Portrety literackie (Siemieński)/Tom II/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Siemieński
Tytuł Franciszek Morawski
Pochodzenie Portrety literackie
Wydawca Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego
Data wyd. 1867
Druk N. Kamieński i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


I.

Franciszek de Paula Dzierżykraj z Chomęcic Morawski urodził się na dniu 2 kwietnia 1783 r. w województwie poznańskiém, we wsi Pudliszki, którą ojciec jego Wojciech Morawski, ożeniony z Zofią Sczaniecką, dziedzic dóbr Belęcina i Karchowa trzymał podówczas w zastawie.
Urodził się więc jeszcze za czasów dawnéj Rzeczypospolitéj, lubo już okaleczonéj piérwszym zaborem. Dziecięcych lat wrażenia mogły zatrzymać charakterystyczne rysy obyczaju staropolskiego, ale już nie patrzyły na swobody publiczne. Sparaliżowane życie zewnętrzne chroniło się w kryjówki ducha; widok upadku czoła starców pokrywał wstydem; krzywdy i upokorzenia matkom łzy wyciskały......
Rumieniec ojca, łza matki...... od pieluch już napisały dziecku horoskop jego przyszłości...
O wychowaniu swojém, kształceniu się naukowém, nareszcie o służbie publicznéj, skreślił jenerał Morawski sam autobiografię na krótko przed zgonem. Są to daty i główne rysy odnoszące się najwięcéj do wojskowego zawodu. Podaję je, żeby na tém tle dopełnić człowieka życiem jego serca i głowy.
„Najpiérw — pisze on — pobierałem nauki w domu rodzicielskim w Belęcinie, gdzie do tego czterech nauczycieli trzymano. Potém byłem na pensyi w Lesznie u niejakiego Chyliczkowskiego; potém znowu w domu, gdzie mi emigrant Francuz, ksiądz Bienaimé, późniejszy sufragan w Nancy, dalszych nauk udzielał. Na uniwersytecie w Frankfurcie nad Odrą byłem cztery lata, potém pracowałem przy sądzie tamecznym w wydziale kryminalnym, następnie zaś złożywszy w Kaliszu egzamin auskultatorski przed prezesem Dankelmanem, pracowałem tamże dwa lata. Późniéj przez dwa lata gospodarowałem w Kotowiecku wraz z bratem moim Józefem, a następnie rok jeden w Luboni, gdzie dowiedziawszy się o bitwie pod Jeną, pojechałem do Poznania i wstąpiłem do gwardyi honorowéj Napoleona w r. 1806. Zaraz zostałem podporucznikiem i w tymże roku jeszcze po bitwie pod Czczewem porucznikiem. Przy oblężeniu Gdańska w r. 1807 byłem ranny w nogę i mianowany kapitanem. Tegoż roku przy oblężeniu Kołobrzega ranny byłem w ramię siekańcami, przy téj sposobności pochwałę męztwa i od razu krzyż kawalerski, emaliowany, orderu Virtuti militari otrzymałem. Roku 1809 odbyłem kampanię austryacką jako adjutant jenerała Fiszera. Po bitwie pod Raszynem, gdzie miałem dziewięć razy przestrzelony mundur, zostałem podpułkownikiem i przeszedłem do dwunastego pułku piechoty księstwa Warszawskiego. Tegoż roku byłem przy obronie Sandomiérza i w różnych bitwach; wszedłszy zaś do Krakowa, posłany zostałem na zdobycie Wieliczki, którą téż łatwo Austryacy odstąpili. W r. 1811 byłem z pułkiem przy fortyfikowaniu Modlina, potém wkrótce przed kampanią 1812 r. zostałem grosmajorem w tymże dwunastym pułku piechoty, a że dowódzca jego, jenerał Weissenhoff poszedł na szefa sztabu dywizyi jeneraja Zajączka, więc ja komenderowałem jako grosmajor pułkiem aż do Smoleńska. Roku 1812 pod Smoleńskiem przeznaczony zostałem na szefa sztabu do dywizyi jenerała Kniaziewicza. Za tę bitwę, w któréj konia podemną zabito, dostałem krzyż kawalerski legii honorowéj. Całą tę kampanię rosyjską jako szef sztabu odbyłem i znajdowałem się we wszystkich wielkich bitwach, nawet pod Tarutynem za Moskwą. W czasie téj kampanii zostałem także pułkownikiem, o czém się dopiéro dowiedziałem za powrotem do Warszawy, gdyż kuryer z podpisem nominacyi nie mógł dojechać do armii. Podczas odwrotu byłem w bitwach pod Wiazmą i nad Berezyną.“
„Wróciwszy do Warszawy nominowany zostałem adjutantem-komendantem w sztabie księcia Poniatowskiego, przez którego z Krakowa wysłany do Napoleona z depeszami, znajdowałem się w bitwie pod Bautzen. W kampanii saskiéj przeszedłem do kawaleryi jako szef sztabu dywizyi jazdy księcia Antoniego Sułkowskiego, przy którym byłem w bitwach wszystkich, a nakoniec pod Lipskiem, za którą to otrzymałem krzyż złoty oficerski legii honorowéj.“
„Po śmierci ks. Poniatowskiego, gdy ks. Sułkowski objął dowództwo naczelne wojska polskiego, mianowany zostałem szefem sztabu głównego; a gdy po Sułkowskim Dąbrowski objął toż dowództwo, i przez niego w tym stopniu potwierdzony zostałem, znajdowałem się w bitwach pod Hanau i pod Paryżem, lecz w téj ostatniéj już jako świadek tylko jeździłem z marszałkiem Marmontem, gdyż nie należałem do organizacyi pułków będących na linii bojowéj, wliczony bowiem zostałem do kompanii honorowéj oficerów nieobjętych organizacyą.“
„Roku 1814 po abdykacyi Napoleona posłany byłem przez cesarza Aleksandra do Danii, dla sprowadzenia brygady jazdy polskiéj tamże znajdującéj się. Przy nowej organizacyi wojska polskiego przez w. ks. Konstantego, mianowany zostałem podszefem sztabu głównego; a w roku 1819 jenerałem brygady; w którym przeciągu czasu wiele rozmaitych nadesłano mi dekoracyi.“
„W czasie wojny 1831 r. komenderowałem najprzód brygadą, potém mianowano mię jenerałem dyżurnym całéj armii, i w tymże stopniu byłem jeszcze w pierwszéj bitwie pod Grochowem. Gdy Skrzynecki został naczelnym wodzem, na podanie jego do rządu narodowego, mianowano mię ministrem wojny.“
„Po skończonéj wojnie odesłano mię do Wołogdy w głąb Rosyi, gdzie kilka lat przeżyłem: zkąd wróciwszy otrzymałem dymisyę, przy któréj mi pozostawiono rangę, tytuły i wszystkie oznaki honorowe; poczém wziąłem paszport emigracyjny i przeniósłem się do majątku mego w w. ks. poznańskiém.“
W krótkim tym zarysie tak zapełnionego żywota, uderza przedewszystkiém szybkie posuwanie się w stopniach wojskowych od pierwszego wstąpienia w szeregi; a w końcu pozostawienie tych stopni i nagród przez cesarza Mikołaja. Widać, że talent odznaczający się i przytomność torowały mu drogę; jak znowu godność, utrzymana nawet w pognębieniu, kazała się uszanować saméj zemście.
Sama powierzchowność jenerała miała szczęście ujmować sobie ludzi, tych nawet, którzy go z blizka nie znali. Postawa wojskowa, słuszna, okazała, wyraz twarzy sympatyczny, pociągający myślącém czołem i składem ust, na których kręcił się dowcipny uśmiech; rysy zaokrąglone, znamionujące łagodność i dobroć, a razem silnie wymodelowane męzkością charakteru, w całém ułożeniu swoboda ujmujących ruchów, zdradzająca mimowolnie pod regulaminową sztywnością konstantynowskiego żołnierza, dobrze wychowanego i światowego człowieka — oto mniéj więcéj wiernie oddane wrażenie jaki mi robił widok tego jenerała, kiedy przed wielą laty widywałem go na paradach wojskowych lub przychodzącego na publiczne egzamina uczniów.
Za owych czasów szkoły nasze były wolne od postronnych wpływów; nie mieliśmy gazet pisanych przez młodzież dla młodzieży, propagujących tę lub inną opinię; ajenci różnych stowarzyszeń nie przychodzili nam narzucać swoich nienawiści i admiracyi — a jednak samym instynktem, wrodzoną domyślności, umieliśmy kochać Morawskiego, chwytać każde jego słowo, obiegających wierszy jego uczyć się na pamięć, nie posiadać się z radości, jeżeli czytane na popisie wypracowanie czyje, trafném zdaniem pochwalił. Niechże zjawił się Różniecki, czasem wizytujący szkoły — duszno robiło się w sali; w gardłach zasychało, oczy się spuszczały z obawy, aby się nie spotkać z tym wzrokiem, który mógł w sercu dziecka odkryć jakie niebezpieczne uczucie.... Zgoła, wszystko było powarzone, i nauczyciele i studenci, jakby przeczuwano zbliżającą się burzę, lub ukąszenie jadowitego gadu.
Młodzież ma cudowne instynkta, któremi lepiéj się kieruje niż narzuconą doktryną.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Siemieński.