Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Przyjaźń zacieśnia się.

W drodze powrotnej do swego oddziału, Buffalo Bill napotkał Billa Hickocka, który wyruszył mu naprzeciw.
— No, jakże, przyjacielu! — zawołał Dziki Bill. — Odbyłeś długą konferencję z wodzem. Sądzę, że zawarłeś z nim pokój, bo widziałem, że uścisnęliście sobie dłonie.
Buffalo Bill uśmiechnął się
To więcej niż pokój — odparł. — Zawarłem z wodzem Komanczów przymierze! Huczący Grzmot nazwał mnie swym synem i gotów jest z całym swym plemieniem, wyruszyć wraz z nami przeciwko Sjuksom.
Dziki Bill wydał okrzyk radości i rzucił w powietrze swój szerokoskrzydły kapelusz.
— To wspaniale! — zawołał. — Nikt tak nie umie postępować z Czerwonoskórymi, jak ty, stary druhu. Gdybyś został komisarzem rządowym do spraw indyjskich, ani jedno z pośród plemion nie wstąpiłoby przeciw nam na ścieżkę wojenną!
Dwaj towarzysze podążyli do swoich ludzi, by obwieścić im i Ruth radosną nowinę.
W kilka minut po ich przybyciu, zjawił się w obozie białych Huczący Grzmot. Zdumionym spojrzeniem obrzucił Ruth, która właśnie próbowała swego nowego wierzchowca. Zdumienie jego stało się jeszcze większe, gdy Cody opowiedział mu o ostatnich przeżyciach dziewczyny. Czerwonoskóry pełen był podziwu dla niezwykłej odwagi i hartu ducha „białej squaw“.
Wódz Komanczów bacznym spojrzeniem ocenił postacie wywiadowców z oddziału Króla Granicy, ich broń i konie, a potem rzekł:
— Wódz o Długich Włosach powiedział prawdę. Jego towarzysze, to prawdziwi wojownicy!
Buffalo Bill, chcąc zapewnić sobie przyjaźń Indianina, wydobył z jaków pięknie ozdobioną fuzję i wręczając ją wodzowi, rzekł: — Mój ojciec przekona się, że ta broń niesie daleko i celnie. Sam ją wypróbowałem.
Huczący Grzmot uśmiechnął się z zadowoleniem, ujrzawszy wspaniałą broń i odparł: — Wódz Komanczów przyjmuje dar! Lecz oto mój dar dla ciebie, synu!
Indianin wydobył z pod swego siodła skórę bawolą, wyciętą w kształt krótkiego płaszcza, na której widniał rysunek wojownika z plemienia Komanczów. Było to coś w rodzaju „żelaznego listu“ — właściciel tego płaszcza mógł swobodnie poruszać się po całym terytorium Komanczów, nie będąc narażony na niebezpieczeństwo. Każdy napotkany Indianin z plemienia Huczącego Grzmotu byt obowiązany do dostarczenia mu noclegu, jadła, napoju i koni.
Dar wodza Komanczów był więc iście królewski.
Myśli Buffalo Billa i jego towarzyszy byty jednak wciąż zajęte losem Nicka Whartona i Jacka Hayesa. Niecierpliwił się zwłaszcza Bill Hickock, który wyruszyłby chętnie natychmiast przeciwko Sjuksom. Należało jednak przede wszystkim zacieśnić węzły przyjaźni z Komanczami. Buffalo Bill zaprosił więc wodza do wspólnego posiłku. Huczący Grzmot z powagą przyjął zaproszenie, co było dowodem, że czuje się doprawdy przyjacielem białych. Wspólny posiłek jest bowiem u Indian symbolem przyjaźni. Gdy Indianin je i pije z jakimś człowiekiem, staje on się tym samym jego przyjacielem na śmierć i życie.
Podczas posiłku jeden z wywiadowców wyciągnął w stronę Huczącego Grzmotu kubek, napełniony wódką, lecz Czerwonoskóry energicznie odtrącił ten poczęstunek.
—„Woda ognista“ jest przekleństwem Indian — rzekł. — Zabiła ona więcej dzielnych wojowników, niż oszczepy, łuki i fuzje. Huczący Grzmot brzydzi się tym przeklętym napojem i nie pozwala żadnemu ze swych wojowników podnieść do ust kubka z tą zabójczą trucizną. Wielki Manitu dał Czerwonoskórym lepszy napój — czystą wodę ze strumieni i źródeł. Huczący Grzmot wypiłby raczej kubek własnej krwi, niż „wodę ognistą“ bladych twarzy.
— Wódz Komanczów wyrzekł mądre słowa — powiedział Buffalo Bill. Pochwała ta napełniła radością Indianina.
Wkrótce wódz dosiadł konia i zaprosił Codyego oraz Ruth do swego obozu. Oboje przyjęli zaproszenie i po chwili trójka jeźdźców dążyła do pobliskiego obozu Komanczów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.