Ptak wędrowny (Romanowski, 1863)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
PTAK WĘDROWNY.


1.

Szukali siebie śród tłumów wzrokiem,
Sam na sam milczeli,
I o uczuciu w piersiach głębokiem
Wspominać nie śmieli.
A dusze ich były jak zgodne dwie lutnie;
Czy cieszyć się, dumać, czy westchnąć wraz smutnie,
Przeczuwać siebie umieli.

On był ułanem legjonów polskich,
Syn niw podolskich.
Ona hiszpanka, alkada dziecię;
Jedyny skarb na tym świecie.



2.

Gdy Saragosę Francuzi wzięli,
Wdarłszy się w wyłomy,
Męztwo mordami odpłacić chcieli,
I wpadali w domy.
I straszne się jęki rozległy kobiece,
A ułan z rozkazem leciał przez ulice,
Jak przez ulice Sodomy.

I zgrozą był zdjęty na Franków zaciekłość.
W tem spojrzał, a przed nim dziewczę nie daleko
Szasery z rąk starca wydarli i wleką —
I w piersiach zawrzała mu wściekłość.
Więc z konia zeskoczył,
Odebrał im dziewczę i szablą otoczył;
A ona się cudnym spłoniła rumieńcem,
Gdy stała pod szabli tej wieńcem.

A gdy się szasery złorzecąc cofali,
Rodzicom ją oddał i pognał w cwał dalej.



3.

I zeszli się znowu.
Ścigał gierylasów;
W ramię dostał postrzał śród oliwnych lasów;
Miał więc w Saragosie doczekać się zdrowia.
Koń go niósł do miasta z bojowisk pustkowia,
I stanął przed domem starego alkada,
Gdzie cała rodzina witała go rada
I wdzięczna.

Nad wszystkich urocza Diana
Serdecznem spojrzeniem witała ułana.
Na rzęsach jej błysło radośnych łez dwoje,
Spojrzeli po sobie zmięszani oboje;
Zmięszani, szczęśliwi — Lecz alkad w dom prosi,
I na cześć ułana wnet puhar wynosi;
Rad nie rad więc został z alkada rodziną,
A skrycie na śmierć się pokochał z dziewczyną.



4.

Miłego słowa Diana czeka,
Czeka jak zbawienia.

A ułan kocha, milczy, odwleka;
Milczy jak z kamienia.
A gdy się namiętnie jej oczy rozżarzą,
To w onczas ją chłodną powstrzymuje twarzą,
Ból tłumi; ją gniew spłomienia.

A w noc samotny bił się z myślami,
Lico miał blade.
Powstał i jęknął zalany łzami:
„Jutro pojadę.
Nieszukać mi szczęścia gdy ręki kraj woła —
Dianie o! Boże daj twego anioła;
Niech ma w nim brata i radę.“

I do komendy udał się z rana,
Rzekł tam: „Wyruszę.“
Ale odgadła piękna Diana
Ułana duszę.
Od bolu i trwogi jak posąg zbielała:
„Jam duszę na wieki i serce mu dała;
Nie pójdzie! wstrzymać go muszę.“

I w prost pobiegła tak do alkada:
„Ojcze ty mój, ginę!
Proś go by został!“ — jękła i pada;
On podniósł dziewczynę,
I pochylił głowę myślami ciężarną,
Na dumne swe piersi rzucił odzież czarną,
I rzekł: „Tyś u mnie jedyne!“ —



5.

Już rumak ułana stał przy ostrokole,
Gdy alkad doń przyszedł z zadumą na czole:
„Jedziesz kawalerze?
Wczoraj mogłem jasno ze słów twoich wnosić
Żeś mówić chciał ze mną, że mnie chciałeś prosić....
Proszę cię, mów szczerze.“

I głos alkadowi drzał przy każdem słowie,
A ułan stał blady, wnet cicho odpowie:
„Nie panie alkadzie! —
Mnie kraj woła. — Dzięki za chleb i gościnę!

Wspomnijcie modlitwą jeśli w boju zginę —
Bóg mnogo nas kładzie.“

„Chłopcze! alkad rzecze — stój! ja cię rozumiem —
Ja tych dwojgiem oczu w duszę patrzeć umiem;
Widziałem od razu.
Diana cię kocha! — kocha — tyś pokochał.
Wiem ja ileś nocy bezsenny przeszlochał,
W dnie niemy jak z głazu.

„Słuchaj, zostań z nami! — O! głowo ma biedna —
Jak jedno mam życie, córka u mnie jedna;....
Ona kocha ciebie!
Zostań — weź Dianę!“ — Ułan zmysły traci —
„Weź córkę i skarby a nie spiesz do braci!“
Ułan przeklął siebie.

Ale wnet się porwał, wybiegł, jeszcze z progu
Zawołał boleśnie: „Zostawajcie w Bogu!“
Dosiadł, spiął rumaka.
Diana przez ogród biegła szybkim krokiem,

Alkad wsparłszy głowę śledził chmurnym wzrokiem
Wędrownego ptaka.

A gdy ułan jechał przez most murowany,
To Ebro na falach niósł trupa Diany....
Serce się ścisnęło.
Na brzegu stał alkad, w toń patrzał surowo...
Po chwili za miastem nad ułana głową
Kilka kul świsnęło.




Znak domeny publicznej
Tekst lub tłumaczenie polskie jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do niego wygasły (expired copyright).