Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w 1792. Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!
DO twoiey wſzedłem Swiątyni Panie, Twegom ſię radził Zakonu,
Co też z grzeſznemi w końcu ſię ſtanie? Co za los ma być ich zgonu?
Poznałem Boże! iako fałſzywie, W bogactwach ufność ſwą kładli;
Y gdy ſię w gòrę pieli ſkwapliwie, Tym ciężey na dòł upadli.
Jakaż puſtynia gdzie ſię ſzerzyli!.. Jak nagle błyſzczeć przeſtali!..
Z grzechami ſwemi ſię pogrążyli, Y pamięć ſwoią zmazali.
Jak temu ktòry ze ſnu powſtanie, Ucieka nocne marżenie,
Tak o bezbożnych w Mieście twym Panie Y ſame zgaſło wſpomnienie.
Coż ma mieć Niebo, bym nań poglądał Jako na ſzczęście prawdziwe?
Albo na Ziemi czegożbym źądałżądał? Gdzie wſzyſtko widzę fałſzywe!
Serca nie czuię, cały zniſzczałem, Zwracaiąc moie powieki;
Ku memu Bogu co mym udziałem, Dziedzictwem moim na wieki.
Oto ci wſzyſcy co nad mniemanie Od Stwórcy ſwego odſtali,
Zginą, i ſam ich zagubiſz Panie, Bo śluby twoie złamali.