Przejdź do zawartości

Powszechne braterstwo/Rozdział VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor John Galsworthy
Tytuł Powszechne braterstwo
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” Sp. Akc.
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Spółki Wydawniczej Powszechnej
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bronisława Neufeldówna
Tytuł orygin. Fraternity
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.
Prosty umysł p. Stone’a.

Po wstrząśnięciu umysłu, jakiego doznała wskutek słów pani Hughs, Cecylja poczuła, że musi się czemś zająć i postanowiła zmienić suknię.
Urządzenia ładnego pokoju, jaki dzieliła ze Stefanem nie zdobyli zbyt prędko. Świadomi, nawet już przed piętnastu laty, gdy obejmowali ten dom, ciężkiej panującej filisterji w wyższych sferach, oboje ze Stefanem uważali za swój obowiązek popieranie nowej estetyki; tak np. co do łóżka, przez dwa lata leżeli na dwóch małych białych sprzętach, wygodnych, lecz tylko tymczasowych, w oczekiwaniu jakiej okazji. Okazja w końcu się zjawiła — było to łóżko istotnie odpowiadające chwili, w której się urządzali, kosztowało zaś dwanaście funtów. Nie wypuścili go z ręki, a teraz sypiali na niem — nie zbyt może wygodnie, ale dosyć wygodnie i ze świadomością spełnionego obowiązku.
Przez piętnaście lat Cecylja urządzała swój dom; sprawa ta dobiegała teraz do końca. Jedyne rzeczy, jakie ciążyły na jej umyśle — oprócz rzecz, prosta, rozwoju Tymjany i położenia ludu — były: miedziana latarnia, przez którą przechodziłoby trochę światła, stara dębowa umywalnia, nie sięgająca czasów Cromwella. Teraz zaś ta trzecia nachodziła na nią troska.
Była raczej wzruszająca, gdy tak stała przed lustrem w swojej garderobie, bez gorsetu, z dołeczkami w swych szczupłych, białych ramionach, gdy wieszała suknię za sobą, a w zielonkawych jej oczach znać było niepokój i chęć dogodzenia wszystkim, uniknięcia niebezpieczeństwa. Włożywszy suknię koloru cerni, zasznurowaną na piersiach srebrnym sznurem, oraz kapelusz (bez piór, ze względu na ochronę ptaków), przypięty do włosów szpilkami (kupionemi w celu poparcia nowej szkoły wyrobów metalowych), wyjrzała, jaka jest pogoda.
Okno wychodziło na jakieś ponure ulice, na których wiatr rzucał kłęby dymu ku światłu słonecznemu. Wybrali ten pokój, oczywiście nie ze względu na przedstawiający im się obraz życia ludu, lecz radzi oglądać niezwykle piękny widok nieba przy zachodzie słońca. Po raz pierwszy może uświadomiła sobie Cycylja, że ktoś ze sfery, którą tak się interesuje, mieszkał tu pod samym jej nosem. „Mieszkają tu gdzieś Hughsowie“, pomyślała. „Ostatecznie jednak zdaje mi się, że Bi powinna się dowiedzieć o tym człowieku. Niechby pomówiła z ojcem i wymogła na nim, aby ta dziewczyna już dla niego nie przepisywała. Jakież to wszystko męczące“!
Przejęta tą myślą, zjadła prędko śniadanie i wyszła, kierując się w stronę mieszkania Hilarego. Z każdym kroicie stawała się jednak bardziej niepewna siebie. Obawa przed zbytkiem lub niedostatecznem wtrącaniem się do cudzych spraw, lub przed posądzeniem o intrygi; lęk przed dotykaniem czegoś tak brutalnego; nieufność do charakteru siostry, a nawet jego nieznajomość, charakteru tak zresztą podobnego, a zarazem niepodobnego do jej własnego; szczera chęć takiego postawienia tej sprawy, aby nic złego z niej nie wynikło — wszystko to żywo odczuwała. Z początku szła bardzo prędko, następnie marudziła, w końcu wprost biegła i zabroniła służącemu się zameldować. Widok oczów Blanki, gdy będzie słuchała jej opowiadania, stał się nagle dla Cycylji nie do zniesienia. Postanowiła przedewszystkiem odwiedzić ojca.
P. Stone pisał, ubrany w swą odzież roboczą — grubą, bronzową wełnianą bluzę, odsłaniającą jego szczupłą szyję ponad linją niebieskiej koszuli i ciasno ściągniętą sznurem z chwastami jedwabnemi; ponad stopami jego w wełnianem obuwiu widać było dolne części szarych spodni. Włosy jego spadały obficie na długie, cienkie uszy. Okno, szeroko rozwarte, wpuszczało wschodni wiatr; ognia nie było. Cecylja drżała.
„Wejdź prędko“, rzekł p. Stone. Odwróciwszy się do wielkiego mocno poplamionego biurka z drzewa sosnowego, zajmującego połowę ściany, zaczął systematycznie ustawiać kałamarz, ciężki nóż do przecinania kartek, książkę oraz kamienie przeróżnych rozmiarów na luźnych kartkach swego rękopisu.
Cycylja rozejrzała się dokoła; od kilku miesięcy nie była w pokoju swego ojca. Nie było tu nic poza tem biurkiem, poza łóżkiem połowem w kącie (z kocami, lecz bez prześcieradeł) zamykaną umywalnią i wązką szafą do książek, które Cecylja nieświadomie w pamięci liczyła. Nigdy się one nie zmieniały. Na górnej półce biblja oraz dzieła Plautusa i Diderota; na drugiej od góry sztuki Szekspira w niebieskiej oprawie; na trzeciej od dołu Don Kiszot w czterech tomach, oprawionych w bronzowy papier; zielony Milton; „Komedje Arystofanesa“; książka oprawna w skórę, po części spalona, zawierająca porównanie filozofji Epikura, z filozofją Spinozy; i wreszcie w żółtej oprąwie Marka Twaina „Huckleberry Finn“. Na półce od dołu była literatura lżejsza: „Iljada“; „Żywot Franciszka z Assyżu“; Speke’a „Odkrycie źródeł Nilu“; „Klub Pickwicka“; wiersze Teokryta w bardzo starym przekładzie; Renana „Życie Chrystusa“; oraz „Autobiografja Benvenuta Celliniego“. Na najniższej półce pełno było książek przyrodniczych.
Ściany były bielone i jak to Cecylja dobrze wiedziała, zostawiały ślady na ubraniu tych, którzy się o nie opierali. Podłoga była poplamiona i bez dywana. Stała mała kuchenka gazowa z różnemi statkami kuchennemi; mały, prosty stolik; i wielka szafa. Nie było firanek, ani obrazów, ani jakichkolwiek bądź ozdób; jedynie przy oknie stało stare pozłacane krzesło, kryte skórą. Cecylja nie mogła się nigdy zdobyć na to, aby usiąść na tej oazie; kolos tego sprzętu na tej pustyni był dla jej umysłu zbyt cenny.
„Wieje wiatr wschodni, ojcze; czy nie jest ojcu przeraźliwie zimno bez ognia“?
P. Stone odszedł od swego biurka i stanął tak, że światło padało na ćwiartkę papieru w jego ręku. Cecylja zauważyła, że za nim rozchodził się zapach pieczonych ziemniaków. Rzekł;
„Posłuchaj: „W stanie społeczeństwa, zaszczyconym dzisiaj mianem cywilizacji, jedynem źródłem nadziei było utrzymanie odwagi. Wśród tysięcy zwyczajów, szarpiących nerwy, wśród szynków, patentowanych leków, w niestrawnym chaosie wynalazków i odkryć, podczas gdy setki prawią z katedr o rzeczach, w jakie wierzy znikomy ułamek społeczeństwa, tysiące zaś piszą w ciągu dnia to, czego nikt nie chciałby przeczytać w przeciągu dwóch dni; gdy ludzie zamykają zwierzęta w klatkach i każą niedźwiedziom tańczyć dla zabawy swych dzieci, wszyscy zaś między sobą prowadzą zaciętą walkę; gdy, jednem słowem, podobni do komarów nad stawem w wieczór letni, ludzie krążą tam i nazad bez najmniejszego pojęcia w jakim to czynią celu — w tym stanie rzeczy odwaga przetrwała. Był to jedyny ogień w tej ponurej dolinie“. „Zatrzymał się, lecz z wyraźną chęcią mówienia dalej, gdyż przeczytał ostatni wyraz z trzymanej w ręku kartki. Podszedł do biurka. Cecylja odezwała się pospiesznie.
— Czy nie sprawi ci przykrości, ojcze, jeżeli zamknę okno?
Pan Stone poruszył głową przecząco, a Cecylja zaś spostrzegła, że trzyma w ręku drugi arkusz papieru. Wstała i, zbliżywszy się do niego, rzekła:
— Chciałabym pomówić z tobą, ojczulku!
Pochwyciła sznur jego szlafroka i pociągnęła za kwasty.
— Daj pokój! — odezwał się pan Stone; — przytrzymuje mi spodnie.
Cecylja puściła sznur. „Ojciec jest doprawdy okropny,“ pomyślała.
Pan Stone, podniósłszy drugi arkusz papieru, zaczął ponownie:
— Przyczyny, wszelako, nie trzeba było szukać daleko...
Cecylja rzekła z rozpaczą:
— Chodzi mi o tę dziewczynę, która przepisuje dla ciebie.
Pan Stone opuścił arkusz papieru i stał zlekka pochylony od głowy do stóp; uszy jego poruszały się, niebieskie oczy z białemi kropeczkami świetlnemi na maleńkich źrenicach, patrzyły uporczywie na córkę.
„Słucha teraz,“ pomyślała Cecylja i rzekła spiesznie:
— Czy ona musi tu przychodzić? Czy nie możesz się bez niej obejść?
— Bez kogo? — spytał pan Stone.
— Bez tej dziewczyny, która przychodzi tu przepisywać dla ciebie.
— Dlaczego?
— Dla tej ważnej przyczyny...
Pan Stone spuścił oczy a Cecylja zauważyła, że podniósł arkusz papieru do wysokości pasa.
— Czy ona pisze lepiej niż jakakolwiek inna dziewczyna? — spytała gorączkowo.
— Nie, — odparł p. Stone.
— W takim razie, ojcze, chcę, żebyś to zrobił dla mnie i wziął kogo innego. Wiem co mówię i...
Cecylja urwała; ojciec poruszał znów ustami i oczami; widocznie czytał znów dla siebie. „Nie mam cierpliwości do niego,“ pomyślała ciągle tylko ma głowę zajętą tą ohydną książką.“ Zauważywszy milczenie córki, pan Stone opuścił ponownie arkusz papieru i czekał cierpliwie.
— Czegóż chcesz, moje dziecko? — spytał.
— Ojcze, błagam, posłuchaj mnie przez chwilę!
— Ależ dobrze, dobrze.
— Chodzi mi o tę dziewczynę, która przychodzi tu przepisywać dla ciebie. Czy jest jaka przyczyna, dla której ona właśnie musi przychodzić a nie inna?
— Jest, — odrzekł p. Stone.
— Jaka?
— Bo ona nie ma przyjaciół.
Cecylja nie spodziewała się takiej drażliwej odpowiedzi; spuściła oczy, zniewolona zajrzeć w głąb własnej duszy. Milczenie trwało kilka sekund, poczem głos pana Stone’a odezwał się, zrazu szeptem, potęgując się stopniowo;
Przyczyny nie trzeba było szukać daleko. Człowiek odróżniający się od innych małp rządzą świadomością i zmuszony był od początku uzbroić się przeciw udręczeniom wiedzy. Podobnie jak u zwierząt, wystawionych na surowość klimatu podbiegunowego, futro staje się coraz puszystsze w miarę obniżania się temperatury, tak samo potęgowała się automatycznie i wzmagała u człowieka odwaga, aby mógł wytrzymywać ciosy, jakie mu zadawała jego nienasycona ciekawość. W owych dniach, o których mówimy, gdy owa niestrawioną wiedzę zalała wszystkie jego środki obrony, człowiek, cierpiąc na dręczącą dyspepsję, mając ustrój nerwowy w stanie ostatecznego wyczerpania i mózg wycieńczony, utrzymał się przy życiu mocą swej potęgującej się odwagi. Jakkolwiek czyny w (ówczesnych warunkach powszechnego nizkiego poziomu drobnostkowych walk) wydawały się niezbyt bohaterskie, niemniej nie było jeszcze epoki, w której człowiek był na ogół odważniejszy, albowiem nie było jeszcze czasów, w którychby większej potrzebował odwagi. Nie brakło oznak, wykazujących, że ten rozpaczliwy stan rzeczy zwrócił na siebie oczy ogółu. Utworzyła się mała sekta...
Pan Stone urwał; oczy jego prześlizgnęły się po ostatnich wierszach; pośpieszył do biurka. W chwili, gdy dłoń jego usuwała kamienny przycisk i pochwyciła trzeci arkusz, Cecylja zawołała:
— Ojcze!
Pan Stone zatrzymał się i zwrócił się ku niej. Córka zauważyła, że się zaczerwienił; rozdrażnienie jej znikło.
— Ojcze! Co do tej młodej dziewczyny...
Pan Stone zastanowił się.
— A... tak, dobrze już, dobrze.
— Zdaje mi się, że Blanka nie lubi, jak ona tu przychodzi.
Pan Stone przesunął dłoń po czole.
— Wybacz mi moja droga, że czytałem ci głośno, rzekł; bywa to dla mnie niekiedy wielką ulgą.
Cecylja podeszła tuż do ojca i z trudnością powstrzymywała się, żeby znów nie pochwycić sznura od szlafroka.
— Oczywiście, ojcze, — odparła; rozumiem to doskonale.
Pan Stone spojrzał jej prosto w twarz, a wobec spojrzenia, które przenikało ją do głębi i jakby widziała odwrotną stronę myśli Cecylja spuściła oczy.
— Dziwna rzecz, — rzekł, — jak się to stało, że ty jesteś moją córką!
Cecylji również wydawało się to niejednokrotnie zagadką.
W atawizmie tkwi wiele tajemnic, o których my dzisiaj jeszcze nic nie wiemy, — zauważył pan Stone.
Cecylja zawołała porywczo:
— Chciałabym, żebyś mnie wysłuchał przez minutę ojcze; sprawa jest naprawdę ważna — i odwróciła się do okna bliska płaczu.
— Spróbuję, moje dziecko, — odezwał się pokorny głos pana Stone’a.
Ale Cecylja pomyślała: „Muszę mu dać porządną nauczkę. Zanadto jest pochłonięty sobą“ i nie poruszyła się, postawą ramion wykazując jak głęboko jest dotknięta.
Z okna widziała piastunki, które pchały wózki z dziećmi, dążąc do parku i zauważyła, że patrzyły nie na dzieci, lecz spoglądały wyniośle na inne piastunki albo, z utajoną pożądliwością na przechodzących mężczyzn. Jakież samolubstwo malowało się w wyrazie ich twarzy! Cecylja odczuła ich zadowolenie, że, za jej sprawą ten wychudły, pochylony, stojący za nią starzec, uświadomi sobie swój egoizm.
„Na przyszły raz będzie mnie już słuchał, pomyślała. Nagle jednak usłyszała świszczący, jękliwy odgłos — to pan Stone szeptał trzecią stronicę swego rękopisu.
— „... Ożywiona szlachetnemi uczuciami, ale zaniepokojona faktem, że życie jest tylko zmianą formy istnienia, głosząca nauki, zbyt ograniczone dla zaradzenia złemu, które pragnęła usunąć, ta mała sekta nie znająca jeszcze znaczenia powszechnej miłości, czyniła największe wysiłki, by ją ogół zrozumiał. Niezbędny ruch, jakiego stała się rzeczniczką — reakcja przeciw panującemu wówczas wybujałemu systemowi bratobójczemu — był młody i posiadał świeżość i uczciwość młodości...“
Nie mówiąc słowa, Cecylja odwróciła się i podążyła ku drzwiom. Widziała, że ojciec upuścił arkusz papieru; widziała głowę ojca, całą w ponsie i srebrze, schylającą się na arkusz i gniew jej zamienił się we współczucie.
W korytarzu zatrzymał ją szmer. Panował tu, zwykły londyńskim przedsionkom, półmrok; przy bliższem zbadaniu okazało się, że Miranda, która nie mogła się zdecydować czy ma ochotę zostać w domu, czy też wyjść do ogrodu.
siedziała przy wieszadle do kapeluszy i warczała z cicha. Spostrzegłszy Cecylję, wylazła z kąta.
— Czego chcesz, bydlątko?
Spoglądając w górę okrągłemi ślepiami, Miranda podniosła białą łapkę i mogło się zdawać, że mówi:, po co mnie o to pytać? Zkąd ja mogę wiedzieć? Czy nie jesteśmy wszyscy tacy sami?“
Takie postępowanie psa w tej właśnie chwili rozdrażniło Cecylję do ostatka. Jednem szarpnięciem otworzyła drzwi do gabinetu Hilarego, mówiąc ostrym tonem:
— Idź do swego pana!
Miranda nie poruszyła się, natomiast wyszedł Hilary. Zajęty był czytaniem korekty; śpieszył się, by zdążyć jeszcze wysłać je pocztą, i wyglądał jak człowiek, pochłonięty pracą umysłową, oderwany zupełnie od swego otoczenia.
Cecylia uniknąwszy powtórnie konieczności spotkania się z siostrą, taką niedostępną nieuchwytną i niewidzialną, grającą jednak taką ważną rolę w obecnem położeniu, — rzekłą:
— Czy mogę pomówić z tobą przez chwilę, Hilary?
Weszli do gabinetu a Miranda wsunęła się za nimi.
Szwagier wydawał się zawsze Cecylji postacią miłą i niemal wzruszającą. Pochłonięty pracą literacką, był łatwowierny i nietrudno go było podejść. Wyglądał niemal bezcięleśnie obok popiersia Sokratesa, które wywierało na Cecylję szczególne wrażenie — takie było niesłychanie ciężkie i takie niesłychanie szpetne. Postanowiła pomówić z Hilarym szczerze, bez ogródki.
— Pani Hughs opowiadała mi dziwne rzeczy o tej małej modelce, Hilary.
Uśmiech zgasł w oczach Hilarego lecz zawisł mu na ustach.
— Doprawdy?
Cecylja ciągnęła dalej nerwowym tonem:
— Pani Hughs twierdzi, że to z powodu tej dziewczyny mąż tak się z nią źle obchodzi. Nie chcę mówić nic złego na tę małą ale zdaje się... zdaje się, że ona.. — Cóż takiego? — spytał Hilary.
— Rzuciła urok na Hughs’a jak wyraża się żona.
— Na Hughs’a! — powtórzył Hilary.
Oczy Cecylji spoczywały na popiersiu Sokratesa, gdy z pośpiechem mówiła dalej:
— Mówi, Że mąż śledzi ją wszędzie i że przychodzi tutaj i czeka na nią. To wszystko razem jest bardzo dziwne. Byłeś u niech nieprawda?
Hilary skinął głową.
— Mówiłam z ojcem, — rzekła Cecylja półgłosem, — ale to się na nic nie zda, nie mogłam go doprowadzić do tego, żeby mnie wysłuchał uważnie.
Hilary zadumał się głęboko.
— Chciałam — mówiła dalej, — żeby wziąć jaką inną młodą dziewczynę do tego pisania.
— Dlaczego?
Widząc, że nic nie wskóra, jeżeli nie powie wyraźnie tego z czem tu przyszła, Cecylja wybuchnęła:
— Pani Hughs utrzymuje, że jej mąż ci groził.
Twarz Hilarego przybrała wyraz ironiczny.
— Istotnie! — rzekł. — To ładnie z jego strony! I dlaczego?
Cecylja z wielką przykrością odczuła, jak niesłychanie drażliwe było w tej chwili jej położenie, uśmiadomiła sobie całą niedelikatność swego mimowolnego stanowiska.
— Bóg jeden wie, że nie chcę się wtrącać. Nie wtrącam się nigdy do niczego... to straszne!
Hilary ujął jej dłoń.
— Moja droga Cis, — rzekł, — rozumiem cię. Ale lepiej sprawę tę załatwić!
Wdzięczna za ten uścisk dłoni odpłaciła mu uściskiem bardzo gorącym.
— To takie brudy, Hilary!
Brudy. Hm! A więc skończmy z tem jaknajprędzej.
Lica Cecylji oblały się purpurą.
— Czy chcesz, żebym ci powiedziała wszystko?
— Naturalnie.
— Otóż, Hughs mniema widocznie, że ty się tą dziewczyną interesujesz. Niepodobna ukryć wszystkiego przed służbą i przed ludźmi, pracującemi w twoim domu; ta klasa zawsze robi najgorsze przypuszczenia... i, oczywiście, wiedzą, że ty i Bi nie... jesteście...
Hilary skinął głową.
— Pani Hughs istotnie powiedziała, że jej mąż zamierza pójść do Bi!
I znów zdało jej się, że widmo siostry wsunęło się, do pokoju; ciągnęła tedy z rozpaczą niemal:
— I, Hilary, pani Hughs myśli naprawdę, te ty się tą dziewczyną interesujesz, wiem to napewno. A pragnie tego bardzo, bo, oczywiście, gdyby tak było istotnie, jej mąż nie miałby żadnej szansy powodzenia.
Zdumiona tym nagłym cynicznym pomysłem, zawstydzona, że się tak otwarcie wyraża, umilkła. Hilary odwrócił się. Cecyija dotknęła jego ramienia.
— Hilary, mój drogi, — rzekła, — czy nie ma żadnej możliwości, żebyście, ty i Bi...?
Hilary zacisnął usta.
— Sądzę, że nie.
— Cecyija wpatrzyła się smutnym wzrokiem w ziemię. Od czasu kiedy Stefan chorował na zapalenie opłucnej, nie czuła się tak nieszczęśliwą. Widok wyrazu twarzy Hilarego obudził w niej nanowo wszystkie jej wątpliwości w całej mocy. Mógł być spowodowany tylko gniewem na bezczelność Hughsa, a mógł też wynikać — zaledwie śmiała myśl tę sformułować — z uczuciem bardziej osobistego.
— Czy nie sądzisz, — rzekła, — że w każdym razie będzie lepiej, żeby ona przestała tu przychodzić?
Hilary przeszedł przez pokój.
— Jest to jedyna praca dająca pewny i trwały zarobek, i zajęcie daleko lepsze, niż pozowanie. Nie chcę się przyczyniać do tego, żeby je utraciła.
Cecyija nie widziała go jeszcze nigdy wzburzonego do tego stopnia. Czyżby nie był taki niepoprawnie dobry. Czyżby istniał w nim pewien pierwiastek zwierzęcości, który poniekąd podziwiała? Ta niepewność spotęgowała trudności położenia.
— Ale, Hilary, — rzekła w końcu — czy ty co wiesz o tej dziewczynie... myślę, czy wiesz, że istotnie warta jest pomocy?
— Nie rozumiem.
— Myślę, — mówiła Cecyija przyciszonym głosem, — że my zupełnie nie znamy jej przeszłości. — A widząc z ruchu jego brwi, że i jemu nie była obca ta wątpliwość, ciągnęła dalej z wielką odwagą: — Gdzie są jej krewni i przyjaciele? Myślę, że miała już może niejedną p... przygodę.
Hilary stał się znów niedostępny.
— Nie możesz chyba odemnie wymagać, żebym i ją o to pytał.
Pod wpływem tej odpowiedzi Cecyija wydała się sobie śmieszna.
— Jeżeli z naszego dopomagania ubogim są takie wyniki, nie widzę celu tej pomocy, — rzekła twardym przyciszonym głosem.
Hilary na ten wybuch nie dał odpowiedzi; Cecylja utraciła znów pewność siebie. Cała ta sprawa jest taka zawikłana i nienaturalna. Ten ponury, złośliwy Hughs i to dręczące widmo Blanki, nadaje sprawie jakby włoskie piętno. Ze mężczyzna z tej sfery co Hughs może odczuwać miłość, nie przyszło nigdy do głowy Cecylji. Pomyślała o tylnych ulicach, na które patrzyła z okna swojej sypialni. Czy w tych ponurych zaułkach mogło się zrodzić coś podobnego do miłosnej namiętności? Ludzie, którzy tam żyją, w nędzy i przygnębieniu, dosyć mają biedy z codzienną troską o chleb powszedni. Zna dobrze warunki ich bytu; nie mają żadnego oparcia, położenie ich jest rozpaczliwe! Czy człowiek istniejący w rozpaczliwem położeniu może znaleźć czas albo siły do jakichkolwiek objawów miłości? chyba niepodobna.
Cecylja spostrzegła się, że Hilary mówi.
— Zdaje mi się, że to niebezpieczny człowiek!
Potwierdzenie jej obaw i utajony odcień surowości, właściwy jej charakterowi, sprawiły, że Cecylja, przy całem współczuciu i wątpliwościach uświadomiła sobie naglę, iż zgodnie z przekonaniem wewnętrznem, dalej posunąć się nie może.
— Nie chcę mieć już nic więcej z tymi ludźmi do czynienia, — rzekła; — uczyniłam dla pani Hughs co tylko mogłam. Znam równie dobrą szwaczkę, która będzie uszczęśliwiona, jeśli otrzyma odemnie robotę. Znajdzie się też inna młoda dziewczyna, która będzie pisała dla ojca. Radzę ci Hilary, żebyś i ty przestał się nimi opiekować.
Uśmiech Hilarego zmieszał ją i rozdrażnił. Gbybyż wiedziała, że ten to uśmiech właśnie stanął między nim a jej siostrą!
— Może masz słuszność, — odparł i wzruszył ramionami.
— A więc, uczyniłam wszystko, co było w mojej mocy, — rzekła Cycylja — Muszę już iść. Do widzenia.
Zmierzając ku drzwiom, rzuciła okiem w tył. Hilary stał przy popiersiu Sokratesa. Przykro jej było opuszczać go w tym stanie podrażnienia. Ale zdawało jej się znów, że widzi postać Blanki — onieśmieloną, niepewną we własnym domu, z jakimś odcieniem tragicznym w swoim drwiącym spokoju — i wyszła spiesznie.
W tem usłyszała głos:
— Jak się pani miewa, pani Dallison? Czy siostra w domu?
Cecylja ujrzała przed sobą pana Purcey’a, który sposobił się do wysiadania ze swego Damyer’a A. I, wznosząc się i opadając zlekka w takt chwiejnego ruchu samochodu.
Pod wpływem uczucia, że opuściła dom, nawiedzony chorobą lub nieszczęściem, Cecylja szepnęła:
— Zdaje mi się, że nie.
— Nie mam szczęścia! — rzekł pan Purcey a twarz jego posmutniała, o ile taka czerwona, czerstwa twarz może posmutnieć. — Myślałem, że będę mógł zabrać ich na przejażdżkę, moja maszyna potrzebuje ruchu. — Pan Purcey położył dłoń na boku drgającego samochodu. — Czy pani zna te Damyery A. I., pani Dallison? Najlepsza marka, jaka istnieje, kapitalne samochodziki. Radbym, żeby pani spróbowała...
Damyer A. I., roznoszący woń najlepszej benzyny, podskakiwał i dygotał, niby świadomy pochwał swego pana. Cecylja przypatrywała się maszynie.
— Istotnie, bardzo ładny samochód, — rzekła.
— Proszę, bardzo proszę, — nalegał pan Purcey. Niech się pani trochę przejedzie ze mną... niech mi pani zrobi tę przyjemność. Jestem pewien, że pani nie będzie żałowała.
Nieco zaciekawienia, nagły bunt przeciw wszystkim przykrościom i szpetnym wątpliwościom, jakie jej dokuczałyy, sprawiły, że Cecylja spojrzała życzliwie na postać pana Purcey’a; i stało się, że, zanim zdała sobie z tego sprawę, siedziała w Damyerze A. I. Zadrżał, wydał dwa przytłumione dźwięki, puścił falę woni i sunął naprzód. Pan Purcey rzekł:
— To naprawdę bardzo poczciwie z pani strony!
Listonosz, pies i czeladnik piekarski pędzili co tchu a Cecylji zdawało się, że stoją w miejscu; wiatr smagał jej lica. Zaśmiała się zcicha.
— Proszę, niech mnie pan odwiezie prosto do domu.
Pan Purcey trącił szofera w łokieć.
— Dokoła parku, — rzekł. — Przyśpieszcie biegu.
Damyer wydał ostry, krótki krzyk. Cecylia, rozparta na poduszkach w jednym rogu, spojrzała z pod oka na towarzysza, który również rozsiadł się wygodnie w drugim; wesoły, zdziwiony uśmiech igrał na jej ustach i zdawało się że mówi:
„Co ja też robię? Jak on mnie wciągnął tutaj... Niesłychane! A teraz, kiedy już tu siedzę, zdaje mi się, że mi to nawet sprawia przyjemność!“
Dla Cecylji nie istnieli już Hughs’owie, ani mała modelka — całe to szpetne życie znikło, istniał tylko wiatr, smagający jej lica i podrygujący pod nią Damyer A. I.
Pan Purcey rzekł:
— Taka jazda świetnie oddziaływa na mnie; trzyma w karbach moje nerwy.
— A czy pan ma nerwy? — spytała Cecylja.
Pan Purcey uśmiechnął się. Gdy się uśmiechał, policzki jego tworzyły dwie twarde, czerwone powierzchnie, starannie pielęgnowane wąsy najeżały się a z pod jasnych oczu wybiegały liczne drobne zmarszczki.
— I jeszcze jakie, — rzekł; — najdrobniejsza rzecz rozdrażnia mnie. Nie mogę patrzeć na głodne dziecko ani na nic podobnego.
Szczególne uczucie podziwu dla tego człowieka ogarnęło Cecylję. Dlaczego ona, i Tymjana, i Hilary, i Stefan, i wszyscy ludzie, których znali i z którym obcowali, nie mogli być jak on zdrowi i silni, wolni od droczących myśli, i od „sumienia społecznego“, zadowoleni?
Jakgdyby zazdrosny o te rozważania nad jego panem Damyer A. I. stanął nagle.
— Halo! — zawołał pan Purcey, — halo! co się stało? Proszę, niech pani nie wysiada; zaraz pojedziemy dalej.
— Dziękuję bardzo, — odparła Cecylja, — ale i tak muszę wstąpić tutaj. A zatem do widzenia. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję. Przejażdżka była naprawdę niesłychanie przyjemna.
W progu sklepu obejrzała się. Pan Purcey stał pochylony naprzód i z głębokiem skupieniem wpatrywał się w swojego Damyera A. I.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Galsworthy i tłumacza: Bronisława Neufeldówna.