Pokusy/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Pokusy
Podtytuł Fantazya
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Pokus“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
1.

Jeszcze ów swojej nie dokończył mowy,
Gdy od północy, nadbiegł przybysz nowy;
Pod nim — koń Arab, biały bez odmiany,
Sam cały w bieli, jak z srebra ulany,
I z półksiężycem na kołpaku lśniącym,
Raczej być duchem zdał się — niż żyjącym.
Ale się ciemną odznaczał urodą,
Przy ogorzałej twarzy — czarną brodą.

2.

W tej chwili właśnie — na samej północy,
Stanęły słupy czarniejsze od nocy;
Lecz wraz, w ich środku, śród ciemnego łona,
Zabłysła jasność... ognista, czerwona,
Rosnąc w potęgę... zdała się natężać,
A potem zwolna przygasać i zwężać;
Znów, obrót iskier wszczął się bezustanny,
Każdy słup ogniem rozżarzył się nowym,

Z każdego, trysły dyamentów fontanny
W krąg otoczone deszczem rubinowym;
I chwilę trwało to złudne widziadło,
Aż znów przygasło, — a kiedy już zbladło,
Cień się od światła półkolem odgrodził,
I tak się zdało — że z tamtąd dzień wschodził.

3.

Przybyły, jeźdźca powitał ukłonem
I tak przemówił doń — poważnym tonem:
„Miłość, bogactwo, — są to dary cenne,
Ale nie trwałe — bo łatwo odmienne...
Czas... ludzie... zresztą wypadków zawiłość,
Pochwycą skarby i ostudzą miłość.
Ja, żądzom twoim radbym dać ostrogi,
Na podnioślejsze, myśl skierować drogi;
Brak pragnień — zwykle niemoc ducha zdradza;
Cel, jaki radbym ci wskazać — jest władza.
Ale tę władzę, jak każdy dar nieba,
Ażeby posiąść — zdobyć ją potrzeba.

4.

Jak gwiazdy gasną na niebios błękicie,
Tak i na ziemi, im świetniejsze życie,
Tem większa ciemność — kiedy mąż zasługi
Składa w grób żywot i plenny i długi.
Tak — dogorywa Han na swej stolicy...
Licznie zebrani rodów naczelnicy,
Śród ciągłych kłótni, zbrojną ręką radzą,

Komu po śmierci tę władzę oddadzą.
Han, nie zostawia potomków po sobie,
Zaraza, w jednym złożyła ich grobie,
Są, dalsi krewni, którzy postrach szerzą
Wzajem się niszcząc — mordem i grabieżą.
Obaj chcą władzy — naród, zdjęła trwoga,
O wybawienie śle modły do Boga,
A nie śmie uznać żadnego — za wroga.

5.

Ktoby wystąpił... śmiało i otwarcie
Przeciw obydwom — ten znajdzie poparcie
W całym narodzie, — i ci, co w tej chwili
Padli na duchu — chwycą się oręża,
Skupią swe siły — bo będą wierzyli,
Że to sam Allach, zesłał do nich męża,
Który im spokój i pomyślność wróci,
A wichrzycieli — złamie lub ukróci.

6.

Tobie przystało wziąść prym przed innemi,
Wszak ród swój wiedziesz od władców tej ziemi.
Walka cię czeka zacięta i długa,
Lecz w miarę przeszkód rośnie i zasługa;
Gdy rozgromieni padną przeciwnicy,
I wrócisz spokój wzburzonej krainie,
Wówczas przywodząc zwycięzkiej drużynie,
Pójdziesz hołd złożyć do Hanów stolicy.

Grom dział, huk kotłów i surm dźwięki grzmiące,
Witać cię będą... a ludu tysiące
Cisnąć się będzie, by dotknąć twej szaty,
Złożyć ci wieńce i sypać ci kwiaty
Po drodze; — kiedy na dzielnym rumaku,
W poważnych mężów i licznym orszaku
Wjedziesz na zamek — i letniemu Hanu
Uderzysz czołem — jak ojcu i panu.
A Han — przez wdzięczność serce ci otworzy,
I swoją władzę w ręce twoje złoży.

7.

A rządzenia nie tak trudna sztuka,
Gdy się własnych korzyści nie szuka,
Gdy do siły, łączy się przebiegłość,
Która wpoi: bojaźń i uległość.
Przy tem baczność! — gdy dostrzeżesz ślady,
Na twe życie czychającej zdrady,
Zgnieść ją trzeba jak szkodliwą żmiję
Co z swym jadem pod trawą się kryje.
Butnej dumie każesz podciąć skrzydła,
Niech się nie dmie i niech się nie puszy;
Na miłości własne — włóż wędzidła;
Gdy okiełznasz, — żadna się nie ruszy;
Głupców, błaznów, których zastęp mnogi,
Wciąż się będzie cisnąć w twoje progi,
Każ przepędzać na stepowe łany
Niech tam pasą: osły lub barany.
Dla potrzebnych, skrzywdzonych i nędzy

Bądź miłościw i nie sczędź pieniędzy;
Ale strzeż się jak ognia lub moru,
Wpuścić podłość do swojego dworu,
I pochlebstwo, które głaszcząc uszy
Wszystko dobre wyśsie i wysuszy,
Jak ów owad, co na drzewa pada
I liść, kwiaty i owoc objada.
Strzeż — niech podłość twej władzy nie kala,
A pochlebstwo, w swych splotach nie więzi,
To, i drugie, trzymaj zawsze z dala;
A gdy blisko — to już na gałęzi.
Bo rządzenia nie tak trudna sztuka,
Mieć dłoń silną, — to cała nauka;
A zostawisz pamięć w lata długie,
Żeś złe karcił, a wznosił zasługę.

8.

Wypoczynek znajdziesz po staremu,
Śród rozkoszy i pieszczot haremu.
Mur wysoki i obronne wieże,
Ów przybytek osłania i strzeże;
Obca stopa przekroczyć te progi,
I wzrok obcy wcisnąć się nie waży,
Bo rzezańców czarnych, zastęp mnogi,
Dniem i nocą stoi tam na straży.
Tam — roskoszne, cieniste ogrody,
A w ich środku lustro czystej wody;
Łódź wesoła ślizga się i pędzi
Stada białych i czarnych łabędzi;

Rybki złote i błękitne w centki,
W zastawione chwytają się wędki;
Rozproszone sarenki po błoni,
Biorą pokarm podany im z dłoni;
Śród kwietników, w marmurowe wanny,
Deszcz kryształów leją wciąż fontanny,
A zwabiona latawców gromada,
Przelatując od drzewa do drzewa,
Błyszczy barwą piór cudnych i śpiewa,
I krawędzie fontanny obsiada.

9.

Czyje ramie porusza te łodzie?
Kto na wędki łowi rybki w wodzie?...
Komu ptaszki chwytają karm z ręki?...
Kto pierzchliwe przyswaja sarenki?...
Kto kwiatami zdobi włosów sploty?...
Kto się stroi w perły i klejnoty?...
Oto, orszak niewieścich piękności,
Kwiat nad kwiaty, które władcy swemu
Z ziem dalekich wzięte do haremu,
Dań składają — z wdzięków i miłości.

10.

Więc w haremie skoro zajdzie słońce,
A w ogrodach błyśnie lamp tysiące;
W pysznym kiosku, lub też pod namiotem,
Jedwabiami błyszczącym i złotem,
Gdy na perskim odpoczniesz dywanie,

Wonnych kadzidł otoczon obłokiem,
A przed tobą, śliczny orszak stanie,
Lic niewieścich z pałającym wzrokiem,
Gdy śpiew jednych i muzyczne dźwięki
Innych, taniec rozwinie ich wdzięki
W miękkie ruchy, i zmysły podraźni
W iskry, gwiazdy, słońca — wyobraźni, —
Cóż porównać da się z owym stanem?...
Jak bydź władcą i wyboru panem.

11.

Chociaż miłość z pieszczotą edeńską,
I odwaga — co zdobi pierś męzką,
Nawet sława, która zwykle ludzi
Silnie wstrząsa i do czynów budzi;
Są to czucia co pod niebo wznoszą,
Ale zemsta — jest serca rozkoszą...
Jeśli wroga z duszą złą i hardą,
Który dąży by cię okryć wzgardą
Ufny w siłę, zechce ci ubliżyć,
W proch obrócić, shańbić lub poniżyć,
Albo szkodzić, mienie twe zagrabić,
Albo stawić zasadzki — by zabić;
Gdy go zdołasz w moc swoją pochwycić,
Zgiąć kark dumny, krwią zemstę nasycić
I miecz krwawy zatknąć na mogile, —
To najmilsze w życiu ludzkiem chwile.
Albo, gdy masz sobie przekazane
Ciężkie krzywdy — przez przodków doznane,

Które z ojca przechodzą na syna,
I jak świętość, nosi je rodzina
W głębi serca, — aż doczeka chwili,
Że potomkom tych, co ją skrzywdzili
Zada odwet, co się zarumieni
Krwi potokiem i falą płomieni.

12.

Nie działanie trwożne, tajemnicze,
Może zemsty rozjaśnić oblicze
Ani dać jej roskosz i słodycze.
Jej potrzeba aby jawną była,
A tę jawność — daje tylko siła,
Albo władza, która możne wrogi,
Gnie jak trzcinę i ściele pod nogi.
Ja ci przyszłość chcę rozjaśnić ciemną
Jeśli pragniesz mieć władzę! — jedź ze mną.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.