Prawdziwe zdarzenie o wyrodnych dzieciach

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Prawdziwe zdarzenie o wyrodnych dzieciach
Wydawca St. Piotrowski
Data wyd. [1936]
Miejsce wyd. Knyszyn
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRAWDZIWE ZDARZENIE
o wyrodnych dzieciach.


Posłuchaj ojcze, posłuchaj matko
Jak się dziś dzieci chowają,
Kiedy już zdolne na się zarobić
Wówczas rodziców nie znają.
Raz w pewnej wiosce proszę posłuchajcie
Co się rodzicom zdarzyło,
Mając dwie córki, jednego syna,
Nieźle im się powodziło.
Syn się wyuczył na rzemieślnika,
A córki były krawczynie
Razu jednego mówi do ojca:
„Tatusiu, ja się ożenię!”
Córeczki także wnet się wydały
Rodzinny dom opuściły
Jaki majątek rodzice mieli
To takim ich podzielili,

Ojciec niedługo już żył na świecie,
Ciężka go praca zgnębiła,
Tylko mogiła po nim została
Co żona łzami rosiła.
Tak narzekała biedna kobieta
Na losy swojego życia,
Nie mam przytułku, kawałka chleba
Co gorsze, nawet okrycia.
Ja już pracować teraz nie mogę,
Siły mi nie wystarczają,
Pójdę-do dzieci bo mam ich troje,
Na starość niech mnie chowają.
I tak ze łzami pobożna matka
Najpierw do syna dążyła,
Aby na starość przy swojem dziecku
Spokojnie głowę złożyła.
Syn zaraz matkę zmierzył oczami
Widzicie dzieci mam wiele
Nie chcę ja trzymać starych kaprysów.
I tak, kłopotów mam wiele.
Tak pierwsze dziecko matkę przyjęło
Za czułe jej wychowanie,
Tylko za drzwiami syn jej usłyszał
Staruszki matki wzdychanie.
Boże mój, Boże, tak z narzekaniem
Staruszka dalej dążyła,
Pojdę do córki może mnie przyjmie
Inaczej cóż bym zrobiła?

Przyszła do domu do swojej córki
Która dzieciom chleb krajała,
A gdy ujrzała idącą matkę
To chleb pod łóżko schowała.
Ból ściskał serca biednej staruszki
Na widok jaki widziała;
Ona byłaby sama nie zjadła,
A swoim dziatkom rozdała.
Nędzą i głodu biedna staruszka
Do Boga oczy wznosiła
Ty mnie nie opuścisz Ojcze Niebieski
Do drugiej córki dążyła.
Stojąc za drzwiami zimna skulona
Żałosnym głosem mówiła:
„Przyjm mnie do siebie kochana córko,
Bo bym pod płotem zginęła.
Córka ze złością do matki mówi:
„Czy tylko mnie jedną macie“
Gdzie macie córkę, gdzie macie syna,
U mnie przytułku szukacie.
I tak wzgardzona przez swoje dzieci
Biedna ich matka płakała,
A Bóg najwyższy i Matka Boska
Na to wszystko patrzała.
Siadła przy drodze prawie zemdlona,
I Pana Boga błagała,
Aby Pan Jezus i Matka Beska
Jaką ociekę zesłała.

A wtem idąca dobra sąsiadka,
Co sercu Boga nosiła,
Wzięła staruszkę do swego domu,
Która tam życie skończyła.
Kiedy staruszkę na cmentarz wieźli,
Aż tu na trwogę dzwon wali,
Każdy się pyta co to takiego —
Córki mieszkanie się pali.
Bóg skarał dzieci za swoją matkę
Którą na starość wzgardzili
Darmo po śmierci ją przepraszali
Nie wiedząc co uczynili.
Posłuchaj ojcze, posłuchaj matko,
Co dzieci pielęgnujecie,
Czy na pociechę, może na smutek
Bo sami tego nie wiecie,
Polecam Bogu swoje dziateczki,
By zwiarą życie spędzili
Rodzicom swoim czynili,
Na chwałę Bogu też żyli.



Nakł.: St. Piotrowski, Knyszyn Poniatowskiego 141





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.