Róża i Blanka/Część druga/XLIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Róża i Blanka
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1896
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLIII.

Wszyscy przyjaciele i sąsiedzi zmarłego, bądź listownie, bądź za pośrednictwem telegrafu zaproszeni zostali na obrzęd żałobny.
Pomimo stanowiska i wielkiego majątku hrabiego, pogrzeb, stosownie do wielokrotnie wyrażonej woli nieboszczyka, miał odbyć się skromnie, bez żadnej ostentacyi.
Doktór Pertuiset, wykonawca jego woli, polecił aby po wyjściu z kościoła miejscowi włościanie na barkach zanieśli trumnę do rodzinnego grobu, w którym spoczywał już długi szereg zmarłych przodków hrabiego.
W pałacu z niecierpliwością oczekiwano przybycia Gilberta Rollina i przygotowano dla niego apartament.
Spodziewano się naprzód telegramu, mającego być odpowiedzią na depeszę d-ra Pertuiset i zawiadamiającą go o rychłem przybyciu Rollina; obliczano, że ponieważ depesza ta wyprawioną została o dziesiątej rano, musiała przybyć do Paryża przed południem, więc odpowiedź powinna nadejść około godziny drugiej. Przypuszczano nawet okoliczności nieprzewidziane, jak chwilową nieobecność Gilberta w mieszkaniu i spodziewano się ostatecznie nadejścia odpowiedzi na godzinę piątą.
Jeden z lokajów, już od południa oczekujący na nią w biurze telegraficznem, powrócił o godzinie czwartej i przyniósł telegram zaadresowany do hr. Emanuela d‘Areynes.
Doktór długi czas nie chciał go otwrzyć, tłómacząc się, iż nie ma prawa do tego, lecz nakłoniony przez Rajmunda Schlösse, rozdarł wreszcie kopertę.
Przeczytali depeszę ze zdziwieniem.
— Więc nie omyliło mnie przeczucie, — rzekł Schlöss. — Spodziewałem się, że ta depesza przyniesie nam jakąś dobrą wiadomość. Ksiądz d’Areynes żyje! Skłamano przed nami...
— A tymczasem, kłamstwo zabiło hrabiego! — odrzekł doktór.
— Nikczemnik! — mruknął Rajmund.
A po chwili namysłu dodał.
— Ale nie odpowiada na pańską depeszę.
— Tak jest i nie rozumiem dlaczego, chyba, że wyprawi! ten telegram przed otrzymaniem mojego.
Rajmund z niedowierzaniem potrząsnął głową.
— Doktór przyjrzał się depeszy i rzekł:
— Przyjęto o drugiej minut pięćdziesiąt, więc Rollin był nieobecnym w domu, gdy przyniesiono mu mój telegram. Chodził zapewne do księdza Raula i otrzymawszy wiadomość pomyślną, udał się wprost do biura telegraficznego i zakomunikował ją nam.
— To rzecz możliwa — odrzekł Rajmund — chociaż ja nie wierzę... dlaczego przysłał tak pośpiesznie i tak stanowcza wiadomość o śmierci księdza, skoro po upływie dwudziestu czterech godzin okazała się ona mylną!
— Mógł lekarz omylić się. Takie wypadki zdarzają się często.
— Zobaczymy!
O godzinie siódmej wieczorem posłaniec z biura telgraficznego przyniósł depeszę, zaadresowaną do doktora Pertuiset.
Stary przyjaciel nieboszczyka po przeczytania jej namarszczył brwi.
— Czy to od pana Rollina? — zapytał Rajmund.
— Tak.
— Zapewne zapowiada swój przyjazd?
— Przeczytaj! — odrzekł doktór, podając depeszę.
Rajmund odczytał znany już nam telegram:
„Wiadomość niespodziewana i okropna. Bolejemy. Henryka zapadła powtórnie. Nie mogę opuścić jej. Zajmij się pan wszystkiem. List wysyłam. Gilbert Rollin“.
— Kłamstwo! Kłamstwo! Kłamstwo! — zawołał Schloss. — Nie chce przyjechać, gdyż lęka się spojrzeć na swą ofiarę... mógłby się zdradzić!
— Cóż pan przypuszczasz? — zapytał doktór zdziwiony.
— Przypuszczam, że w Paryżu dzieje się coś, co przed nami ukrywają. W przekonaniu mojem pan Gilbert Rollin jest łotrem, a postępowanie jego wydaje mi się mocno podejrzanem.
Doktór Pertuiset oddawna znał wartość moralną Rollina, niejednokrotnie bowiem rozmawiał o nim z nieboszczykiem hrabią, nie miał odwagi jednak sformułować przeciw niemu tak stanowczego oskarżenia.
— Może się mylisz... — odrzekł.
— Wkrótce będę wiedział na pewno — rzekł Rajmund. — Pojadę do Paryża i zobaczę się z księdzem d‘Areynes. We dwóch łatwiej rozświetlimy tę intrygę.
— Dobrze, jedź, ale dopiero po pogrzebie.
— Naturalnie.
— Zresztą musimy czekać na zapowiedziany list pana Rollina.
List ten otrzymano następnego dnia rano, lecz nie dowiedziano się z niego nic nowego, był bowiem tylko rozwałkowaniem frazesów, zawartych w telegramie z dnia poprzedniego.
Gilbert zapewniał w nim o swym głębokim żalu, mówił o interesach swej żony, nad któremi nie mógł czuwać przykuty do łóżka ksiądz d‘Areynes; w imieniu chorej Henryki i prawnej sukcesorki całego majątku, Blanki, błagał doktora o poczynienie właściwych kroków u władz i oświadczał, iż gotów jest natychmiast wysłać wszelkie potrzebne dokumenty, jak metryki, plenipotencye i t. p.
Rajmund po odczytaniu tego listu rzekł:
— Tak przemawia tylko spadkobierca. Człowiek ten myśli tylko o jednem: objąć jaknajprędzej majątek hrabiego. To wyraźne!
Rzeczywiście, było to tak wyraźnem, że gdyby nie wzgląd na Henrykę, doktór byłby odmówił prośbie Gilberta.
Przyjął więc narzucony na siebie ciężar, wiedząc, że ksiądz d‘Areynes, który tak gorąco bronił przed hrabią sprawy jego bratanicy, będzie mu za to wdzięcznym.
Co go obchodził Gilbert?
Znając warunki testamentu hrabiego, wiedział, że Gilbert i jego żona będą tylko użytkowali z majątku, zapisanego na własność ich córce, bez prawa naruszenia kapitału.
Pod wpływem tych uwag postanowił przyśpieszyć załatwienie spraw spadkowych.
W południe odprowadzono zwłoki hrabiego na miejsce wiecznego spoczynku i tegoż dnia wieczorem Rajmund odjechał do Paryża.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.