Przykładne dziewczątka/XVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przykładne dziewczątka |
Podtytuł | Zajmująca powieść dla panienek |
Pochodzenie | Przykładne dziewczątka |
Wydawca | Księgarnia Ch. I. Rosenweina |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Siła” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Ilustrator | Marian Strojnowski |
Tytuł orygin. | Les Petites filles modeles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cała książka |
Indeks stron |
Cały dzień następny przeszedł smutno, Stokrotka wstydziła się rzucania wiśniami w Zosię i wywołania jej kary, Kamilce i Madzi przykro było, że nie mogą zobaczyć Zosi, która spędziła tyle godzin w zupełnej samotności. Eliza przyniosła jej śniadanie i od niej dowiedziała się Zosia, że jej przyjaciółki mają się dobrze, ale są smutne i ciągle o niej rozmawiają, ubolewając nad jej osamotnieniem.
— Jakie one są dobre i kochane!... zawołała Zosia. A Stokrotka, czy jeszcze ma żal do mnie?
— Stokrotka ciągle powtarza, że to ona powinna by ponieść karę za wywołanie gniewu panny Zosi i zamierza przeprosić panienkę za swą porywczość.
— Biedna Stokrotka! Jakie zacne ma serduszko. Ale czy one wszystkie wiedzą co ja tu wyrabiałam w tym pokoju, że podarłam książkę i nie chciałam usłuchać pani Marji?
— Owszem, opowiedziałam im o awanturach panienki, ale także i o tem, jak panna Zosia żałowała potem swego uniesienia. Panna Kamilka, Madzia i Stokrotka kochają panienkę podawnemu.
Po odejściu Elizy Zosia zabrała się z zapałem do roboty, gdyż pani Marja kazała jej nauczyć się lekcji, przyniosła przytem zajmujące książeczki i robótkę zaczętą. Widząc Zosię grzeczną, posłuszną i żałującą za swe winy przyrzekła jej, że przed udaniem się na spoczynek będzie mogła zejść do salonu i uścisnąć swe małe przyjaciółki. Zosia podziękowała serdecznie, a pani Marja powiedziała, że odwiedzi ją jeszcze przed pójściem z dziećmi na przechadzkę i wysłucha zadanej lekcji. Zosia uczyła się z taką pilnością, jakiej sama w sobie nie podejrzewała i ani się spostrzegła kiedy przyniesiono jej drugie śniadanie.
— Jakto? Już? zdziwiła się, widząc Elizę wnoszącą tacę. A co mi Eliza przyniosła dobrego?
— Jajka na miękko, kotlecik, skrzydełko z kurczęcia, kartofelki smażone, wyliczała Eliza, ale żadnych słodyczy ani owoców, bo pani mówiła, że więźniom się takich rzeczy nie daje i że panienka jest zbyt rozsądną, aby żądać coś więcej, niż to co jej wydzielono.
Zosia zarumieniła się z radości, słysząc dobre o sobie mniemanie i poczęła ze swej strony wychwalać dobroć i wyrozumiałość pani Marji.
— Panienka już się tak u nas poprawiła, że macocha nie pozna jej zupełnie — zawołała Eliza.
To przypomnienie o powrocie macochy nie bardzo pocieszyło Zosię, która starała się o tem nie myśleć wcale. Eliza miała przyjść wkrótce, by pójść z Zosią na spacer. Po godzinnej przechadzce Zosia powinna była jeszcze odrobić lekcję, zanim podadzą obiad.
Za każdym razem, gdy Eliza wychodziła od uwięzionej, dziewczynki wybiegały na jej spotkanie, wypytując, jak się Zosia miewa? Czy bardzo się nudzi? Poczciwa Eliza opowiadała im szczegółowo jak Zosia jest uległa i z jaką pogodą przyjmuje swą pokutę.
Wieczorem przyszła pani Marja i zaprowadziła Zosię do salonu, mówiąc do oczekujących ją dziewczynek:
— Oto przyprowadzam wam Zosię, nie tą niegrzeczną, kłamiącą, łakomą i złą, ale rozsądną i dobrą dziewczynkę, która warta jest kochania.
Zosia rzuciła się w objęcia swych przyjaciółek, wszystkie trzy płakały z radości. Pomiędzy Zosią i Stokrotką nastąpiło też porozumienie, obie wybaczyły sobie z całego serca i przyrzekły zaniechać wszelkich sprzeczek.