Przejdź do zawartości

Sen srebrny Salomei/Akt piąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Akt czwarty Sen srebrny Salomei • romans dramatyczny w pięciu aktach • Akt piąty • Juliusz Słowacki Spis treści
Akt czwarty Sen srebrny Salomei
romans dramatyczny w pięciu aktach
Akt piąty
Juliusz Słowacki
Spis treści

Sala we dworze regimentarskim, przybrana posępnie jak na sądownictwo - oświecona jarzącym światłem. Wchodzi Księżniczka z orszakiem panien respektowych, bogato ustrojona.

KSIĘŻNICZKA

Jaki jęk na dziedzińcach!
Jak płaczą mołodyce!
Klną stepowe księżyce
I słońce i rwą włosy.
Ile krwi w Ukraińcach,
Tyle teraz tu rosy
Wyleje się na kwiaty:
Astry, gwoździki, róże.
Gdym wyszła na podwórze,
Zobaczyłam i katy
Okropne i czerwone,
Nie wiem, skąd przywiezione. -
Ach! a ze mną co będzie?
Czy jak srebrne łabędzie
Spłynę na krwi czerwieni?
Czyli mi się odmieni
Ten skrwawiony poranek
W wieczór słodkiej tęsknoty,
Cichy, księżycem złoty,
Tak miły dla kochanek!
A dla pijaków panów
Tak wesoły po wojnie!
Świecący tak spokojnie
Dla starych kurhanów!
A dla dziś osądzonych
Mogił świeżo czerwonych
Taki pełny spoczynku! -
Włos mam w listkach barwinku,
A chociaż z wróżek szydzę,
Taką się dzisiaj widzę,,
Jakąm się, ach! widziała
W przyszłych myśli szafirze,
Kiedym dziesięć lat miała,
A dumkarz grał mi dumki na lirze.

Wchodzi Regimentarz, Leon. Sekretarz sądu i orszak Szlachty.

REGIMENTARZ

Czemuś, moja panno, dziś nie w czerni?
W dzień tak straszny, tu, gdzie kryminały
Będę sądził Towarzysze pancerni,
Zasiadajcie Żupan widziałem dziś biały -
Gdy go zrzucę, to będzie czerwony
Kazać w cerkwi uderzyć we dzwony
I wprowadzić tu herszty rzezunie.

Zasiada na krześle Polscy wojacy wprowadzają okutego w łańcuchy Semenkę i kilku z naczelników rzezi.

JEDEN Z CHŁOPÓW

kłaniając się

Daruj, pane! Taj czart niechaj splunie
Czarną krew, co my z panów wylały.
Taj bądź ty nam jak car biały,
Bądź litośny.

REGIMENTARZ

Bóg to widzi! nie mogę.
Uderzyliście w trąby na trwogę,
Zapaliliście wioski i dwory,
Świat was widział jak krwawe upiory
Tańcujące w pożarach, ohydni!
Niech wam Pan Bóg po śmierci rozwidni
Piorunami i drogę pokaże
Ja ni mogę - ja was śmiercią ukarzę,
Jako wężom jad czarny odbiorę,
A na waszą udaną pokorę
Nie uważam. - Ściąć im łby i w kawały
Poćwiertować

CHŁOPY

Taj szczob bisy proklały
Twij dom czarny.

REGIMENTARZ

Egzekwować ich zaraz.

do Semenki

A ty?

SEMENKO

Ze mną nie będzie ambaras -
Cienką szyję mam

REGIMENTARZ

Słuchaj, Semenko.
Jak ty jeszcze tu niedawno
Mój chleb jadł!

SEMENKO

Taj mi niestrawno.

REGIMENTARZ

A dzisiaj pod kata ręką?
Pod ręką sprawiedliwości?

SEMENKO

Taj proszę ja jegomości
O śmierć, a nie o naukę.

REGIMENTARZ

Znałem cię za śmiałą sztukę,
Lecz za takie diable szczenię
Nie mógłbym nigdy osądzić.
Jak ty mógł tak rozporządzić
Buntem? I takie płomienie
Zapalić?

SEMENKO

Jak? - Sercem, panie

REGIMENTARZ

Syna ty mego, gałganie,
Jak smok uwiodłeś na zgubę

SEMENKO

Oj dzieciątko twoje lube!
Jemuż to i rosa szkodzi!
Nie czart no on czarty wodzi.
Szczob ja jego miał był oczy,
Jego serdeczną przynętę:
Byłby ja wiódł życie święte,
Uciekł z nią do Pawołoczy.
Byłby ja gdzieś o hetmanach
Śnił na trawie, na kurhanach;
Choćby przyszło pod Kozyrą
Zostać w Siczy tabuńczykiem
Albo lud obchodzić z lirą; -
Byle nie być niewolnikiem,
Nie żyć sercem przez połowę;
A położyć dumną głowę
Na kochanki wierne łono,
Że ja nie z tą się koroną,
Co twój syn, urodził, panie, -
Toż ja za to na majdanie
Stał jak czart w pożarach czarny:
A dziś ty mi pan, bezkarny,
W domu twoim zetniesz głowę, -
No zobaczysz ciało zdrowe,
Żyły, jak krwią jasną trysną;
No, zobaczysz, jak się ścisną
Moje zęby, a nie zgrzytną;
No zobaczysz twarz błękitną,
A nie strachem śmierci bladą;
No rozporzesz przed gromadą
I rozedrzesz na dwie szmaty:
Taj poznasz, że ja chłop z chaty,
A nie tchórz na dokumentach.

REGIMENTARZ

Myśl teraz o sakramentach.

SEMENKO

Pan Bóg bez tego oczyści.

REGIMENTARZ

Cherubinowie ogniści
Najczystsze duchy uwodzą.
Lecz kto stoi aż do końca
Pod aniołów takich wodzą,
Ten zaprawdę niewart słońca.
Semenko, ty Boga bliski,
Zamódlże się teraz w duchu. -
Zakneblować jemu pyski,
Nogi zostawić w łańcuchu,
Zawiesić mu kir na czoło,
Ręce wznieść, słomą okręcić
I całego oblać smołą;
Potem przez księdza poświęcić
I czarną figurą smolną
Podparłszy, gdy zechce się walić,
Na samym wierzchu - zapalić
I przez wieś prowadzić wolno
Jako świecznik zapalony;
A ciągle niech biją w dzwony,
Póki zgore świeca,
Okropna ludu gromnica,
Świecąca buntu trupowi.

Wyprowadzają Semenkę.

KSIĘŻNICZKA

do regimentarza

Ach strach mię przeleciał mrowi!
Panie!

REGIMENTARZ

Cicho mi bądź, dziewko,
Bo ci żupana podszewką
Krwawą zamaluję usta.

KSIĘŻNICZKA

Ach blada jestem jak chusta!
Jaka to czarna godzina!

REGIMENTARZ

Sąd się od drugich zaczyna,
A zakończy się na sobie
Wiedzcie zaś, że to, co robię
W imieniu swoim i syna,
Z aniołów idzie nakazu,
Którym nie tylko wyrazu
Wnętrznego trzeba od ludzi,
Lecz i kształtu, co żal budzi,
Skruchą serce zadawalnia,
A przed sądem już aniołów uwalnia.

Daje rozkaz, wnoszą ciało Gruszczyńskiego i opierają trupa na krześle, z którego zszedł regimentarz; ten zaś wziąwszy syna za rękę klęka przed umarłym i mówi:

Szkolny mój niegdyś kolego,
Przyjacielu, dziś nieżywy,
Tyś był zawsze sprawiedliwy,
Sądź mnie i syna mojego.
Zaprawdę! obaśmy winni!
Ja twojej, człowieku, zguby,
A on hańby: - my istynni
Zabójce twojej rodziny.
Choć w tobie już żadne szruby
Martwej ręki nie poruszą,
Weź ten miecz ognisty duszą,
Jeśli to uczynić zdolna,
I na karki spuść nam z wolna,
I każ odnieść na swój cmentarz.
Boś ty wielki regimentarz,
Sędzia Pana Boga święty;
A my, twoje delikwenty,
Leżym w prochu - zetnij! zetnij! -
Lecz co mówię? przebacz, stary.
Ja wiem, żeś ty pełen wiary,
Od nas czyściej żył, szlachetniej. -
Czy ja cię nie znam, człowieku?
Starego druha i kuma?
Czy ja nie wiem, co trup duma?
Trup, jednego ze mną wieku,
Trup, jednego ze mną serca,
Jak ja niegdyś śmiały, butny,
Jak ja teraz blady, smutny,
Na tym krześle zamyślony.

Wstaje i mówi do przytomnych.

Panowie! ja nie morderca -
Oto boleścią szalony
Rzucam się w okropnej męce
Przyjacielowi na ręce
Czy nie widzicie? że ściska,
Ta twarz jego smętna, cicha,
Patrzcie, niby słońcem błyska.
Wzywam was wsszystkich na świadki,
Że to jak twarz smętna matki,
Nie twarz, która sądem grozi

JEDEN ZE SZLACHTY

Ten trup powietrze zamrozi

Daje znak i wynoszą umarłego.

A ty, nasz Regimentarzu,
Ze smętnych myśli otrzeźwij
I z żywymi staw się rzeźwiéj.

REGIMENTARZ

Coraz więcej na cmentarzu
Mogił, a śmierć ciągle kosi
I tam wszystko się przenosi.
A tu coraz puściej co dnia;
I dla nowego przychodnia
Coraz obszerniej przy stole
Sumnienie zaś w sercu kole.
I to najgorsza z boleści!
Najstraszniejsza! jak widzicie;
Gdy człowiek łez w oczach nie zmieści,
Smutku nie dożuje skrycie;
Ale żal otwarcie głosi,
Na zimne kamienie pada
I o przebaczenie prosi;
A śmierć mu nie odpowiada,
Cichą będąc tajemnicą.
Więc tak, pogodziwszy siebie
Z tą jasną duchów różycą;
Która pośmiertny na niebie
Kościół osłonecznia nieco;
By się oczy ducha pasły
Blaskiem serc, które tu zgasły,
A w anielskiej róży świecą: -
Wiem i to, że mi koniecznie
Z światem się godzić należy;
I biec razem, jak czas bieży,
Bo stanąć jest niebezpiecznie. -
Jakoż pogrzebowe świeczki
Gęstym zagasiwszy płaczem,
Afektów będę tłumaczem
Mego syna dla księżniczki.

KSIĘŻNICZKA

na stronie

Otóż znów spod rysiej burki
Szlacheckie pokazał ucho.

REGIMENTARZ

Mogęż cię imieniem córki
Powitać? Mogęż z otuchą
Wnosić, że mi jedynaka
Uszczęśliwisz?

KSIĘŻNICZKA

Ja niezmienna.

REGIMENTARZ

I cóż?

KSIĘŻNICZKA

Ja zawsze jednaka.

REGIMENTARZ

Zgadzasz się?

KSIĘŻNICZKA

Jestem kamienna,
Nieskruszona.

REGIMENTARZ

Pókiż tego?

KSIĘŻNICZKA

Aż pierścienia czerwonego
Dostanę

REGIMENTARZ

Dalejże, synu!
Pierścień z jasnego rubinu
Wypal na bielutkiej dłoni
Pocałunkiem, aż się skłoni
Być twoją

LEON

Mój ojcze drogi,
Pozwól, żeć uścisnę nogi
I powiem także tej pani
Pokornie, żem nie jest dla niéj
Dzisiaj nic więcej prócz brata
I sługi - bo także muszę
Odejść od krwawego świata
I za tamtej pani duszę,
Przysypany od popiołów,
Odpokutować w klasztorze.
Bo moje serce nie może,
Przeklęte raz przez aniołów,
Ofiarować się nikomu.

REGIMENTARZ

Jakiś czar na moim domu.
Lękam się, że runie w gruzy.

KSIĘŻNICZKA

To jest coś na kształt rekuzy.
Na kształt grochowego wieńca.

REGIMENTARZ

do syna na boku

Patrz na nią - w zorzach rumieńca
Stoi, na pół zagniewana,
Jak miesiąc srebrno-różana;
W koronie ze złotych szpilek,
Na których siadają kwiatki
Jak przy motylku motylek;
A spodem buk i bławatki
Ciemności rzucają silne,
Alabastrom lic przychylne,
Szmaragdom oczu zazdrośne,
Rubinom ust nie szkodzące.
Patrz, te piersi, dwa miesiące
W staniku ze złotej lamy.
Dwa słońca, dwa kręgi głośne,
Które - gdy jej ust słuchamy -
One do ust niosą głosy,
Jak harfy sercem dotknięte.
Patrz na jej leciuchne włosy,
Spod zieleni Na te wcięte,
A pełne tajemnych zacisz
Gorsy, te łabędzie chody
Patrz i pomyśl, co ty tracisz!
Na Boga! gdybym był młody,
Pomyślałbym o tym dwa razy.

KSIĘŻNICZKA

Ach senne moje obrazy
Biorą kształt.

Wchodzi Wernyhora w płaszczu dziada, z lirą

REGIMENTARZ

Czemu tu gwary
Ucichły jak wroni skwir?
Co to za siwy dziad stary?
Wygląda jak dawny król lir. -
Parobku, z jakiej ty chaty?

WERNYHORA

Z mohił, panie.

REGIMENTARZ

Bardzo wierzę,
Boś podobny do upiora.

WERNYHORA

Ja stepowy Wernyhora.

REGIMENTARZ

Szukają ciebie rycerze.

WERNYHORA

Rycerze błądzą po drodze,
Ja sam na słowo przychodzę.

REGIMENTARZ

Więc jesteś mi w domu święty.
Siadaj, staruszku, na ławie.

SWERNYHORA

Za żadne ja dyjamenty
Z wami długo nie pobawię,
Nie usiądę tu na ławie
Jako człowiek z wami bratni;
Bo ja lirny król ostatni
Pójdę duchy jak żurawie
Odprowadzać do hetmanów.
Słyszeli wy, jak z kurhanów
Dobył ja stepowej liry?
Jakie płacze, jakie skwiry
Wron i orłów słychać było,
Gdy ta lira, pod mogiłą
Ręką Lacha zakopana,
Odezwała'ś spod kurhana
W blask miesiąca czerwonego;
Jak córka do ojca swego,
Jak zaklęta upiornica,
Jako Lachów niewolnica,
Jak duch srebrny do księżyca.
A gdy ja rozkopał doły
I przytulił ją na ręku,
Słyszał jej duch, cały w brzęku
Jak pierś u brzęczącej pszczoły -
A gdy otrząsł z niej popioły
I w klawisz ręką zatętnił:
To się ja sam aż zesmętnił,
Usłyszawszy pierwsze granie,
I rozpłakał na kurhanie
Jakby w księżycowym raju. -
Wże ja teraz ne zahraju,
Pany! - Idę w sen, na ciszę!
Oj liro twoje klawisze,
Gdzieś ze srebra dawniej lane,
Nogą pieśni wydeptane
Jakby stare sęki drzewne
I kamienie przedcerkiewne,
I zapadłe w dół mogiły:
Świadczą, że pieśni chodziły
Po klawiszach, pieśni chyże!
I siadały na sen w lirze,
W krąg siadały pieśni tłumy;
Posążnice - stare dumy,
Piorunnice - stare krzyki,
Szumki lotu - konie kare,
Szumki płaczu - dum słowiki,
Błyskawice - myśli stare,
Rusałczanki - dzwony szklanne;
Smętne dumy podkurhanne
Kędyś aż od Zaporoża.
Taj dla wszystkich dom uprzejmy -
Siądą w lirze jak na sejmy;
A pośrzodku Duma Boża,
Krwią Chrystusa purpurowa,
Siedzi jakby dum królowa
I radzi świat podbić cały -
Darujcie, pany - ja biały
Dziad ot ja trochę szalony.
Może co złego powiedział? -

REGIMENTARZ

Zagrałeś nam w dziwne tony,
Jakbyś na kurhanie siedział.
Czego chcesz? Tłumacz jaśniej.

WERNYHORA

Pane - ot, po krwawej waśni,
Gdyś ty ludu krwią czerwony,
Przyszedł ja ci w moje dzwony
Zagrać głucho, tuż nad uchem,
I pożegnać ciebie duchem
Mego ludu.

REGIMENTARZ

Gdzież idziecie?

WERNYHORA

Ot ja, panie, miał na świecie
Jeden futor gdzieś pod borem,
Dom bez złota, adamaszków;
I trzy brzozy pełne ptaszków,
I trzy źródła pod futorem,
Jak ze srebra tarcze lane,
Jak kąpiele rusałczane.
Taj póki lud był szczęśliwy,
Póki duch żył - ja był żywy -
Teraz - pane, Boh ze mnoju! -

REGIMENTARZ

Czegóż ty chcesz?

WERNYHORA

Ot w pokoju
Rozstać się z wami, panicze,
Jeszcze spojrzeć wam w oblicze,
Aby zapamiętać długo
Duchom, szczo was proklinaje

REGIMENTARZ

Moj staruszku, czas nastaje,
Że nie będąc naszym sługą
Możesz cicho zostać z nami

WERNYHORA

Szczo? ja, batku? - trup z trupami?

REGIMENTARZ

do szlachty

Dumny szelma!

WERNYHORA

Ja szalony -
Może ja głupstwo powiedział
Przez dziedziniec wasz czerwony
Jam szedł i drogi nie wiedział,
Choć dwór widział odemknięty;
Aż mi jeden człowiek ścięty
Poswetył łbem aż do sieni

KSIĘŻNICZKA

zbliżając się

Ojcze! Ach my przerażeni
Twymi słowy, wszyscy smutni.
Zagraj nam lepiej na lutni
Jaką piosenkę z księżyca.

WERNYHORA

Szczo heto za anhełyca? -
Ach ja do niej idąc w lesie
Szedł jak gdyby w interesie. -
Panno, nie chodź mi od boku,
Bo mi widy jakieś w oku
Błyszczą, serce drga jak struna. -
Ja odzyskał sen widuna
Patrząc w lice tego dziecka. -
Kto ty? Czy ty Wiśniowiecka?
Czy pamiętasz tego dziada,
Co, bywało, tobie gada
Śród pasieki dumy stare?
Co, bywało, ciebie senną
Na łóżeczko pod kotarę
Nosi i tam jak kamienną,
Uśpioną dumami kładzie?
Czy pamiętasz, co ja w sadzie
Wróżył tobie na dzień ślubny?
Że to ludu mego zgubny
Będzie dzień jak pożar krwawy
A w pożarach żywa świeca,
A koło niej lud ciekawy,
A ona aż w twarz księżyca
Tryskająca krwią czerwoną,
Aż na twoje tryśnie łono?

KSIĘŻNICZKA

Ach pamiętam, i cóż dalej?

WERNYHORA

Taj gromnica, gdy się spali
Pod szablicą pana Sawy,
Przyjdzie i franciszkan krwawy,
Pasem się krwi przewiązawszy
Niosąc pierścień jeszcze krwawszy.

KSIĘŻNICZKA

Ach pamiętam franciszkana!
Widzę nawet jego rysy.

WERNYHORA

A potem drużka ubrana
W srebrne, podśnieżne narcysy
Przyjdzie, drużka, trupie ciało

KSIĘŻNICZKA

Ach, pamiętam drużkę białą!

WERNYHORA

A co pierwej?

KSIĘŻNICZKA

Ach nie pomnę!

WERNYHORA

Przed mężem - księdzem - i druhną?

KSIĘŻNICZKA

Ach jakieś blaski ogromne!
Dary świecące jak próchno,
Ślubne moje podarunki!

WERNYHORA

Podobna ty do widunki!
Wszystko sen i prawda szczera!
Pierwej moja srebrna lira
Rozbita i odemknięta

Tłucze lirę o podłogę i wyrzucone z niej papiery oddaje księżniczce.

Wyrzuci te dokumenta,
Ktore ja krył, póki sądził,
Że Sawa będzie hetmanem. -
A teraz ja rozporządził
Wszystkim, nad czym ja był panem,
Lirą, pieśnią, wychowanką,
I hetmanem, i hetmanką;
Taj wychodzę z szlachty proga,
Jak wszedł - a nie bez łez, pany!
Bo ja z wami chleb łamany,
Od jednego dany Boga,
Długo jadł - aż zęby stracił.
Bogdaj Pan Bóg wam zapłacił
Za jadło i za gościnę

REGIMENTARZ

Gdzież idziesz?

WERNYHORA

Na Ukrainę.

KSIĘŻNICZKA

Czy to prawda, że po ciebie
Koń jakiś biały przyleci?
Koń, co po mogiłach grzebie,
Okiem rubinowym świeci;
Jakiś dziwny koń piekielny,
Mówią, że koń nieśmiertelny.

WERNYHORA

Ja nie wiem, tak pieśni głoszą.

KSIĘŻNICZKA

Gdzież takie konie unoszą,
Powiedz! Bo ja będę wiodła
Długo za tobą oczami -
Bo mi w oczy sypnął skrami,
Smutkiem napełnił nieznanym;
Ten koń, z lirą grającą u siodła,
I z dumkarzem zapomnianym
Ulatujący na wieczność.
Czy tam jaka pół-słoneczność
W tych mogiłach? czy tam ciągłe strachy?

WERNYHORA

Każdy kwiat ma swe zapachy,
Każdy duch swój wid półjasny,
Każde serce swój strach własny,
Każdy orzeł lot przedlotny;
A ja wiem, że ja samotny,
Jak ty głoskiem to wywiodła;
Przez piekielnego rumaka
Porwan wściekły - bez czapraka,
Z lirą grającą u siodła,
Umarłe trzaskając kości
Polecę w niespokojności,
W strachu, w żalu, ale w mocy.
Aż kiedyś - gdy na godzinie
Stanie miesiąc o północy;
to koń znowu z siodła skinie
Mego ducha na kurhany.
Taj znów zagra dziad z powagą,
Taj znów jęknie - a kto zna go,
A kto słyszał poza światem,
Pryde - w łańcuch żurawiany,
Pryde - lirą tchnąć jak kwiatem,
Pryde - z serca pić jak z czary,
Pryde - z piersi czerpnąć wiary,
Pryde - iskry wziąć z ogniska. -
Ten dziad, co tu lirę ciska
Jak fałszywą sorokówkę;
Taj z trupami na wędrówkę
Wietrznym koniem teraz pędzi,
Naprowadzi wam łabędzi
I rycerzy, i hetmanów.
Taj śłuchajte - gdy z was, panów,
Budut' trupy - budut' hłazy:
Taj gdy się wasz trup trzy razy
Pod mogiłą, rwąc do sławy,
Znów przewróci na bok krwawy;
I pomyśli, nędzarz Boży,
Że i piorun nie otworzy
I nie zdejmie wieka z truny;
Taj świat przeklnie i pioruny: -
To jak stanę ja, dziad rzewny,
Jak mu ręce łzą uroszę,
Po żebracku jak poproszę;
Jak ja lirę upokorzę
I na sercu mu położę,
I do czoła mu przycisnę;
I przeszłością w oczy błysnę,
Starych dum nasypię w uszy:
Klnę się na duch! że się ruszy
Taj swą twarzą księżycową
Spojrzy na was jak upiory
Otóż macie moje słowo,
Macie dumę Wernyhory.
A stepowe gdzieś miesiące
Wiedzą - o czym ja nie wiedział;
Czemu ja przez usta klnące
Wam przekleństwa nie powiedział.

KSIĘŻNICZKA

Stój. - więc Polska?

WERNYHORA

Ja stepowy
Dziad, panienko Ja nic nie wiem

KSIĘŻNICZKA

Mówią, że kopiec grobowy,
Gdzie ty zaśniesz pod modrzewiem,
Zniknie?

WERNYHORA

Moja panno miła,
Mówią, że zniknie mogiła -
Ja nic nie wiem. czas pokaże.

KSIĘŻNICZKA

Weźże ty ode mnie w darze
Tę zauszniczkę z turkusa;
Jak twój srebrny koń da kłusa
Tu z powrotem, na kurhany;
Czy po wiekach, czy po latach,
To mi, staruszku kochany,
Dasz ten turkus i przypomnisz pasiekę,
Gdzie ja, bywało, na kwiatach
Pod piastunki się opiekę
Uciekałam gdyś ty gadał o marach.

WERNYHORA

Ot panienko młodość w czarach!
A co dziś? ja człek grobowy! -
Pany! wasz dom purpurowy
Niech śpi - i ja spaty budu.

Odchodzi.

KSIĘŻNICZKA

Pierwszy raz, duch tego ludu,
Słyszałam, jak o łzy żebrze.
Dotąd na miesięcznym srebrze,
Malował nic kolorowe. -
Dajcie mi księżyc na głowę!
Dajcie mi tęczę pod nogi!
Za tym dumkarzem polecę! -
Ach co widzę? Sawa, z drogi?
W jakiej on czerwonej rzece
Kąpał się? figura krwawa!

Wchodzi Sawa w białym żupanie zbryzganym krwią, z pałaszem w ręku.

SAWA

Nie udała się wyprawa.
Przebiegłem stepy, kurhany,
Całe mgieł posępnych morze;
A nigdzie o Wernyhorze
W Ukrainie ani słychu. -
Co gorsza, że się tu lichu
Diabelskiemu dałem skusić
I chcąc jeden ogień zdusić
Cały oblałem się krwią;
Dlatego z posępną brwią
Stoję tu, mości panowie.
Jadąc przez wioski ulice
Spotkałem żywą gromnicę
Z płomieniskami na głowie,
Ze smołą ogniem kapiącą,
Na mnie w oczy wprost idącą:
Tak że pomimo harapa
Zlękła zdębiła się szkapa;
A ja, rozjuszony złością,
A może też i litością
Wpół pomięszaną z przestrachem,
(Bo nie myślę czynu krasić),
Na koniu szabli zamachem
Chciałem to światło jarzące,
Tę straszną marę zagasić;
I w zamachu uciąłem jej ręce. -
A to wszystko w smolnym dymie
Stało się, niby w ukryciu,
Przy żałośnych dzwonów biciu:
Tak, że gdym wyleciał z chmury,
To za mną - widmo olbrzymie,,
Ręce podniosłszy do góry,
Biegło, zda się, karku blisko
Lecące pogorzelisko;
Mszczące się samym hororem
Goniło za mną widziadlo
I aż tutaj, pode dworem,
Na piasek złoty upadło,
Wylawszy dwa koralowe
Strumienie co, zda się, piszą
Prześwięte Y Jezusowe

REGIMENTARZ

Dość - bo uszy moje słyszą
Krzyczącą krew. - Niech kto bieży,
Do łba mu lufę przymierzy
I skończy ciała męczarnie.

Wchodzi Pafnucy przywiązany pasem krwawym mnicha franciszkana.

Cóż to? czy krwawą latarnię
Duchy postawiły w sieni?
I wpuszczają mi tłum cieni
Skrwawionych do mego domu?

PAFNUCY

W chwilę chłopskiego rozgromu
Szablą Gruszczyńskiego zbrojny,
Szukałem zemsty - jak mściciel:
Aż mi szabli tej właściciel,
Po śmierci, widzę, spokojny,
Zemsty nad ludem zabronił. -
Jakoż zaraz mię nieznany
Strach ujął, siłęm uronił,
Miecz się giął jak ołowiany;
Chłopstwo mię porwało srogie
I poznawszy po tonsurze
Za księdza, ciało ubogie
Ustroiło w krwawe róże,
W świętego Franciszka pasy. -
Bo dziś wiek, że polskie lasy,
Dotąd kwiatkami panieńskie,
Od pszczółek by lutnie brzmiące,
Widzą nagoście męczeńskie,
W czaszkach siekier półmiesiące,
Ręce w płomiennych okowach;
Wszystkie męczeństwa oznaki,
Oprócz złotych słońc na głowach;
Bo te płomieniste ptaki
Później na czołach usiędą,
Gdy się nam duchy podniosą. -
Takem się ja przed komendą
Sawy, krwi okryty rosą,
Meldował, cierpiąc katowanie.
I miałem to już zasługą,
Że z ran uleczon cudownie,
A pomny, żem Bożym jest sługą -
Widząc tu dwie wielkie głownie
Zgaszone Sawy szablicą;
Nad tą konającą świecą,
Której duch w płomienie spieszył,
Tyle dokazałem słowy,
Że się ten duch purpurowy
Ugiął, a jam go rozgrzeszył.
Tak mi dopomogły duchy,
Że wydobyłem akt skruchy,
Jęk spod smolnego płomienia
I rozkaz, dany oczyma,
Które szukając pierścienia,
Na rękę, co jeszcze się zżyma,
Krwią leje i w prochu się rusza,
Zwróciły moją uwagę.

REGIMENTARZ

biorąc pierścień krwawnikowy z rąk Pafnucego, obraca się do księżniczki.

Pierścień to wielką ma wagę!
Bo to imię, panno, przymusza
Ponowić ci prośby moje

KSIĘŻNICZKA

A ja zaś przy dumkach stoję.
Sawa z ust ognistych węża
Jak błędny rycerz szalony
Wyrwał ten pierścień dla żony,
A ja z ręki mego męża
Biorąc, będę go nosiła.

REGIMENTARZ

Sawa? Czyś głowę straciła?
Sawa słuszny kawaler, lecz nowy -
Nie wiem nawet, czy szlachcic herbowy?

KSIĘŻNICZKA

Dla mnie: rycerz ukraiński,
A dla was już: pan Caliński.
Na co dokumenta składam
I te kościelne dowody.
A sama do nóg ci padam
Prosząc przyzwolenia i zgody
Na ślub, który ci oszczędza,
Panie, kościelnych wydatków,
Bo dawno już był dany przez księdza.

REGIMENTARZ

Ty ślubna?

KSIĘŻNICZKA

Lecz na kształt kwiatków
Jeszcze, panie, nie dotknięta.

SAWA

Na co złoży dokumenta.

REGIMENTARZ

do Sawy

Pamiętaj, że z twoją szkodą
Bierzesz gadzinkę nadobną. -
Caliński był tu podobno
Kiedyś naszym wojewodą?

SAWA

Tak, panie, dla tych szpargałów
Ojca mojego zabito
I te dokumenta skryto

REGIMENTARZ

Życzę wam długich zapałów!
Życzę szczęścia! - Pij nektary
Z tej złoconej filiżanki,
A z trwogą Cóż to za mary?

Wchodzą dwie Popadianki niosąc za końce prześcieradło białe.

POPADIANKA

My ze stepu popadianki,
Przyszły z srebrnym darem w ręku,
Szczob tebi o brata Semenku
Prosyły

REGIMENTARZ

Na tom ja skałą.
Semenko, wasz brat, nie żyje

POPADIANKI

Odkrywając z prześcieradła śpiącą Salomeę.

Witże, daj ciało za ciało

REGIMENTARZ

Co widzę? - Białe lilije!
Moja szlachcianeczka trusia?
W srebrnym prześcieradle Salusia? -
Patrzaj, Lwie dzieciątko miłe!
Ach! mogiła za mogiłę!
Oddać im zwłoki kozacze.

LEON

Ojcze, puść Niech ją zobaczę.

REGIMENTARZ

Trzymajcie go! Panie Boże!
On na to patrzeć nie może.

POPADIANKI

Bud' szczasływ że ty nam ciała
Nie odmówił my szczęśliwe
No, choć twa ręka wspaniała,
To my wspanialej wyrosły:
Bo wam dały ciało żywe,
A od was trupa wyniosły.

Wychodzą.

REGIMENTARZ

Co mówicie? Synu! synu!
Patrzaj, kolorek rubinu
Wystąpił z ust bladziuteńki -
Jeden paluszek u ręki
Ruszył się - słońce w nią wpływa -
Patrzajcie! ach żywa ! żywa!
Żywa w moich rękach - o! widzicie!

Podnosi ją w rękach.

Moje ukochane dziecię!
W rękach moich żyć zaczyna
Bijąca sercem ptaszyna.

SALOMEA

Co się ze mną biedną stało?
Czy ja w gorączce, czy chora?
Wczora usnęłam z wieczora
I śniłam coś biało - biało
Przez te dziewczyny spojona,
W krainie jakiejś bez brzegu,
Gdzie jedna tylko na śniegu
Plama - okropna - czerwona
Ach strach mówić, com ja śniła

REGIMENTARZ

W naszycheś ty rękach była,
Ciągleśmy widzieli śpiącą
Duszkę twoją latającą,
Ciągleśmy, panno, widzieli;
Teraz jaśniej nam! weselej.
Że jesteś z nami, dziewczyno!
A nim dwie pory przeminą,
Na świętego klnę Franciszka,
Z weselnego pociągniem kieliszka.

LEON

klękając przed Salomeą

Narcysie mój

REGIMENTARZ

Już różowy!
Już nie narcys, ale róża

SALOMEA

Dla mego anioła stróża
Ten wianuszek zdejmę z głowy.
Bo mię skrzydłami osłonił,
Stał ciągle nad moim łożem
I narcysem łoża bronił,
Kiedym ja tam spała - z nożem
Skrytym pod moją poduszką.

REGIMENTARZ

Nie myśl o tym, moja duszko
Wszystko dobrze się skończyło.
A kto tam już pod mogiłą,
Dowiesz się. - Jesteś sierotą. -
Aleś moją gwiazdą złotą,
Jesteś moją córką drugą;
A syn mój będzie twym sługą
Choćby na lat sto tysięcy,
Lecz jeśli zechcesz, czym więcéj
Tobie mój chłopczyna będzie. -
Ot daj mu rękę, bo prosi,

Salomea rzuca się klęczącemu Leonowi na ramiona.

O tak - jako dwa łabędzie,
Jeden na swym grzbiecie nosi
Drugiego głowę w upały;
Tak mi się dziatek dwie pary
Szczęsne za ręce pobrały;
A ja w środku jak dziad stary.

LEON

klękając z Salomeą

Błogosław mi, ojcze, z żoną.

REGIMENTARZ

Chodźcie tu na moje łono.
A za te przestrachy senne,
Dziatki, odprawcie nowennę
Za dusze w czyśćcu będące.
A potem niechaj wam płyną
Słodko miodowe miesiące
I raj utracony winą
Odkwitnie; a ja odnowię
Przez obchody bardzo świetne
Te dwa małżeństwa sekretne,
Które wczoraj bym surowie
Karcił - a dzisiaj pochwalam.

SAWA

do księżniczki

Więc nie jeszcze?

KSIĘŻNICZKA

Nie pozwalam,
Aż tę nowennę odprawię.

SAWA

Gołąbku z tęczonym pasem!
To ja pójdę ku Warszawie
I porwę króla tymczasem!

REGIMENTARZ

A wy się już tam kłócicie!
Sawa czegoś jak dziad żebrze?

KSIĘŻNICZKA

Chce mu się miesiąca w cebrze,
Chce się gwiazdy na błękicie.

REGIMENTARZ

do Sawy

Nie znasz jej - a nie proś ładnie,
To sama ci na nos spadnie.
Sawo, chodźmy do kielicha
Spłukać z ust proch i krwawiznę:
A weźmy i tego mnicha,
Który się bił za ojczyznę;
Obaczym, czy dobrze pije
Pierwsze zdrowie: Salomea niech żyje!
A polećmy kraj i siebie
Tej Salomei na niebie,
Której święto nam przypada
W przedostatnim listopada.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.