[23]POZIOMOŚĆ I GÓRNOŚĆ
Wół poczciwiec do Ptaka
przyszedł i tak wyrzekł:
— O ty, co gardzisz ziemią
i rwiesz się do wyżek,
tam, gdzie ma niedościgłe
siedlisko chimera;
tam, gdzie pewno traw niema,
gdzie »życie« zamiera;
tam, gdzie leży Prometej
twój do skał przykuty: —
posłuchaj, naucz ty mnie
niebieskiej marszruty.
Chciałbym i ja popatrzeć
na te rzeczy świętsze:
jak tam orzą i gnoją
na najwyższem piętrze?
Chciałbym poznać twój zenit,
jeśli to nie bajda...
[24]
Ot, co tu długo gadać —
Weź mnie w dziób i hajda!
Uśmiechnął się król wyżyn
i rzekł: — Dobry Wole!
chociażeś duży urósł,
mówisz jak pacholę.
Drwić z fantazyi, ze skrzydeł,
z duszy — toś ty gotów,
wlazłeś w ziemię po pępek,
a chciałbyś polotów?
Wyczerpany oraniem,
albo erotyką
(hygieniczną), chcesz sprostać
orłom lub słowikom?...
Cóż więcej, ziemianinie?
Kropkę stawiać mamże-ć
nad »i«?... Chcesz nieba, wyżyn,
musisz naprzód zamrzeć
jako wół czteronogi,
musisz odwołowieć:
a przedtem o fruwaniu
nie mamy co mówić.
Pókiś Wół, tak czy owak,
nic tu nie pomoże:
kto kocha niebo — fruwa,
kto ziemię, gnój — orze.
[25]
— Tek?... więc ty lot poniżyć
racz tu do nas, tłumu
»maluczkich«, lecz mających
też coś-nie-coś umu.
Ale Ptak odpowiedział;
— Masz um?... więc chciej »zumiéć«
że zniżać lot do tłumu
to znaczy lot TŁUMIĆ.
Kto chce wyżyn, ten wznieść się
musi, nie gnić w dole:
ale ty się nie wzniesiesz
nigdy. Żegnaj, Wole,Wole.
To rzekłszy, rozpiął skrzydła
i z przed wołu nosa
uleciał w kraj bezbrzeżnej
wzniosłości — w NIEBIOSA.