Rajski ptak (Bandrowski)/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł Rajski ptak
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.

— Ku wiośnie idziemy, ku słońcu! — wykrzykuje radośnie pan Piekarski.
Tak bardzo dużo tego słońca znów niema, ale popołudnia już znacznie dłuższe, bądź co bądź trzecia dekada lutego.
— Jakże się pan czuje, panie poeto?
— Ja? A jakoś nie najgorzej.
— Ale melancholja wciąż pana dręczy?
— Melancholja? Nie wiem nic o żadnej melancholji.
Pan Piekarski z uśmiechem pokiwał głową.
— Było gorzej! — rzekł — Kiedyś o tem pomówimy. Teraz powiem panu radosną nowinę... Pan nie wie, że w Różewie wiosną bywają słowiki... Więc... panie poeto... Zapach bzu, księżyc, ciepło, kumkanie żab, na progach domów ludzie, odpoczywający po całodziennej pracy, i — słowiki.
— Wszystko byłoby bardzo dobrze, irytuje mnie tylko ten pieron, mój przyjaciel, Jeleń...
— Irytacja, to bądźcobądź uczucie, a lepsze już nieprzyjemne uczucie, niż żadne... I czemuż to pana tak bardzo irytuje ten pieron Jeleń, pański przyjaciel?
— Uważa pan: ja jestem z nim zupełnie szczery —
— A on z panem nie. No, nie ma żadnego interesu w tem, aby być szczerym. O cóż chodzi?
— Mówię z nim zawsze jak z bratem, lubię go naprawdę, a on mi tu niedawno powiada: „Panie Polata, im bliżej pana poznaję, tem bardziej się od pana oddalam“.
— No, to jednak chyba szczerze!
— Ale ja nie wiem, czem go od siebie odstręczam.
— Inteligencką kulturą, która jest mdła. Albo raczej — nie, kultura, jako taka, wcale nie musi być mdła, chodzi tylko o to, w jaki sposób się jej używa i do czego, do jakiego celu. Jeśli się nie chce ponosić konsekwencyj kultury —
— Konsekwencyj? — zdziwił się Polata — A jakież one są?
— Człowiek kulturalny łatwiej odróżnia zło od dobrego...
— Zatem?
— Powinien śmielej dawać świadectwo prawdzie, protestować przeciw wszelkiej krzywdzie i przeciw wszelkiemu złu, a tego inteligencja — dla swej wygody — nie robi — aby uniknąć konfliktów... I należy organizować, ułatwiać pracę Dobra... Zna pan żywot błogosławionego Jana Bosko? Cóż, linoskoczek — a ile dobrego zrobił!
— Tak. To piękna postać.
— A był pan tu w Zakładzie Sióstr?
— Jestem zbyt wielkim grzesznikiem, zakonnic trochę się boję...
— Czekajże pan! Możebyś się pan przypadkiem chciał czegoś dowiedzieć?... Jak ten Zakład powstał? Bo pan tak wciąż sam, tylko ze swemi myślami, a tymczasem dokoła pana uczynki piękne kwitną jak różane krzewy, zaś pan na nie spojrzeć nawet nie chce... Była, widzi pan, dama z bardzo wielkiej rodziny, która wstąpiła do klasztoru... Rozumie się, dama, nie rodzina cała. Za przedwojennych czasów, gdy zakonnicom katolickim, prócz szarytek, w Rosji przebywać nie wolno było, zawezwano tę zakonnicę do Petersburga dla ratowania ducha polskiej młodzieży żeńskiej. Więc ona pojechała. A właśnie na sercu szczególnie jej leżało wychowanie dziewcząt polskich. Miała swoją ideę. W Petersburgu natrafiła na nieprzewidziane trudności, ale znalazła też niezmiernie dzielne, pełne zapału i ofiarności serca dziewczęce... Z tych panienek ona wychowała sobie swą wychowawczą „kadrówkę“. I z tą „kadrówką“ wyruszyła w świat. Od tego się zaczęło. A jeszcze jedno: ta dama była tutejsza, Wielkopolanka, Rosji nie znała, nic jej nie zmuszało, żeby tam pracowała.
Tu pan Piekarski przerwał i zaczął starannie skręcać papierosa. Jako Polak z Małopolski wschodniej palił tylko kręcone papierosy.
— No, i? — zniecierpliwił się Polata.
— Ponieważ w Petersburgu nie było bezpiecznie, dama przeniosła swą organizację do Finlandji. Tułała się po całej Skandynawji, zarobkowała, a tymczasem idea krystalizowała się coraz jaśniej i wyraźniej. Dama zaczęła przy pomocy swoich towarzyszek wyciągać dzieci polskie z rąk bolszewickich, stworzyła ochronki, schroniska, potem zakłady naukowo-wychowawcze, rozrzucone już dziś po całej Polsce... Wielka rzecz! Dziś stoi na czele ogromnej, bardzo poważnej organizacji... Oto, czego może dokonać człowiek — odpowiednio posługujący się kulturą... jeśli ma serce i myśli... Widzi pan! Ludzie pracują, tworzą!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.