Przejdź do zawartości

Pracownicy morza/Część druga/Księga czwarta/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Pracownicy morza
Wydawca Bibljoteka Romansów i Powieści
Data wyd. 1929
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Tytuł orygin. Les Travailleurs de la mer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Głowonóg.

By uwierzyć w istnienie takiego stworzenia, trzeba je widzieć.
W porównaniu z niem dawne hydry śmiech tylko wzbudzają.
Skłonni jesteśmy do uwierzenia, że niepochwytne marzydła snów naszych mogą spotkać w rzeczywistości pewne magnesy przyciągające do siebie owe niewykształcone zarysy, i że marzenia nieokreślone przyodzieją się w ciało, staną się istotami. Niezbadana potęga ma w swej mocy cuda i robi je, żeby potwór stworzyć.
Orfeusz, Homer i Hezyod mogli utworzyć tylko chimerę. Bóg stworzył głowonoga.
Bóg, gdy chce, niezrównany jest w tworzeniu szkaradzieństw.
Badanie przyczyn tej jego woli przeraża myśl pobożną.
Przypuszczając wszelkie ideały — jeżeli postrach może być ideałem, to głowonóg jest arcydziełem.
Wieloryb ma ogrom, głowonóg jest mały; hippopotam ma pancerz, głowonóg jest nagi; jararaca ma świst, głowonóg jest niemy; nosorożec ma róg, głowonóg niema rogów; niedźwiadek ma żądło, głowonóg niema żądła; buthus ma szpony, głowonóg niema szponów; małpa ma chwytny ogon, głowonóg niema ogona; rekin ma ostre skrzele, głowonóg niema skrzeli; nietoperzo-wampir ma skrzydła z pazurami, głowonóg niema skrzydeł; jeż ma kolce, głowonóg niema kolców; ryba szpadnik ma miecz, głowonóg niema miecha; drętwik piorunuje elektrycznością, głowonóg niema takiego płynu; ropucha ma jad, głowonóg niema jadu; gadzina ma truciznę, głowonóg niema trucizny; lew ma pazury, głowonóg niema pazurów; sęp ma dziób, głowonóg niema dziobu; krokodyl ma paszczę, głowonóg niema zębów.
Głowonóg niema mięśni, ani groźnego krzyku, ani pancerza, ani rogów, ani żądła, ani szponów, ani chwytnego lub tłukącego ogona, ani ostrych skrzelów, ani skrzydeł z pazurami, ani kolców, ani miecza, ani elektrycznych prądów, ani jadu, ani trucizny, ani pazurów, ani dzioba, ani zębów. Ze wszystkich zwierząt głowonóg jest najstraszliwiej uzbrojony.
Cóż to jest głowonóg? — To bańka.
Na skałach, na otwartem morzu, tam gdzie woda roztacza i ukrywa cały swój przepych, w zazębieniach nigdy niezwiedzanych, w nieznanych lochach gdzie mnóstwo roślinności, skorupiaków i muszli, w głębokiem podziemiu oceanu, pływak, któryby tam odważał się dosięgnąć zachwycony pięknością miejsca, narazi się na spotkanie. Gdy ci się ono zdarzy, nie bądź ciekawy i zmykaj! Wchodzisz olśniony, przerażony wyjdziesz.
Oto czem jest to spotkanie, zawsze możebne na skałach otwartego morza.
Szarawy kształt drży w wodzie; wielkie to jak ręka, a długie może na pół łokcia. To szmata. Kształt ten podobny jest do zamkniętego parasola niemającego rączki. Łachman ten zwolna przybliża się ku tobie. W tem roztwiera się; ośm promieni tryska nagle dokoła twarzy o dwu oczach; promienie te żyją, w ich falowaniu jest połysk, jest to rodzaj szprych u koła, rozwinięte, ma ono cztery do pięciu stóp średnicy. Straszliwy rozkwit! Oto co rzuca się na ciebie.
Pokraka zahacza człowieka.
Stworzenie to lgnie do swej zdobyczy, okrywa ją i wiąże swemi długiemi taśmami. Pod spodem jest żółtawe, z wierzchu ma barwę ziemi. Trudno określić ten odcień prochu; rzekłbyś, że zwierzę to utworzone jest z popiołów zawieszonych w wodzie. Jest ono z rodzaju pająków pod względem kształtu, kameleonem co do ubarwienia. Rozgniewane zdaje się fioletowem. Przerażający ten przedmiot jest miękki!
Jego węzły krępują, dotknięcie paraliżuje.
Ma pozór szkorbutu i gangreny. To choroba ułożona w potworność.
Oderwać tego niepodobna. Głowonóg szczelnie przylega do swej zdobyczy. Jak? Próżnią. Ośm maćków, szerokich przy osadzie, stopniowo się zaostrza i kończy jak igły. Pod każdym z nich idą dwoma równoległemi rzędami wypukłości coraz drobniejsze; największe przy głowie, najmniejsze na końcach. W każdym szeregu jest ich dwadzieścia pięć; pięćdziesiąt narośli na każdym maćku, a całe zwierzę posiada ich czterysta; te naroście, są to bańki.
Te bańki są to okrągławe chrząstki rogowe, sine. Bańki najbliższe głowy są wielkości sztuk pięciofrankowych, dalej coraz mniejsze, aż do wielkości ziarn soczewicy. Te krótkie rurki zwierzę wysuwa i cofa wedle woli. Noże je zagłębić w zdobycz na cal przeszło.
Ten przyrząd ssący ruchomy jest jak klawisze. Podnosi się i opada. Powolny jest najmniejszemu zachceniu zwierzęcia. Najdoskonalszy zmysł dotykania nie dorównywa czułości tych pęcherzyków, zawsze zgodnych z wewnętrznemi poruszeniami stworzenia i zewnętrznemi zjawiskami. Ten smok jest czułką.
Marynarze zwą tego potwora mięczakiem, nauka głowonogiem, a legenda kraken. Angielscy majtkowie zowią go devil-fich, djablą rybą; albo blood-sucher, wysysaczem krwi. Na wyspach kanałowych nazywa się on pleuvre.
Rzadki on jest bardzo w Guernesey, a bardzo mały w Jersey, za to bardzo wielki i częsty w Serk.
W dziełach Buffona wydania Sonniniego, jest rycina przedstawiająca głowonoga, jak obejmuje fregatę. Dyonizy Monfort mniema także, iż w pasie międzyzwrotnikowym mięczak ten ma siłę do zatopienia statku. Bory Saint Vincent zaprzecza temu, ale zgadza się, że w naszej strefie napada na człowieka. Idźcie do Serk, a pokażą wam niedaleko Brecq-Hou zagłębienie w skale, gdzie przed kilkoma laty pokraka porwał, przytrzymał i utopił jednego rybaka łowiącego morskie raki. Poron i Lamarck mylą się, gdy wątpią by mięczak niemający płetw mógł pływać. Piszący niniejsze wyrazy widział na własne oczy w Serk, w pieczarze zwanej Sklepem, jak głowonóg uganiał się wpław za jednym kąpiącym się. Po zabiciu, przemierzono go: miał cztery angielskie stopy obwodu i można było policzyć jego czterysta smoczków. Zdychające zwierzę konwulsyjnie je wysuwało.
Według Dyonizego Monfort, jednego z tych uczonych, których wielki dostrzegawczy umysł podnosi się i zniża zarazem aż do magji, mięczak ma prawie ludzkie namiętności; może nienawidzieć. I w samej rzeczy, biorąc bezwzględnie — być ohydnym, znaczy nienawidzieć.
Potworność walczy z uczuwaną potrzebą usunięcia się; to właśnie czyni ją wrogiem.
Głowonóg pływający pozostaje, że tak powiemy, w pochwie. Pływa on skurczony. Wystawcie sobie rękaw z pięścią w nim zaszytą Ta pięść to głowa; popycha płyn i posuwa się po nim ruchem falującym. Dwoje oczu acz wielkich, trudno dopatrzeć, bo są koloru wody.
Głowonóg na łowach, czyhający, pragnie się ukryć; zmniejsza się, zgęszcza, przybiera kształt jaknajprostszy. Zlewa się z tem co go otacza. Wygląda jak zmarszczka fali. Podobny jest do wszystkiego, wyjąwszy do czegoś żyjącego.
Głowonóg jest obłudny. Nie zwraca się nań uwagi, a on otwiera się znienacka.
Cóż nad tę klejowatość wolą obdarzoną straszliwszego? Lep utworzony z nienawiści!
I to w najpiękniejszym lazurze przejrzystej wody ukazuje się wstrętna ta, żarłoczna gwiazda morza. Nie przybliża się, co właśnie jest strasznem. Prawie zawsze, gdy się ją ujrzy — jest się złowionym.
W nocy wszakże, zwłaszcza w porze parania się, połyskuje ona fosforycznym blaskiem. To straszydło ma także miłosne poczucie, oczekuje hymenu. Upiększa się, zapala, oświetla i z wysokości jakiejkolwiek skały możem widzieć pod sobą w ciemnej głębi roztaczające się blade promieniowanie, słońce-upiór.
Głowonóg pływa i chodzi także. Jest cokolwiek rybą, a mimo to cokolwiek płazem. Czołga się po dnie morskim. Chodzi, korzysta ze swoich ośmiu łap, suwa się jak gąsienica.
Niema kości, niema krwi, niema mięsa. Jest próżny; wewnątrz niego niema nic. To skóra. Jego ośm łap można wywrócić na nicę, jak palce rękawiczki.
Jeden tylko ma otwór pośrodku swoich promieni. Jedyny ten otwór jestli kanałem odchodowym czy też paszczą? Jednem i drugiem razem.
Tenże sam otwór spełnia dwie czynności. Jest to wejście i wyjście.
Cały potwór jest zimny.
Carnass Śródziemnego morza jest odrażający. Wstrętnem jest dotknięcie tej ożywionej galarety otaczającej pływaka; ręce w niej grzęzną, palce toną, rozdziera się ją a nie zabija, wyrywa nieodejmując; rodzaj istoty płynnej i upartej, prześlizgającej się między palcami. Ale gorzej jest spotkać głowonoga. To głowa Meduzy z ośmioma wężami.
Niema uścisku podobnego do jego ujęcia.
Rzekłbyś, że to jest napastująca cię maszyna pneumatyczna. Masz do czynienia z próżnią uzbrojoną w łapy. Nie drapie pazurami ani kąsa zębami, tylko ci krew wysysa. To gorsze niż ukąszenie. Szpony są niczem w porównaniu z bańką. Szpony, to bestja wciskająca się w twe ciało; ty sam wciskasz się w bestję. Mięśnie twe wydymają się, fibry kurczą, skóra pęka pod szkaradnem wytężeniem, krew tryska i okropnie się miesza z płynem mięczaka. Zwierz opahowywa cię tysiącem warg bezecnych, hydra wciela się w człowieka; człowiek zespala się z hydrą.
Dwoje ich — to jedność. Zmora jest na tobie. Tygrys może cię tylko pożreć, mięczak cię wysysa. Ciągnie cię ku sobie i w siebie — i skrępowany, pośliniony, bezwładny, czujesz jak powolnie wypróżniasz się w ten straszliwy otwór będący potworem.
Być żywcem zjedzonym, to okropne! ale być żywcem wypitym — to się nie da wypowiedzieć.
Nauka do zbytku ostrożna odrzuca zrazu te dziwne zwierzęta nawet wobec faktów; potem decyduje się badać je, odbywa z niemi sekcje, klasyfikuje je, wciąga do katalogu, nakłada napis; sprowadza sobie okazy, wystawia pod szkłem w muzeach, wprowadza w nomenklaturę, nazywa mięczakami, bezkostnemi, promieniakami. Nadaje im powinowactwa: cokolwiek poza Meduzą, cokolwiek przed Sepią. Tym hydrem wody słonej znajduje odpowiednie w wodzie słodkiej: Argyronekty. Dzieli je na wielkie, średnie i małe; łatwiej przypuszcza małe niż wielkie, co zresztą we wszystkich sferach jest dążnością nauki, która woli zapatrywać się przez mikroskop, niż przez teleskop, rozpatruje ich budowę i nazywa głowonogami. Dokonawszy tego pozostawia w spokoju. Gdzie je opuszcza nauka, tam bierz i się do nich filozofja.
Filozofja w swoją kolej bada te istoty, dochodząc i dalej i bliżej niż nauka. Nie rozkrawa ich ona, ale rozważa. Tam, gdzie pracował skalpel, zagłębia hypotezę. Szuka przyczyny ostatecznej. Głęboka praca myślącego! Twory te wprawiają go prawne w niepokój o Stwórcę. Są to ohydne niespodzianki męczące umysł badacza. Zatwierdza on ich istnienie, sam straciwszy głowę. Takich kształtów chyba tylko Złe pożąda. Co począć wobec tego bluźnierstwa twórczej siły, bluźniącej samej sobie? Jak tu sobie poradzić?
Możebność straszliwą jest matrycą. Tajemnica skupia się w potwór. Kawały cienia wynurzają się tej masy nic nie płodzącej; roztwierają się, oddzielają, toczą, gęstnieją, zapożyczają się u czarnego obwodu, podlegają nieznanej polaryzacji, nabierają życia, tworzą sobie niewiedzieć jaką formę z ciemności i jakąś duszę z wyziewów i idą jak poczwary przez życie. Jest to coś jak ciemności przeistoczone w zwierzęta. Na co? do czego to? Znowu zwrot do wiecznego pytania! Te zwierzęta — to widma i zarazem potwory. Są niezawodnie — a nieprawdopodobne. Byt ich jest faktem, niebyt prawem. Są to amfibie śmierci. Ich nieprawdopodobieństwo plącze ich istnienie. Dotykają one granicy wiedzy ludzkiej, a zaludniają krańce urojenia. Zaprzeczasz istnieniu wampira, a tu ukazuje się głowonóg! Ich mrowienie się jest pewnością, zbijającą z tropu przekonania nasze. Optymizm, będący jednak prawdą, miesza się wobec nich. Oznaczają one przejście z naszej rzeczywistości do innej. Zdają się należeć do tego początku istot straszliwych, które marzyciel widzi mętnie przez oko nocy.
To przedłużenie potworności w niewidzialność zrazu, w możebność potem, było podejmowane, a może i wypatrzone poważnym zachwytem, głębokiem widzeniem magów i filozofów. Stąd wnioski o piekle. Szatan jest tygrysem niewidzialności. Drapieżne zwierzęta dusz ukazane zostały rodzajowi ludzkiemu przez dwóch jasnowidzących; jeden z nich nazywał się Jan, a drugi Dante.
Jeśli rzeczywiście kręgi cienia idą w nieskończoność, jeżeli po jednym następuje drugi, jeżeli to rozszerzenie istnieje w postępie nieograniczonym, jeżeli ten łańcuch, o którym co do nas gotowiśmy wątpić, istnieje — to, pewna, że głowonóg na jednym jego końcu, dowodzi bytu szatana na drugim.
Nie ulega wątpliwości, że złe na jednym końcu dowodzi złośliwości na drugim.
Każde złe zwierzę, tak jak każdy rozum przewrotny jest sfinksem.
Sfinksem straszliwym, zadającym straszliwą zagadkę. Zagadkę Złego.
To właśnie udoskonalenie złego, wiodło niekiedy wyższe nawet umysły do wiary w istnienie dwoistego boga, do straszliwego bi-frons (dwulicowego) manichejczyków.
Jedna z chińskich makat, skradziona w pałacu cesarza chińskiego podczas ostatniej wojny, przedstawia rekina, jedzącego krokodyla, który je węża, który pożera orła, który zjada jaskółkę, jedzącą gąsienicę.
Cała natura, jaką mamy przed sobą, jest jedzącą i jedzona. Zdobycze pożerają się nawzajem.
A jednak uczeni, będący zarazem filozofami a zatem życzliwemi dla tworów, znajdują lub mniemają, iż znajdują objaśnienie.
Bonet z Genewy, ten tajemniczy umysł ścisły który między innemi przeciwstawiają Buffonowi, jak później Geoffroy de Saint Hilaire był przeciwstawiony Cuvier’owi, dochodzi do takiego ostatniego wyniku; śmierć, będąca wszędzie, wymaga grzebania wszędzie. Żarłoczni są grabarzami.
Wszystkie istoty wchodzą jedne w drugie. Gnicie to karma. Straszliwe oczyszczenie kuli ziemskiej! Człowiek, jako mięsożerny, jest także grabarzem. Nasze życie zrobione jest ze śmierci. Takiem jest przerażające prawo. Jesteśmy grobami.
Ta fatalność porządku wytwarza w naszym zmienionym świecie potwory. Pytacie na co?
Ot na to.
Czy to objaśnienie? czy to odpowiedź na pytanie? Jeżeli tak, to dlaczegóż niema innego porządku? Znów pytanie!
Żyjmy — niech się dzieje!
Ale starajmy się, by śmierć była dla nas postępem. Dążmy do światów mniej ciemnych.
Słuchajmy sumienia, wiodącego nas ku nim.
Albowiem, — a nie zapominajmy o tem, — dobre, tylko przez lepsze da się osiągnąć.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Felicjan Medard.