Przeczucie śmierci

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Ujejski
Tytuł Przeczucie śmierci
Pochodzenie Poezje Kornela Ujejskiego
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1866
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
PRZECZUCIE ŚMIERCI.

Dziwnato chwila! pokój mam w duszy
I serce ciche, a świat tęczowy
Śmieje się do mnie, i nibym zdrowy;
A jednak czuję jak mi się kruszy
Ostatnia struna z życiem wiążąca,
A jednak patrzę na zachód słońca
Jakbym go ujrzéć już więcej nie miał,
A jednak głowa tak mi obwisa,
Jak liść żałobny, smutny, cyprysa
Kiedy mu słowik nagle oniemiał.

Dziwnato chwila! przed memi oczy
Świat się tak mglisto jak przez łzę toczy,
I chłód grobowy kości me wierci;
Jak liść osiki tak jestem drżący,
I tęskny jestem i jestem śpiący,
Jakby mnie skrzydłem tknął anioł śmierci.


I taką nutą gra mi powietrze
Jak gdy się z gościem nie ziemskim zetrze,
A moje imię słyszę w tej nucie;
Chciałbym się w ptaka, w chmurkę przewinąć,
By za tym głosem do gwiazd popłynąć —
Jestże to śmierci przeczucie?

A oto jestem jak kwietna trześń,
W koło mej głowy majową nocą
Myśli-pszczółeczki rojem brzękocą,
A w koło serca ptaszki świegocą,
A ja rozwiewam woń.... pieśń.

Lecz cóż po kwiecie, lecz cóż po woni,
Li kwiatem, wonią, — nic więcej?
Będęż sechł tylko przy białej skroni
Albo przy piersi dziewczęcej?

Jabym palące chciał czoła bliźnie
Osłonić cieniem i chłodem,
Usta maczane w klątwy truciźnie
Osłodzić owocu miodem;
Jabym chciał w mroźnej, trętwiącej zimie
Kiedy im serce oskrzepłe,
Snem letargicznym, gnuśnym zadrzymie
Wybuchnąć w płomyki ciepłe;
Jabym zaświecić chciał im pochodnią
Między spodleniem a zbrodnią;
Jabym chciał błysnąć ogniowym ciosem,
W ręku anioła mściciela;
Jabym się spalić chciał nawet stosem,
Byleby z moim popiołem.
Na zmazę winy, runęły społem
Popioły odkupiciela!

A oto teraz chylę gałązki
Bogate kwiatem i wonią
Smutny, bo przyszłych plonów zawiązki
Śmierć może stargać swą dłonią.

I mamże Panie! już tak za młodu
Zbiegać w początku mego zawodu?
I blizkiej śmierci zsyłasz mi wróżbę
Kiedym rozpoczął już świętą służbę
Ku chwale Twojej, mego narodu?

Oto przed moim rodzinnym progiem
Przestrzeli tak żyzna leży odłogiem;
Chęcią płomienną, ręką gotową
Chcę po niej rzucać nasienie: słowo!
Miałożby ramię Twojego gniewu
Myśl mą krępować łańcuchem zgonu?
Zwichnąć mi rękę w środku zasiewu?
Oślepić oko na widok plonu?
Oniemieć usta w połowie śpiewu?

Jam tak dalece już się zadłużył
U Ciebie Panie, u braci ludzi,
Że mnie myśl owa męczy i trudzi,
Żem się wam dotąd nic nie odsłużył.

I z niemowlęcia i od kołyski
Ojciec i matka jak dwa anioły
Nieoszczędzali trudu, mozoły,
Żeby prostować duszę woskową
Żeby w niej tłoczyć swych cnót odciski.
I formowali mnie w kształt kolumny
Czystej i białej, w niebo patrzącej,
A burzom, gromom urągającej,

Coby nikomu pokłon swą głową.
Nieuderzyła, chyba w dno trumny.

A teraz przyszedł już czas wypłaty —
Dług mej wdzięczności przez tyle laty
Niczem nie zmniejszył się od powicia;
Panie! Panie! daj życia, życia!

I kiedy z bryły chropawej dziecka
Z ich rąk wybiegłem pięknym filarem,
O! to ta przyszłość, szorstka, nieświecka.
Nie miłym dla mnie była ciężarem.

I zamiast kościół boży podpierać,
Zamiast piorunom nadstawiać czoła.
Lubiłem rzewno, tęskno pozierać
Jak ze sklepienia nocnego szczytu
Przez siatkę chmurek, przez mgłę błękitu,
Tańcem się wiła gwiazda wesoła.
Lubiłem kiedy miękkim powojem
Gałąź się do mej piersi tuliła,
Kiedy zielonym, wonnym zawojem
W koło mej skroni się zakręciła,
A wtedy dusza senna pokojem
Nie męzko w tekiem objęciu śniła.
 
I gdyby teraz mnie lud zapytał,
Com mu za wieszczby z nieba wyczytał,
Czy wypełniłem cel posłannictwa?
O! tobym spłonął wstydem zwodnictwa,
O! to lud klątwąby mnie przywitał.

Lecz dzięki Panu! jeszczem przechował
Moc duszy młodej, i niezmarnował
Wszystkiego czasu; wyjdę z ukrycia,
I lud mi klaśnie w chwili rozwicia —
Lecz Panie! Panie! daj życia, życia!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kornel Ujejski.