Satyr albo Dziki Mąż/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kochanowski
Tytuł Satyr albo Dziki Mąż
Pochodzenie Jana Kochanowskiego Dzieła polskie
wydanie kompletne, opracowane przez Jana Lorentowicza
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. [1919]
Miejsce wyd. Warszawa
Indeks stron

SATYR

albo Dziki Mąż

Jana Kochanowskiego.
Zygmuntowi Augustowi Królowi

Polskiemu przypisany.



PRZEDMOWA.

Panie mój! (to nawiętszy tytuł u swobodnych),
Nie mogę mieć na ten czas darów tobie godnych;
Ale jako nie żawżdy wołem złotorogim,
Czasem Boga błagamy kadzidłem ubogim:
Tym przykładem racz i ty moję tę kwapioną
Pracą za wdzięczne przyjąć, a swą przyrodzoną
Ludzkość okazać przeciw tej leśnej potworze,
Która się tu śmie stawić na twym pańskim dworze.
Płocha twarz (baczę to sam) i śmieszna postawa,
Więc nie wiem, jaka przytem będzie i rozprawa.
Nie podobają mu się nasze obyczaje,
Gani rząd i postępki, jedno iż nie łaje.
Przypomina wiek dawny, a jeśli nie plecie,
Starszego, jako żywo, nie było na świecie.
Ale już mię sam[1] rogiem po grzbiecie zajmuje,
Teszno go,[2] że swej rzeczy dawno nie sprawuje.





SATYR.



Tak, jako mię widzicie, choć mam na łbie rogi
I twarz nie prawie[3] cudną i kosmate nogi,
Przedsiem uszedł za Boga w one dawne czasy,
A to mój dom był zawżdy, gdzie nagęstsze lasy.
Aleście je tak długo tu w Polszczę kopali,
Żeście z nich ubogiego Satyra wygnali.
Gdzie pojźrzę, wszędy rąbią: albo buk do huty,
Albo sośnią na smołę, albo dąb na szkuty.
I muszę ja podobno prze[4] ludzi łakome,
Opuściwszy jaskinie i góry świadome,
Szukać sobie na starość inszego mieszkania,
Gdzieby w ludziech nie było takiego starania
O te biedne pieniądze, wszak i drew po chwili
Nie najdą, żeby sobie izbę upalili.
Próżna to, niech mi, wierę,[5] jako kto chce, łaje,
Niemasz dziś w Polszcze — jedno kupcy a rataje.

To nawiętsze misterstwo, kto do Brzegu z woły,
A do Gdańska wie drogę z żytem a z popioły.[6]
Na Podolu go nie patrz, bo między Tatary
Szabla więcej popłaca, niż leśne towary.
Z czasem wszytko się mieni. Pomnię ja przed laty,
Że w Polszcze żaden nie był w pieniądze bogaty
Kmieca to rzecz naonczas patrzać rolej była,
A szlachta się rycerskiem rzemięsłem bawiła.
Nic to nie było siedm lat walczyć, nie przestając,
Mróz i gorąco cierpiąc, głodu przymierając;
A to wszytko bogactwo, kto się sławy dobił,
Lepiej się tem, niż złotym łańcuchem ozdobił.
A jeśli ku pokoju kiedy myśl skłonili,
Nie już swoich żołnierskich zabaw odstąpili,
Ale jakoby jutro znowu wsiadać mieli,
Zbroje nigdy a konia puścić się nie chcieli.
A nadto przedsię w polu zawżdy lud służebny,[7]
Który koszt oni mieli za bardzo potrzebny.
Bo to jakoby szkoła młodych ludzi była,
Skąd mężów czystych potem wychodziło siła.
Temci Polska urosła, a granice swoje
Rozciągnęła szeroko między morza dwoje.
Stąd prawa, stąd wolności, stąd Rzeczpospolitą
Macie, moi Polacy, na świat znakomitą.
Lecz tego snadź nie wiecie, iż, jako dostają,
Tymże równie sposobem królestw ostrzegają.[8]
Dalekoście się od swych przodków odstrzelili,
A prawieście na nice Polskę wywrócili.

Skowaliście ojcowskie granaty[9] na pługi,
A z drugiego już dawno w kuchni rożen długi;
W przyłbicach kwoczki siedzą, albo owies mierzą,
Kiedy obrok woźnice na noc koniom bierzą.[10]
Kotczy[11] to nadzieżny[12] koń, a poczet zaś woły,
Które stoją i w stajni, i w tyle stodoły.
To już rotmistrz, co fuka na chłopy u pługa,
A jego przedniejsza broń toczona maczuga.
Prawdę mówię, czyli nie? uznajcie to sami;
Ale się tam ożywa jeden między wami,
Mieniąc, iż gospodarstwo Polskę zbogaciło,
A jako żywo, złota więcej w niej nie było.
Prawda, że złota waszy przodkowie nie mieli,
A małobych tak nie rzekł, że go ani chcieli.
Jednak za swojem męstwem wielkie pańswa brali
I bogatym książętom prawa ustawiali.
Mniemacie wy podobno, że to wam bajano,
Kiedy w objazd Kijowa siedm mil powiadano?
Albo iż na kościelech złote były dachy,
A białym alabastrem budowane gmachy?
Nie sądźcie tego miejsca z posady dzisiejszej,
Bo to ledwe cień został ozdoby przedniejszej.
Co waszych przodków siła i męstwo sprawiło,
Że się to zacne miasto w niwecz obróciło.
O Prusiech wam nic nie chcę powiadać, bo sami,
Na każdy rok pływając do Gdańska z traftami,[13]

Widzicie gęste miasta i zamki budowne,
Drogi, mosty porządne i brzegi warowne,
Czego trudno dokazać bez wielkich pieniędzy;
Znać dobrze, że tam byli gospodarze tędzy.
Kczemuż przyszło? Polacy pruską ziemię wzięli,
A oni się bogacze chudym nie odjęli.[14]
Ukażcież wy, pieniężni, coście tak znacznego
Uczynili? nie chcę nic wspominać dawnego.
W kilku lat Tatarowie pięć kroć was wybrali,
Bracią waszę w niewolą Turkom zaprzedali;
Despot,[15] wrzeczy[16] Despotów onych dawnych plemię,
Na waszę wieczną hańbę dwakroć przeszedł ziemię.
Moskiewski wziął Połocko i listy wywodzi,
Że prawem przyrodzonem Halicz nań przychodzi.
A by chciał patrzyć prawa, trzymałbych ja z wami,
Bo się on mało bawił konstytucyami.
Co dalej? Szwedowie was przez morze sięgają,
A Iflanty wam prawie z garści wydzierają.
Nakoniec, by nie Wisła, to u was Branszwicy,
A tego przypłacili[17] przedsię Pomorczycy.
Toć owoc waszych bogactw i toście wygrali,
Żeście przy pługu raczej, niż szabli zostali.

Aleć to jeszcze wszytko początki; po chwili
Będzie tego podobno więcej, bracia mili,
Gdy z was maszkarę zdejmą, a ludzie doznają,
Że Polacy przodków swych bardzo zostawają.[18]
Nie szpuszczajcie się na to, że Turcy próżnują;
Wiedząć oni przyczynę, komu w tem folgują.
A kiedykolwiek morze nazbyt cicho stoi,
Pospolicie więc potem siła złego broi.
Tego tam nie wiem. jaką przyjaźń z Niemcy macie,
Albo jako daleko sobie dziś ufacie?
To tylko znam, że na was pilne oko mają
I co rok to się pod was bliżej podsadzają.
Kopajcie wy karcz przedsię i budujcie stawy,
Wieźcie z borów do Wisły burtnice[19] i ławy,
Palcie lasy na popiół, rąbcie na wańszosy,[20]
Polak od pola rzeczon, — pospolite głosy.
Rad ujźrzę, gdy was poprą, kędy się skryjecie,
Bo, ile po was baczę, bić się nie będziecie,
Nie mając ani konia, ani dobrej zbroje,
Pogotowiu[21] ćwiczenia, bez czego złe boje.
Patrzcież, czegoście dla tych bogactw odstąpili,
Żeście prawie rycerską naukę stracili,
Na której nie tylko te ziemskie osiadłości,
Ale garła należą[22] i wasze wolności.
Niechaj drudzy, jako chcą, prawo rozumieją,
Niechaj pisać i mówić roztropnie umieją;

Za fraszkę ten wasz rozum stanie na ulicy,
Jeśli nie będzie pewny żołnierz na granicy.
A jeśli złotem groźni sąsiadom być chcecie,
Tem je rychlej u siebie jeszcze mieć będziecie.
Aleć ja i tych bogactw nie znam między wami,
A radbych, żebyście się rugowali sami.[23]
Więcejci was daleko, co swe wsi mijacie,[24]
I ojcowskie kredence u Żydów chowacie.
Ba, nędzać to, kiedy już niedostawa komu,
A tem więtsza, gdy każą wynosić się z domu.
Cóż wżdy w tem jest, dla Boga, iż, będąc takimi
Gospodarzami, zdacie się przedsię ubogimi?
Zbytek, sąsiedzi, zbytek, który, jako morze,
Wszytko pożrze,byś mu tkał, nie wiem jako sporze.[25]
Mało mu na jeden raz wszytki roczne snopy,
Zje on, kiedy zasiędzie, grunt zaraz i z chłopy,
Naostatek i pana: taki to gość w domu,
A by miał zginąć, nie chce ustąpić nikomu.
Da kto pięćdziesiąt potraw, da on tyle troje;
Ty go upoisz, a on i woźnice twoje;
Ty w rysiu, on w sobolu; ty na czapce złoto,
On ma i na trzewiku, chocia czasem błoto;
U niego obercuchy[26] szersze niż u kogo,
Od kabata[27] sto złotych, jeszcze to nie drogo;
A kiedy się wystrychnie w usarskim ubierze,
Po kołnierzu go poznasz, bo błan futra bierze,[28]

Więc jako mu nie rzeczesz: „Miłościwy panie!“ —
To już pewna przymówka, że głupi ziemianie.
By też nawięcej przegrał, nic go to nie smuci,
Jeszcze nadto chłopiętom ostatek rozrzuci.
Pochlebce — to jego dwór, a rada zwodnicy;
Odźwiernych mu nie trzeba, strzegą drzwi dłużnicy.[29]
Na tego[30] wy robicie, ten was wdawa w długi,
Ten was z wiosek wyzuwa i obraca w sługi.
Znaczniejsze[31] przodków waszych i bardzo znaczniejsze
Ubóstwo w Polszczę, niż te bogactwa dzisiejsze.
Kto dziś zamek założy, kto klasztor zbuduje?
Kto panu miasto puści i summę daruje?
Jako tego za ojców waszych była siła,
Którym Rzeczpospolita milsza, niż swa była.
Wierę, dziś rychlej wezmą, niż dadzą, Królowi,
Pogotowiu podobno księdzu plebanowi;
A bodaj drugi już miał i kielichy spełna,
Nierzkąc[32], by mu szła z owiec postaremu wełna.[33]
Oho, znać papieżnika. — Po czemże? — Po mowie.
Mniemałem, by po rogach, co to mam na głowie.[34]
Bracie! nie chcę się z tobą w rzecz wdawać o wierze,
Bo ja sam na się wyznam, żem prostak w tej mierze

Lecz jeśli ty inaczej o sobie rozumiesz,
Jedź do Trydentu, a tam ukażesz, co umiesz.
Dobrym chrześcijaninem nie tego ja zowę,
Co umie dysputować i ma gładką mowę;
Ale kto żywie według wolej Pana swego,
Tego ja barziej chwalę, niżli wymownego.
Powiedz mi, w który sposób kordą pomykali
Starzy Polacy, kiedy słów Pańskich słuchali?
Wierzysz ty, że się wtenczas miał ten wolą gadać?[35]
Rogaty to syllogizm, a trudno ij[36] zbadać.
Tak on myślił; nie umiem wywodów szerokich,
Żebych mógł pańskich dosiądź tajemnic głębokich;
Ale com raz obiecał na krzcie Panu swemu,
Nie służyć, póki we mnie dusza, jedno Jemu;
Stoję przy tym statecznie i znam jego słowa, —
Tych nie odstąpię, by mi tuż miała spaść głowa.
Mówże mu, że źle wierzy, ujźrzysz, czem cię potka;
Z takimibych ja wolał przestawać; to krótka.
Nie uczyłem się w Lipsku, ani w Pradze wiary,
I nie wiem, jako każą w Jenewie u fary;[37]
Wszytko mam z pustelników, co mieszkają z nami
Między lasy i między pustemi górami.
Ci mi naprzód prawego Boga ukazali
I wiarę dostateczną do serca podali.
Ale niż k’temu przyszło, silna była trwoga,
Bom tak trzymał, żem ja też poszedł coś na Boga.[38]

Bachus był na mię łaskaw i żadnej biesiady
Nigdy nie miał beze mnie, mogę rzec, i rady.
Kiedy niósł Aryadnę, jam tuż przed nim siedział;
Com też sobie pomyślał, Bache! byś był wiedział.
Za czasem poginęli ci bożkowie mali,
Myśmy się też po gęstych lesiech rozstrzelali.
Nakoniec jam się okrzcił i szedłem w te kraje,
Gdziem zastał, mogę tak rzec, święte obyczaje.
Nie było tej chciwości, która dziś panuje,
Tak, iż małe i wielkie jednako frasuje.
A jako się dziś ludzie za pożytek jęli,
Tak naonczas wszyscy się do sławy cisnęli,
Której nie drogim trunkiem, ani półmiskami,
Ale znacznemi chcieli zyskać posługami.
Więc iż łakomstwa nie niósł on wiek starodawny,
Nie był żaden prokurat[39] między niemi sławny;
Bo nie statutem, ale cnotą się rządzili,
Strzegąc, jakoby zawżdy w spólnej zgodzie żyli.
Teraz, jako w pieniądzach ludzie smak poczuli,
Cnota i przystojeństwo do kąta się tuli,
A ich plac niewstydliwa potwarz zastąpiła,
Na co trzeba statutów i rzeczników siła.
A onych jakobyśmy tu przepomnieć mieli,
Którzy ani sieść za stół z podejźrzanym chcieli?
Obrus przed nim rzezali, talerz nożmi kłoli,
Jeśli nie chciał ustąpić, musiał poniewoli.
Dziś niech jawnie kto zbija, niech zdradza, niech kradnie,
Forytarza[40] dostanie, jako czego snadnie.

Stateczniejsze zaprawdę niewiasty w tej mierze,
Bo to dziewka od matki za testament bierze,
Że cnotliwa nie będzie siedzieć przy wszetecznej, —
Za co samo, Bóg świadek, godne sławy wiecznej.
Ale wy, co dziś w sobie ojcowskiego macie,
Okrom tego, że czasem o łeż[41] się gniewacie?
Onymci to przystało, iż prawdę mawiali,
I wiem pewnie, że synów tegoż nauczali.
A jeśli mówić, tedy i słuchać jej trzeba;
Bo prawda, wszyscy wiecie, niskąd, jeno z nieba.
Więc i to trefna,[42] że wy starych odstąpiwszy
Obyczajów, a nowsze sobie ulubiwszy,
Chcecie przedsię zachować starodawne sądy,
Aby Król wszytki wasze uznawał nierządy.
Znośne to było brzemię za ludzi, co zgodę
I pokój miłowali, a o równą szkodę
Dali na przyjaciela, albo na sąsiada,
Że mogła nie o wszytkiem wiedzieć zwierzchnia rada.
Ale kiedy się ludzi skrzętnych namnożyło,
Którym potwarz i prawo[43] ustawiczne miło,
Kiedy o namniejszą rzecz każdy na sejm ruszy,
A ty za nim, ubogi ziemianinie, kłuszy:[44]
Kto tak żelaznej głowy, albo tak cierpliwy,
Żeby mógł wszytkich słuchać i uznać, kto krzywy?
Albo tedy przywróćcie stare obyczaje,
A już tenże postępek prawny niech zostaje;
Albo, jeśli wam barziej k myśli wiek dzisiejszy,

Uczyńcież już i statut czasom przystojniejszy.
Siła to na Satyra prawa pociasować;[45]
Wszak po mnie wolno będzie każdemu wotować.
Ja mówię, co rozumiem; kto ma co lepszego,
Niechaj powiada, będę rad słuchał każdego,
Ale proszę, niechaj ja pierwej się odprawię,
A obiecuję, że was długo nie zabawię.
Aczci słyszę, iż kiedy wy mówić poczniecie,
Końca w swych oracyach naleźć nie możecie.
A podobieństwo, bo co tydzień pierwej sprawił,
To dziś Sejm za pół roka bodaj się odprawił;
I tymeście podobno Połocko stracili,
Bo kiedy się było bić, toście wy radzili.
Ale ja, co w kim ganię, tego się sam chronię;
Przydawszy jeszcze mało, potem się ukłonię.
Tego baczyć nie mogę, dla której przyczyny
Wolicie do Włoch, albo do Niemiec słać syny,
Mając swe szkoły doma, gdzie przedtem jeżdżali
Cudzoziemcy, którzy się nauką parali.
Zdadzą się wam podobno prostacy mistrzowie;
Ba, będą z nich po chwili Gregoryankowie,[46]
Jeśli im i tę trochę weźmiecie, co mają,
Na dziesięć grzywien jednak dosyć wymyślają.[47]
Ale niech ma zapłatę godność między wami,
Ręczę wam, że zrównacie z ich tam Sorbonami.
Nakoniec, ważcie doma taki koszt na dzieci,
Ujźrzycie, że się do was wszytka Padew zleci.

Ale dła[48] obyczajów podobno je ślecie;
Wierzcie mi, że przy dobrych i złe tam najdziecie.
A nie wiem, które lepiej smakują młodemu?
Rozumiejcie po sobie: co wam, to i temu.
Ja głupi tak rozumiem i przy tem zostanę,
Że Polskę nic inszego o taką odmianę
Nie przyprawiło, jedno postronne ćwiczenie;
O czymbych mówił, by mi nie szło o wzmierżenie.[49]
Każda rzeczpospolita swoją sprawą stoi,
Do której jeszcze z młodu dzieci wieść przystoi;
Bo jeśli co nowego sobie ulubują,
Wedle tego za czasem potem świat budują.
Nie w lesieś tego nawykł. Ba, i owszem, w lesie,
Jedno już nie wszytkiego moja pamięć niesie,
Com słychał od Chyrona, mieszańca dziwnego,
Kiedy miał w swej opiece Achilla młodego.
Ten w niewidnej jaskini mieszkał między bory,
Lecz rozumem porównał[50] z wielkiemi doktory;
A chcecieli mię słuchać, poradzę się głowy,
Mogęli co przypomnieć jego słodkiej mowy.
Synu mój! (tak ucznia zwał), pókiś w domu moim,
Nie usłyszysz nic uchem, ani okiem swoim
Ujźrzysz, czemby się zgorszyć mógł; lecz przyjdą czasy,
Że ty i mnie pożegnasz, i te piękne lasy,
A jako śmiałe orlę, sam się z gniazda spuścisz,
A ojca już z opieki i z prace wypuścisz.
Tamci się będzie trzeba mieć na dobrej pieczy,
Abyś się nie dał uwieść jakiej sprosnej rzeczy,

Bo, jako gęste mszyce, nagle cię obsiędą
Rozkoszy świata tego i odwodzić będą
Twoje szlachetne serce do zabaw uczciwych,
Cukrując ci na zdradzie smak rzeczy zelżywych.
A tak bierz sobie w pamięć, co dziś mówię z tobą,
Żebyś w takiej przygodzie nie trwożył więc sobą.[51]
Tego naprzód bądź pewien, iż Bóg wszytko widzi,
A jako cnotę lubi, tak się grzechem brzydzi.
Przeto, niźli co poczniesz knować w głowie swojej,
Uważ to pierwej, że Bóg świadkiem sprawy twojej,
A jako dobra będzie, albo zła u niego,
Tak się i ty nakoniec musisz cieszyć z tego.
Nie rozumiej, żeby to darmo uczyniono,
Iż wszelaki źwierz inszy pochyłym stworzono,
A człowiek[52] twarz wyniosłą niesie przed wszytkimi,
Patrząc w ozdobne niebo oczyma jasnimi.
Chciał nam Bóg tym swoję myśl opowiedzić prawie,
Iż bydło a człowieka stworzył k różnej sprawie.
Bydło więcej nie szuka, jedno aby tyło,
Tego samego patrząc, co jest ciału miło;
Ale człeku, którego dusza poszła z nieba,
O tem czuć,[53] o tem myśleć ustawicznie trzeba,
Jakoby się mógł wrócić na miejsca ojczyste,
Gdzie spólnie przebywają Duchy wiekuiste.
To ty wiedząc, dziecię me, nie chyl się za tymi,
Którzy swem zawołaniem[54] i dary Boskimi

Wzgardziwszy, towarzystwo wzięli z bestyjami
I wyrzekli się nieba sprosnemi sprawami.
Ale naszladuj cnoty, która, acz z niewczasem
I trudnością przychodzi, a wszakoź za czasem
Hojnie płaci utraty, podjęte dla siebie,
Jednając wieczną sławę i osiadłość w niebie.
A iżeś się urodził w domu zawołanym[55]
I czasu swego będziesz panował poddanym,
Poczniż rząd sam od siebie, a uskrom chciwości,
Niechaj będą posłuszne rozumnej zwierzchności;
Bo tak wiedz, iż w człowieku są mocarki dziwne,
Nie tylko sobie różne, ale i przeciwne:
Jest bystra popędłiwość, jest żądza niesyta,
Bojaźń mdła, żałość smutna, radość niepokryta,
Nad któremi jest rozum, jako hetman, który
Ma strzedz, aby z nich żadna nie mogła wziąć góry.
Temu ty władzą porucz i daj w moc sam siebie,
Niech wie o każdej sprawie, która się tknie ciebie.
Bo jeśli przyjdzie owym porucznikom rządzić,
Bez tego być nie może, byś nie miał zabłądzić.
Ale pańskiego zdrowia ani mocne sklepy,[56]
Ani tak dobrze strzegą poboczne oszczepy,
Jako miłość poddanych i wiara życzliwa;
Czego strach nie wyciśnie i groza fukliwa,
Rychlej dobroć i łaska, rychlej chuć[57] wzajemna,
W tem ci posłużyć może i ludzkość przyjemna.
W przyjacielu się kochaj i każdą przestrogę
Wdzięcznie od niego przyjmuj, bo, śmiele rzec mogę,

Królowie inszych rzeczy wszech obfitość mają,
Samej prawdy tam do nich namniej przynaszają.
Przeto niechaj nie lubi ucho twe cnotliwe
Pochlebstwa, które, jako zwierciadło fałszywe,
Różną twarz twych postępków tobie ukazuje,
Nie tak, jako je człowiek stateczny przyjmuje.
Cnotę miłuj i godność, bo tem państwa stoją,
Kiedy dobrzy są w wadze, a źli się zaś boją.
A czego napotrzebniej, i sam żyj przykładnie,
Bo poddani za panem zawżdy pójdą snadnie.
A iż wszytkiego trudno doględać jednemu,
Ale część prace musisz poruczyć drugiemu:
Przypatrujże się dobrze, kto się na co godzi.
Bo chocia drugi w zacnym domu się urodzi,
Jeśli morza nie świadom, jeśli nie zna nieba,
Ani żaglów, ani mu styru[58] zwierzać trzeba.
A nawięcej tego strzeż, abyś na urzędy
Łakomych ludzi nigdy nie sadzał, bo kędy
Sprawiedliwość przedajna, tam przeklęctwo wielkie,
A u Boga niewinnych ważne prośby wszelkie.
Ale tobie tak trzeba myślić o pokoju,
Jakobyś się mógł zaraz przydać i do boju.
Bo jeśli ja co mogę rozeznać na niebie,
Wrychle Greczyn usłyszy o nagłej potrzebie.
Widzę zbójcę z daleka i gościa zdradnego,
A on z góry las wali do brzegu morskiego,
Nowych galer przyczynia, starych poprawuje,
Wiosła rzędem rozkłada, żaglów przypatruje,
Do nas zmierza po korzyść, a nie ladajaką
Korzyść, bodaj w Grecyjej nalazł drugą taką.

Jednak swego dokaże, na co się usadzi,
Lecz nie wiem, jeśli sobie dobrze w tem poradzi.
Bo ledwe się rozgości, kiedy Greczyn zbrojny
O swą krzywdę będzie chciał po nim nagłej wojny.
Nie pomogą mu wtenczas slodkobrzmiące strony,
Nie pomoże twarz gładka, ani włos trafiony.
Pierzchnie, jako przed wilkiem jeleń wiatronogi,
Nie tem się popisując u swojej niebogi.
Tam się i ty z drugimi masz pospołu stawić,
I ręką, da Bóg, sławy ojcowskiej poprawić.
A już teraz przywykaj pracej i niewczasom,
Abyś się mógł sposobić ku trudniejszym czasom.
Umiej łuk miernie[59] ciągnąć, umiej bronią władać,
Nieprzyjaciela sięgać, a sam siebie składać;
Umiej rzekę przepłynąć, rów snadnie przeskoczyć,
Konia prędko dosiadać i dobrze im[60] toczyć.
Przyuczaj się gorącu i zimnemu niebu,
Przestawaj, kiedy woda może być ku chlebu.
Takie początki mając, dopiero myśl o tem,
Jakobyś i sam umiał wojsko wieść na potem.
Trzeba miejsca pewnego szukać obozowi
I ostrożnie iść[61] przeciw nieprzyjacielowi.
Trzeba wiedzieć, gdzie którym kształtem lud szykować,
Żeby jeden drugiego snadnie mógł ratować,
A jeśli nieprzyjaciel w zamek dufa wiecej,
Więc kosze pleść, a knim się szańcować copręcej,
Wał znosić, przekop równać, tłuc taranem mury,
Możnali rzecz, i ziemią macać spodkiem dziury.

Co trudno człowiek pojąć ma z prostej rozmowy,
Musi tam przy tem sam być i nastawić głowy.
A tak skoro dorościesz lat i lepszej siły,
Miejże mi się do zbroje zaraz, synu miły,
A przykładem przodków swych szukaj sławy mieczem,
Kresu zamierzonego pewnie nie odwleczem.
Przeczźe niewoleć, raczej znacznie przed wszytkimi
Popisać się dzielnością i cnotami swemi,
Niż utracać nikczemnie w cieniu wieku swego,
Nie skosztowawszy, co jest na świecie dobrego?
U Boga szczęście w ręku, próżno dufać zbroi,
Lecz ty przedsię czyń, synu! co tobie przystoi.
Cnota sławą się płaci, a snadź w przyszłym wieku
Wzbudzi takiego ducha Bóg w pewnym człowieku,
Który twe zacne sprawy swojem piórem złotem
Będzie chciał światu podać, tak, iż nigdy potem
Imię twoje nie zgaśnie, ani uzna końca,
Póki zwierząt na ziemi, a na niebie słońca.
Takie przysmaki starzec on ku cnocie dawał
Wnukowi, a jam, ucha nakładając, stawał
Lada gdzie przy jaskini, mało myśląc o tem,
Żeby mi się to kiedy mogło przydać potem.
Ale co mój za rozum? wy mię motykami
Płoszacie,[62] a ja każę o cnocie przed wami.
Mało było nie lepiej, o ten rząd przeklęty
Dać wam taką łacinę, ażby wam szło w pięty.
Co was jednak nie minie, jeśli (jako tuszę)
Przed waszem gospodarstwem wynieść się stąd muszę.
Teraz już niech tak idzie, bo złe nie uciecze,
A to w zysku będziecie mieć, co się odwlecze.



DO SATYRA.

Satyrze! pomni stąpić do mnie swego czasu,
Kiedy będziesz miał nazad wędrować ku lasu.
Powiesz mi, jako się kto będzie miał ku tobie,
Bo nie wszytkich jednako uznasz przeciw sobie,
Najdziesz, ktoć wdzięczen będzie, najdziesz, ktoć nałaje;
W różnych głowach muszą być różne obyczaje.
Nakoniec i jabych sam wiedział, co winować.
Słuchaj, mogłeś na winnik[63] chróstu nie żałować.








  1. tu.
  2. tęskno mu.
  3. niezupełnie.
  4. dla, z powodu.
  5. zaiste.
  6. t. j. z potażem.
  7. żołnierze zaciężni, których Polska utrzymywała na wchodzie.
  8. w wydaniu z r. 1585 błędnie: ostradają.
  9. rodzaj broni ręcznej.
  10. biorą.
  11. powozowy koń.
  12. forma rosyjska, spotykana u Kochanowskiego.
  13. dziś: tratwami.
  14. nie obronili się.
  15. Samozwaniec, Jan Bazylik, który po wielu przygodach w różnych państwach Europy, zwrócił się w r. 1557 do Polski i postanowił przeprowadzić swe rzekome prawa do Wołoszy. Szczegóły o nim najobfitsze w dziele Gratianiego: de Joanne Heraclide Despota libri III. Warszawa. 1759.
  16. rzekomo.
  17. pokutowali za to.
  18. odstępują od obyczajów przodków.
  19. części okrętu lub statku.
  20. klepki.
  21. również.
  22. na której należą = od której zależą.
  23. rozstrząsali swe sumienie.
  24. pozbywanie się.
  25. sporo.
  26. wierzchnia suknia.
  27. spodnia suknia.
  28. błam, błan = sztuka futra pewnej miary, zwykle we dwie poły składana.
  29. wierzyciele.
  30. t. j. na zbytek.
  31. więcej znaczące, mające większą wagę.
  32. nierzekąc.
  33. t. j. chciałby już niejeden (proboszcz) (mszalny) kielich wina mieć, bo o oddawaniu dziesięciny z wełny wedle dawnego obyczaju już niema mowy.
  34. satyryczna aluzya do infuły.
  35. sprzeczać się.
  36. go.
  37. mowa o kazaniach Kalwina.
  38. byłem podobny bogom.
  39. rzecznik, adwokat.
  40. protektora, obrońcę.
  41. kłamstwo.
  42. zabawne.
  43. prawowanie się.
  44. tryb rozkazujący od kłusać = kłusuj.
  45. obciosywać, poprawiać.
  46. nowe żaki.
  47. dosyć dają nauki.
  48. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – dla.
  49. o wzbudzenie wstrętu.
  50. dorównał wielkim doktorom.
  51. nie trwożył się.
  52. W wydaniu z r. 1585 błędnie: aczkolwiek.
  53. nad tem czuwać.
  54. powołaniem.
  55. sławnym.
  56. sklepienie.
  57. chęć, skłonność.
  58. steru.
  59. celnie.
  60. nim.
  61. W wydaniu z r. 1585: idź (t. j. ).
  62. płoszycie, wypłaszacie.
  63. rózga, której używano w łaźni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kochanowski.