Bóg cię żegnaj, Kasiu! Nieba zazdrościwe
Już nas dzielą. Coć im były krzywe
Przyjaźni nasze szczere i prawdziwe? Już tedy na pożegnanie, Przymi to ostatnie pocałowanie, Przymi zbiegłą duszę W usta twe: ja-ć wytchnąć muszę.
Ucieszy się cale ten, co między bogi
Wydał na nas taki wyrok srogi,
I zerwał miłości związek tak drogi; Jedneż nas wypuszczą wrota, Ciebie, miła, z domu i mnie z żywota I w jednęż godzinę, Ja w trunę, a ty w gościnę.
Jeszcze-bym się skarżył, lecz żalu ponowa,
Niedomówione ucina słowa,
I dusi się w piersiach zaczęta mowa, Kiedy mi słów nie dostaje; I ponieważ milczkiem serce się kraje, Niech za słowa, łkanie, Za mowę, gorzki płacz stanie.
Jedź-że tedy z Bogiem; a ja odbieżany,
Skończę prędko żywot opłakany,
Albo przez żal albo przez własne rany. A ty umierającemu, Nie żałuj któréj łzy słudze twojemu; Chociaż nie z miłości, Nie z łaski, ale z litości.