Utraciłeś, mówisz, spokój
I moralną równowagę
Dla dziewczęcia pięknych oczu:
Biedny chłopcze, miej odwagę!
Sam najlepiej zawyrokuj:
Czy to warto żyć spokojnie?
W mglistych, czystych snów przeźroczu
Kąpać duszę bogobojnie?
Nigdy czoła nie zachmurzyć
I nie doznać serca bicia?
Żyć bez szaleństw, pragnień, wzruszeń
Pozorami mdłego życia?
Lepiej, że się zacznie burzyć
Niepokojem pierś twa młoda:
Tęcza tęsknot, żądz, pokuszeń
Nowych blasków tobie doda!
Na twe troski znajdziesz radę,
Tylko śmiało patrz jej w oczy.
Niech ten płomień, co z nich bucha,
Falą ognia cię otoczy;
A gdy w wzroku dojrzysz zdradę,
Gdy tęsknota wzrośnie w łonie,
Chcąc odzyskać spokój ducha —
Weź i ściśnij drobne dłonie!
Jeśli za to się obruszy
I gdy twarz jej, dotąd biała,
Opromieni się różowo
I gdy pierś jej będzie drżała —
Wtedy ratuj spokój duszy!
Uratujesz, jak Bóg w niebie,
Gdy wymówisz słodkie słowo:
— O, najdroższa! kocham ciebie!..
Jednak, jednak być to może,
Że ucieknie zapłoniona...
Na ucieczkę ty nie zważaj,
Bo powróci jeszcze ona!
Że powróci — głowę łożę:
Więc ty tylko bądź wytrwały;
Pierwszą próbą się nie zrażaj —
Bądź namiętny, tkliwy, śmiały.
I choć będziesz cierpiał, marzył,
Choć się ogniem pierś zapali,
Spokojności, ach! nie żałuj,
Lecz się jeszcze posuń daléj.
Gdy się będziesz przed nią skarżył,
A ta śmiać się będzie pusta...
Weź za rączkę i pocałuj,
Lecz pocałuj — w same usta!..