeństwa oznaki,
- Oprócz złotych słońc na głowach;
- Bo te płomieniste ptaki
- Później na czołach usiędą,
- Gdy się nam duchy podniosą. -
- Takem się ja przed komendą
- Sawy, krwi okryty rosą,
- Meldował, cierpiąc katowanie.
- I miałem to już zasługą,
- Że z ran uleczon cudownie,
- A pomny, żem Bożym jest sługą -
- Widząc tu dwie wielkie głownie
- Zgaszone Sawy szablicą;
- Nad tą konającą świecą,
- Której duch w płomienie spieszył,
- Tyle dokazałem słowy,
- Że się ten duch purpurowy
- Ugiął, a jam go rozgrzeszył.
- Tak mi dopomogły duchy,
- Że wydobyłem akt skruchy,
- Jęk spod smolnego płomienia
- I rozkaz, dany oczyma,
- Które szukając pierścienia,
- Na rękę, co jeszcze się zżyma,
- Krwią leje i w prochu się rusza,
- Zwróciły moją uwagę.
REGIMENTARZ
biorąc pierścień krwawnikowy z rąk Pafnucego, obraca się do księżniczki.
- Pierścień to wielką ma wagę!
- Bo to imię, panno, przymusza
- Ponowić ci prośby moje
KSIĘŻNICZKA
- A ja zaś przy dumkach stoję.
- Sawa z ust ognistych węża
- Jak błędny rycerz szalony
- Wyrwał ten pierścień dla żony,
- A ja z ręki mego męża
- Biorąc, będę go nosiła.
REGIMENTARZ
- Sawa? Czyś głowę straciła?
- Sawa słuszny kawaler, lecz nowy -
- Nie wiem nawet, czy szlachcic herbowy?
KSIĘŻNICZKA
- Dla mnie: rycerz ukraiński,
- A dla was już: pan Caliński.
- Na co dokumenta składam
- I te kościelne dowody.
- A sama do nóg ci padam
- Prosząc przyzwolenia i zgody
- Na ślub, który ci oszczędza,
- Panie, kościelnych wydatków,
- Bo dawno już był dany przez księdza.
REGIMENTARZ
- Ty ślubna?
KSIĘŻNICZKA
- Lecz na kształt kwiatków
- Jeszcze, panie, nie dotknięta.
SAWA
- Na co złoży dokumenta.
REGIMENTARZ
do Sawy
- Pamiętaj, że z twoją szkodą
- Bierzesz gadzinkę nadobną. -
- Caliński był tu podobno
- Kiedyś naszym wojewodą?
SAWA
- Tak, panie, dla tych szpargałów
- Ojca mojego zabito
- I te dokumenta skryto
REGIMENTARZ
- Życzę wam długich zapałów!
- Życzę szczęścia! - Pij nektary
- Z tej złoconej filiżanki,
- A z trwogą Cóż to za mary?
Wchodzą dwie Popadianki niosąc za końce prześcieradło białe.
POPADIANKA
- My ze stepu popadianki,
- Przyszły z srebrnym darem w ręku,
- Szczob tebi o brata Semenku
- Prosyły
REGIMENTARZ
- Na tom ja skałą.
- Semenko, wasz brat, nie żyje
POPADIANKI
Odkrywając z prześcieradła śpiącą Salomeę.
- Witże, daj ciało za ciało
REGIMENTARZ
- Co widzę? - Białe lilije!
- Moja szlachcianeczka trusia?
- W srebrnym prześcieradle Salusia? -
- Patrzaj, Lwie dzieciątko miłe!
- Ach! mogiła za mogiłę!
- Oddać im zwłoki kozacze.
LEON
- Ojcze, puść Niech ją zobaczę.
REGIMENTARZ
- Trzymajcie go! Panie Boże!
- On na to patrzeć nie może.
POPADIANKI
- Bud' szczasływ że ty nam ciała
- Nie odmówił my szczęśliwe
- No, choć twa ręka wspaniała,
- To my wspanialej wyrosły:
- Bo wam dały ciało żywe,
- A od was trupa wyniosły.
Wychodzą.
REGIMENTARZ
- Co mówicie? Synu! synu!
- Patrzaj, kolorek rubinu
- Wystąpił z ust bladziuteńki -
- Jeden paluszek u ręki
- Ruszył się - słońce w nią wpływa -
- Patrzajcie! ach żywa ! żywa!
- Żywa w moich rękach - o! widzicie!
Podnosi ją w rękach.
- Moje ukochane dziecię!
- W rękach moich żyć zaczyna
- Bijąca sercem ptaszyna.
SALOMEA
- Co się ze mną biedną stało?
- Czy ja w gorączce, czy chora?
- Wczora usnęłam z wieczora
- I śniłam coś biało - biało
- Przez te dziewczyny spojona,
- W krainie jakiejś bez brzegu,
- Gdzie jedna tylko na śniegu
- Plama - okropna - czerwona
- Ach strach mówić, com ja śniła
REGIMENTARZ
- W naszycheś ty rękach była,
- Ciągleśmy widzieli śpiącą
- Duszkę twoją latającą,
- Ciągleśmy, panno, widzieli;
- Teraz jaśniej nam! weselej.
- Że jesteś z nami, dziewczyno!
- A nim dwie pory przeminą,
- Na świętego klnę Franciszka,
- Z weselnego pociągniem kieliszka.
LEON
klękając przed Salomeą
- Narcysie mój
REGIMENTARZ
- Już różowy!
- Już nie narcys, ale róża
SALOMEA
- Dla mego anioła stróża
- Ten wianuszek zdejmę z głowy.
- Bo mię skrzydłami osłonił,
- Stał ciągle nad moim łożem
- I narcysem łoża bronił,
- Kiedym ja tam spała - z nożem
- Skrytym pod moją poduszką.
REGIMENTARZ
- Nie myśl o tym, moja duszko
- Wszystko dobrze się skończyło.
- A kto tam już pod mogiłą,
- Dowiesz się. - Jesteś sierotą. -
- Aleś moją gwiazdą złotą,
- Jesteś moją córką drugą;
- A syn mój będzie twym sługą
- Choćby na lat sto tysięcy,
- Lecz jeśli zechcesz, czym więcéj
- Tobie mój chłopczyna będzie. -
- Ot daj mu rękę, bo prosi,
Salomea rzuca się klęczącemu Leonowi na ramiona.
- O tak - jako dwa łabędzie,
- Jeden na swym grzbiecie nosi
- Drugiego głowę w upały;
- Tak mi się dziatek dwie pary
- Szczęsne za ręce pobrały;
- A ja w środku jak dziad stary.
LEON
klękając z Salomeą
- Błogosław mi, ojcze, z żoną.
REGIMENTARZ
- Chodźcie tu na moje łono.
- A za te przestrachy senne,
- Dziatki, odprawcie nowennę
- Za dusze w czyśćcu będące.
- A potem niechaj wam płyną
- Słodko miodowe miesiące
- I raj utracony winą
- Odkwitnie; a ja odnowię
- Przez obchody bardzo świetne
- Te dwa małżeństwa sekretne,
- Które wczoraj bym surowie
- Karcił - a dzisiaj pochwalam.
SAWA
do księżniczki
- Więc nie jeszcze?
KSIĘŻNICZKA
- Nie pozwalam,
- Aż tę nowennę odprawię.
SAWA
- Gołąbku z tęczonym pasem!
- To ja pójdę ku Warszawie
- I porwę króla tymczasem!
REGIMENTARZ
- A wy się już tam kłócicie!
- Sawa czegoś jak dziad żebrze?
KSIĘŻNICZKA
- Chce mu się miesiąca w cebrze,
- Chce się gwiazdy na błękicie.
REGIMENTARZ
do Sawy
- Nie znasz jej - a nie proś ładnie,
- To sama ci na nos spadnie.
- Sawo, chodźmy do kielicha
- Spłukać z ust proch i krwawiznę:
- A weźmy i tego mnicha,
- Który się bił za ojczyznę;
- Obaczym, czy dobrze pije
- Pierwsze zdrowie: Salomea niech żyje!
- A polećmy kraj i siebie
- Tej Salomei na niebie,
- Której święto nam przypada
- W przedostatnim listopada.
KONIEC