Sądecczyzna (Szczęsny Morawski)/Tom I/Walka żywiołu polskiego z niemieckim

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Jan Szczęsny Morawski
Tytuł Sądecczyzna. Tom I.
Pochodzenie Sądecczyzna
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1863
Druk Wytłoczono u Ż. J. Wywiałkowskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


10.  Walka żywiołu polskiego z niemieckim.

Papieże chcąc władzy swej kościelnej nadać tęgość i dzielność ustroju, odpowiednią wielkiemu tej władzy przeznaczeniu; pilnie wglądali w sprawy duchowne na pogranicach chrzęściańskiego świata, bądź przez swe wysłanniki bądź przez biskupy powagą swą mianowane lub stwierdzane. Stwierdzali zaś tylko ludzi obeznanych z pismem świętem i zwyczajowemi prawami kościoła.
Nauk tych zasiągnąć można było tylko zagranicą, gdyż w Polsce nie było do tego szkół.
Więc też pierwsi biskupi byli cudzoziemcami, mianowicie zaś przybywali z Niemiec, wraz z niemieckiemi księżniczkami żonami Piastowiczów; stanowiąc przednią straż napierającego żywiołu niemieckiego. A była to straż znakomita bo poważna nauką i opieką z Rzymu a arcybiskup gnieźnieński: Kittlicz pokrewnym świętej Jadwigi. Legaci papiescy przeprowadzali zasadę bezżeństwa księży katolickich i surowo gromili nierząd i zepsucie obyczajów księży. Niewszędzie przyjmowano ich gromy, niewszędzie słuchano ich, a roku 1197 Piotr z Kapuy przez duchowieństwo czeskie zbity w Pradze omal życia nie postradał. Więc też częste klątwy padały na niepoprawnych księży i na wsie całe w których mieszkali. Klątwa kościelna wówczas! była to straszna broń, przed którą ludy drżały. Wyklęci księża niechcąc się upokorzyć, a niemogąc się osiedzieć wśród ludu zatrwożonego, szli za ówczesnym prądem: wprost do Polski.
Biskupi niemieccy w Polsce radośne witali dawną bracią i przyjacioły, a przez szpary patrząc na ich nieposłuszeństwo kościelne, oddawali im staranie nad duszami wiernemi. Obyczajność traciła na tem, lecz żywioł niemiecki zyskiwał, i przeważył głos duchownego sumienia! Za temi duszpasterzami dążyły ich owieczki. Ani jedni ani drudzy nie myśleli o porzuceniu swych obyczajów i nawyczków, a jako raz już wyklinani, śmielszemi byli od pokornego ludu polskiego i posłusznego polskiego duchowieństwa.
Lud polski łagodny i skłonny do uniesień z pogaństwa swego już wyniósł głęboką cześć Boga i pokorne zgodzenie się z wolą niebios, więc ściśle pełniąc wolą kościoła, bez szemrania dawał dziesięciny, składał świętopietrze, ciało swe karcił surowemi posty, a ducha podnosił częstemi i świetnemi obrzędy kościelnemi.
Nie tak niemieccy przybysze.
U nich: umiej wyobraźni, pochopnej do uniesień a za to więcej zimnego rozsądku; mniej czucia marzącego, wiecej myśli liczebnej. Więcej też pamięci o sobie i swoich, niżeli uwzględnienia praw cudzych.
Postów nie lubili i po dziś dzień w ustach ludu częste przysłowie: Polskie mosty, niemieckie posty, żydowskie nabożeństwo; wszystko to błazeństwo. Polski lud według obyczaju i przykazu kościoła, pościł od starozapustnej niedzieli (septuagesima) począwszy; Niemcy dopiero od niedzieli wstępnej; więc o 2 tygodnie mniej.
Według starego surowego prawa obyczajowego na złamanie postu była kara: wybicia zębów. Więc łatwo odgadnąć zgorszenie jakie Niemcy jedzeniem mięsa sprawiali. Zgorszenie to lud polski niebawem objawił swemu duchowieństwu, a ci biskupom polskim, którzy nie omieszkali karcić lekceważenie przepisów swych. Niemcy nie chcieli słuchać, lecz owszem rozumowaniem i przykładem ciągnęli lud polski za sobą czując poparcie w swych niemieckich księżach i biskupach, odwołując się też słusznie do swego narodowego obyczuju, któren im z góry zabezpieczały pisma książąt i biskupów.
Lecz i świętopietrza nie lubili dawać, boć ich k’temu prowadziły cesarskie obwieszczania podczas walk z Rzymem.
Ale i dziesięcin wytycznych nie chcieli znać: dawno już i to jeszczo w Niemczech obliczywszy się z szkodą ztąd urosłą: składali tylko bardzo nieznaczny wykup. — Trzeba zaś przyznać uciążliwość tych wytycznych dziesięcin. Właściciel nie śmiał plonu zwozić z pola dopokąd nie wybrano dziesięciny kościelnej: pod karą klątwy kościelnej. Bywało zaś: że ksiądz chcąc dokuczyć komu, nie kwapił się z odebraniem, a tymczasem słoty zboża zalały i pognoiły: praca ludzka marniała przez grzeszny upór! Więc też przykład niemiecki znalazł naśladowców: szlachta zaprzeczała dziesięciny wytycznej. Niektórzy zaś niezaprzeczając nie chcieli jej dawać tylko do pewnych kościołów przed innemi wybranych, zdaje się dla czystszej służby bożej; czemu się biskupi nie przeciwiali.
Te więc owoce napływu niemieckiego skojarzyły umysły biskupów polskich poznających w końcu: że nietylko na pogan lecz i na siebie sprowadzili Niemce. Roku 1233 w lipcu do Sieradzia zawezwani od arcybiskupa gnieźnieńskiego: Fulka przybyli: Bodzanta krakowski, Maciej władysławski, Klemens płocki, Jan poznański i Mikołaj przemyski biskupi wraz z innem duchowieństwem. Uchwaliwszy czego wymagała bezpośrednia służba boża i kościelna, obostrzywszy przepisy względem: żon lub nałożnic przystąpili do tego co ich majątkowo najbardziej bolało. Uchwała brzmi: §. 3. Przykazujemy, ażeby wszyscy, każdego stanu, płacili dziesięcinę w zupełności: gonitwą! — chociażby i rolnicy szlachty.... „Dodatkiem zniesiono zwyczaj szlachecki dawania dziesięcin, do którego się kościoła podoba.
Nie przypadła do smaku uchwała: Niemcom przybyszom; chcieli się z kraju wynosić, mianowicie panowie ryttery, ku wielkiemu zmartwieniu zniemczałych Piastowiczów. Więc aby ich zatrzymać na usługi przeciwko polskiemu żywiołowi, książęta ci prawem: feudalnem puszczaii im ziemię polską, do której biskupstwa miały niezaprzeczone prawo pobierania dziesięcin z dawien dawna. Feudalizm zaś uwalniał rytterów od dziesięcin, całkiem lub częściowo, a książęta brali na się obowiązek bronienia ich przeciwko biskupom. W skutek tego niebawem nastąpiło starcie polskiego duchowieństwa z Niemcami, i oparło się o Rzym.
Roku 1248 za rozkazem papieża Urbana IV zebrali się znowu biskupi w Wrocławiu i uchwalili: że pod karą klątwy książęta i szlachta nie mają od dziesięcin uwalniać rytterów i osadników niemieckich.
Wpływ księży obcych dał się już we znaki; więc też uchwalono: „Słyszymy i dowiadujemy się zkąd indziej: że wiela księży w kraju swym żonaci lub wyklęci, albo odszczepieńcy lub inaczej wyrzutkowie, uciekłszy z ojczyzny swej gdzie ich dobrze znają, do naszej ziemi przybywają, aby się dać na kapłaństwo wyświęcić: biskupi zaś niektórzy niewczesną litością zdjęci wyświęcają ich nieznacznie i obojętnie, ku niebezpieczeństwu dusz swych a zgorszeniu pospolitemu. Więc zakazujemy czynić postanawiając: żeby żaden biskup tej ziemi nie ważył się wyświęcać kleryka obcej dyecezyi, chyba za pisaniem jawnem i dowodnem biskupa dyecezyi zkąd rodem. Więc nie może, ani niech nie wyświeca chyba takiego, który zdawna w dyecezyi obyły, który zdolny i na cześć parafian zasłużył. Synów zaś księżych tylko za zezwoleniem papieskiem wyświęcać mogą.“
Orzeczono też względem: niemieckich postów. Przyjęto ich wymówkę zwyczaju narodowego, i że nie są żadnym ślubem związani, a przytoczywszy słowa ś. Pawła: „Jadłem nie polecisz się Bogu“ — z wielką wyrozumiałością zostawiono rzecz: sumieniowi każdego.
Dalej polecono wybieranie świętopietrza — i uchwalono czego wymagały: służba i prawo kościelne.
Tak więc pod przewodnictwem Pełki arcybiskupa gnieźnieńskiego, najprzód duchowieństwo polskie wyższe wystąpiło do walki z żywiołem niemieckim zagrażającym narodowości polskiej i majątkowi od narodu kościołowi nadanemu. A przecież biskupom tym nie da się zarzucić brak głębokiej religijności i czci cnót jakiemi zresztą jaśniała niemkini księżna: Jadwiga i jej mąż Henryk. Oddali oni: Bogu co boskie, a ludowi swemu co ludzkie i swojskie, ściśle według nauki kościoła.
Walka przez nich rozpoczęta zaraz pierwszej chwili nabrała barwy: religijno narodowej, na tle światłej wyrozumiałości i szanowaniu obcej narodowości. Walka ta trwała ciągle, a majątek kościelny i sądownictwo kościelne były osiami, o które się obracała.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Jan Szczęsny Morawski.