Przemiany (Owidiusz)/XXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Owidiusz
Tytuł Przemiany
Pochodzenie Przemiany
Życie i poezja Owidjusza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Tytuł orygin. Metamorphoseon, Libri Quindecim
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXIV. Licyjskie chamy.

Tak jawny dowód zemsty po bóstwa obrazie
Lud przeraża, więc spieszy ofiary nieść hojne,
By bliźniaczej niebianki czcić bóstwo dostojne.
A jak powszechnie w świeżych wypadkach być zwykło,
Ktoś dawniejszy wspomina i co stąd wynikło.
»Niegdyś w rodzajnej Licji chłopy grube, harde
Równą odniosły karę za Latony wzgardę.
Rzecz dziwna, choć mniej głośna z cudownego czynu.
Ojciec mój, nie do drogi, bo wiekiem zgnębiony,
Kazał mi stado wołów z owej przywieść strony
I dał mi przewodnika, co stamtąd pochodził.
Ten gdy mię tam po halach i pastwiskach wodził,
Trafiam na staw; w nim w środku stał ołtarz wyniosły.
Od ofiar okopcony i trzciną obrosły.
Wtem staje mój przewodnik, szeptem; »Łaski!« rzecze.
Ja, słówko wyszeptawszy, spytam: »Miły człecze!
Miejscowe jakieś bóstwo tą korną czcią darzysz,
Czy Najadę lub Fauna?« — Na to mój towarzysz:
»Nie górskim bóstwom ołtarz ten jest poświęcony,
Lecz tej, co uciekała przed gniewem Junony,
Tej, którą okrąg cały od siebie odtrąca,
Aż jej dała przytułek Delos pływająca.
Ale i stąd musiała ustąpić Junonie
I uciekać, dwa bóstwa piastując na łonie.
W porze letnich upałów, podróżą znużona,
W kraju Chimery, w Licji, stanęła Latona;
Usta, spragnione wody, wysuszyła spieka,
A w piersi dla dzieciątek ani kropli mleka.
Wtem na staw czystej wody przypadkiem napada;

Koło niego zbierała wieśniaków gromada
Chróst, sit wodny i trzcinę, bagnom ukochaną.
Zbliżyła się bogini, zniżyła kolano,
Chcąc chłodnej czerpnąć wody; ale czerń surowa
Pić wzbrania. Do broniących w te przerzecze słowa
»I czemuż mi tej wody spragnionej bronicie?
Wody, słońca, powietrza wyłączne użycie
Dałaż natura? Z wami tę własność mam wspólną,
Lecz błagam o nią, jakby o łaskę szczególną.
Nie przyszłam ja tu członki orzeźwiać znużone,
Lecz nasycić pragnienie, którem cała płonę.
Krtań suchą, spiekłe usta trzeba było zmusić,
Żeby móc tych słów kilka ze siebie wykrztusić.
Jedna kropelka wody nektarem mi będzie:
Z tą wodą życie dane chętnie przyznam wszędzie.
Niech los tych małych dzieciąt litość waszą wznieci!«
A wtem właśnie rączęta wyciągały dzieci.
Kogóżby nie wzruszyły tkliwe bóstwa prośby!
Chłopi trwają w uporze, jeszcze łącząc groźby,
Kazali odejść, mową krzywdzili bluźniącą;
Mało tego: nogami aż do dna staw mącą.
Wszędzie mułem nieczystym woda się zakłóca:
Wstręt oddala pragnienie. Bogini porzuca
Niegodne siebie prośby i czcze użalenia
I mówi, wznosząc dłonie do niebios sklepienia:
»Bodajbyście już żyli na wieki w tem bagnie!«
Spełniają to niebiosa, co bogini pragnie:
Zostają chłopi w bagnie, już chętnie w nim żyją,
Już się raz całym ciałem w wód głębinie kryją,
To znów głowy wystawią; to wierzchem się pławią,
To nad brzegiem jeziora po trawie się bawią,

To wskakują do stawu. Nawet po przemianie
Kształt szpetny i kłótliwość jeszcze im zostanie:
Głowy wydając z wody, wznoszą skrzek chrapliwy.
Już szyja im nabrzmiała, głos ich obrzydliwy;
Kwacząc, przestroną gębę rozdzierają w stawie,
Głowa ramion dotyka, szyi niema prawie,
Grzbiet dostają zielony i brzuch im się bieli
I w błotnej nowe żaby hasają topieli«.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Owidiusz i tłumacza: Bruno Kiciński.