Przez kraj wód, duchów i zwierząt/XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Filochowski
Tytuł Przez kraj wód, duchów i zwierząt
Podtytuł Romans podróżniczy
Wydawca Wydawnictwo Bibljoteki Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1926
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.
KILKA SŁÓW O ROZTERCE UZDROWISKOWEJ
I O INNYCH RZECZACH.

A zatem Truskawiec, miejsce kędy spieszą opuchłe wątroby, przekrwione kiszki, skamieniałe nerki, rozszerzone lub zwężone worki sercowe, zwapniałe tętnice, Tutaj przy dźwiękach orkiestry zakładowej na żwirowych deptakach przyglądają się sobie modnie ubrane obojga płci zołzy, anemje, złogi moczanowe. Tutaj na pokutę.przyjeżdża przyzwyczajenie do., jednej mocnej“ przed obiadkiem, oraz inklinacja do „dwóch piwek“ przy obiadku, do koniaczku po obiadku, do cygareczka po kawusi z likierkiem, tu przed lekarzami spowiada się i kaje popęd do obżarstwa, opilstwa i innych grzechów, nie mniej przyjemnych w chwili wykonywania.
Truskawiec, unikat podobno, rzekomo perła wód polskich, najskuteczniejszy w chorobach następujących: (tu wymień sobie wszystkie, jakie znasz cierpienia). W Truskawcu znajdziesz najlżejszą naszczawę alkaliczną, jak również zdumiewające wprost, jeżeli idzie o efekt, kąpiele.
W tem miejscu, za przykładem czytelnika, odczuwam już lekkie zaćmienie w głowie, wynikające stąd, że na dobrą sprawę każde nasze uzdrowisko uważa się za królowę i perłę wód, każde posiada najlżejsze szczawy, najcięższe solanki lub borowiny, najskuteczniejsze w następujących cierpieniach (powtórz sobie wszystkie niedomagania i choroby, jakie znasz i o jakich nigdy nie słyszałeś). A jakie pokrewieństwa znakomite! Polskie Vichy! Ojczysty Spaa! Rodzimy Sitzbad! Stoisz sobie, człecze, na pierwszym lepszym dworcu kolejowym, poobwieszanym prospektami kąpielisk, a każdy z tych kolorowych kartonów robi do ciebie oko, każdy ciągnie za połę, ryczy w samo ucho autokomplementy, a wszystkie razem wydzierają sobie ciebie z rąk, chciwe i zgorączkowane,
— Panie blady, chodź pan do mnie, skutecznie i wesoło będzie. Wynoś się stąd Ciechocinku malaryczny, też się wybrał, patrzcie, moi mili! Panie cierpiący, niech pan aby nie da się wziąć na kawał. Taki naprzykład Ciechocinek...Słone bajorko nazwał sobie „źródłem radjoczynnem” i kontent... Hihihi! Nałęczów, Krynico, odknajcie od tego pana, ten pan już do mnie...Co, nie do mnie? Bodajeś gnaty po drodze pogubił! Pożałujesz jeszcze, kiedy cię na fest pokręci!
— Jak go pokręci, to ja go w mig odkręcę, a tobie wara do inteligentnego gościa! — odgraża się uzdrowisko, które odniosło zwycięstwo nad współzawodnikami i nad twoją rozterką.
Rozterka ta jest chyba najcięższą chorobą, a przejawia się mniejwięcej tak:
Gdy po Sprowadzeniu zewsząd bezpłatnych prospektów przychodzisz do wniosku, że wszystko to same perły, djamenty, wszystkie cię wyleczą, o ile tam tylko tam podążysz po zdrowie, — wtedy rozpoczyna się wędrówka po lekarzach. Każdy z nich, wiadomo, ma swoje sympatje, przekonania i niechęci, nic przeto dziwnego, że po tygodniu, zielony i rozdygotany, mruczysz napoły już przytomnie:
— Jeden powiedział, że umrę śmiercią przyśpieszoną, jeżeli natychmiast nie pojadę do Ciechocinka, drugi zagroził powolną agon ją w razie gdybym podążył do Ciechocinka, a nie do Lubienia. Trzeci dowiódł mi naocznie, że poprzednie dwie sprzeczne z sobą rady pchają mię za życia do grobu i, znalazłszy jeszcze jakąś nową chorobę, zawołał: „panie, prawie że już świętej pamięci! Nie traćmy nadziei, ale natychmiast do Buska, tylko do Buska“...

Mnie osobiście zabezpiecza przed torturami rozterki cel mej wędrówki, zgoła niekuracyjny. Ani myślę powtórzyć błędu, popełnionego już w Sopotach i w Ciechocinku: nie pójdę do lekarza. Poco mam nie spać nocami ze zmartwienia, poco mam zadawać sobie pytanie, czy nie poradzić się jeszcze pedjatry, bo a nuż tkwi we mnie jaka choroba, jeszcze z czasów dzieciństwa? Czy nie zajrzeć do lekarza chorób kobiecych, który mógłby we mnie wykryć coś ze swego zakresu, zwłaszcza że pewna życzliwa mi ongi postać w mojej wrodzonej subtelności dopatrywać się zaczęła cech kobiecych? A może i do weterynarza? Kto wie, czy nie siedzi we mnie jakie choróbsko atawistyczne, pochodzące z tych czasów, kiedy człowiek jeszcze nie awansował na człowieka, a był dopiero obiecującą małpą?






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Filochowski.