Poezyje Ks. Karola Antoniewicza (1861)/W kaplicy Matki Boskiéj bolesnéj w Staniątkach

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Antoniewicz
Tytuł Poezyje
Data wyd. 1861
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Indeks stron



IV.

W KAPLICY MATKI BOSKIÉJ BOLESNÉJ

w Staniątkach.



Jako dziś klęczę, tak niejednym razem
Klęczałem tutaj przed świętym obrazem;
A ty jak gwiazdka, co świeci w obłoku,
Byłaś mém światłem w pielgrzymstwa pomroku.

Dzisiaj powracam, o matko, do ciebie,
Płacząc nad ziemią, a marząc o niebie;
Tobie me żale i smutki przedłożę
I kij pielgrzyma u stóp twoich złożę.

Matko, ty doradź, matko, wskaż mi drogę,
Bez ciebie myśleć i kochać nie mogę.
Powiedz, czy w obce mam się udać strony,
Gdzie mi już polskie nie zahuczą dzwony,


Czy mam przeprawić mą łódkę przez morze,
Gdzie mi już polskie nie zaświeci zorze,
Czy téż w ojczysty mam wrócić zakątek,
W kraj tęsknych marzeń i łzawych pamiątek,

I tam wśród swoich jakby na wygnaniu
Mówić o przyszłém w życiu zmartwychwstaniu?
Choć ciało słabe, ale duch ochoczy,
I nigdy z drogi, co wskażesz, nie zboczy.

Dla mnie rozkazem każde twe skinienie,
O daj pracować na kraju zbawienie;
A za to wszędzie, zawsze, złożę dzięki,
Choć mnie powiedziesz przez krzyże i męki.

O matko, objaw, objaw mi twą wolą,
Matko, przeżegnaj oschłą serca rolą,
Na któréj smutków porosły piołuny
Jako złowrogie, pogrzebne całuny.


O matko, przemów, przemów do méj duszy,
Bo ją świat mroźném swém tchnieniem wysuszy.
Myśli jak wichrem pędzone obłoki
Błądzą, a z myślą błądzą wątłe kroki.

Dziś mnie przywiodły w te mury klasztorne,
W ten raj pokoju. Ach, może pozorne
Dziś szczęście moje i w jednéj godzinie
I to złudzenie z innemi zaginie.

Czym na to przyszedł, by po raz ostatni
Polskę powitać, posłyszeć głos bratni?
Po raz ostatni ten głaz ucałować,
Rzewnie zapłakać i wstecz powędrować?

I gdzieś w obczyznie, w tułacza odzieniu
Prześnić to życie w tęsknocie, cierpieniu?
Matko boleści, w każdym życia razie,
Gdym się pomodlił przy twoim obrazie,


Poczułem w głębi méj duszy wzruszenie,
Jakby głos matki, jak krzyża natchnienie.
Matko, i dzisiaj niechaj tak się stanie,
Daj mi odpowiedź na moje pytanie.



∗             ∗


I było ciemno, tak ciemno dokoła!
Lampa się tylko w kościele paliła,
A dusza jakby w objęciu anioła
Z goryczy życia rzewną słodycz piła.

I cisza zewnątrz i wewnątrz tak błoga!
Byłem szczęśliwy, jak gdyby w zachwycie,
I czułem bliskość, bliskość mego Boga
I czułem nowe w sercu mojém życie.


Jako pod wieczór błękit się rozchmurza
I szum wzburzonéj ucisza się fali,
Tak się i w duszy uciszyła burza,
Jakby głos jaki przemawiał z oddali.

I głos zbawienia jak z krzyża, jak z nieba,
W sen zakołysał wszystkie niepokoje,
I głos tak silny, jakiego potrzeba,
Aby wypłoszyć brudnych myśli roje.

Te, co świat zadał, Bóg rany zagoił,
Zwątlone siły swą łaską pokrzepił,
I w serce, które świat kłamstwem rozstroił,
Nowego życia nowy zaród wszczepił.

I jeszczem klęczał i jakby zasłona
Dziwacznych widzeń z ócz moich spadała.
Co syn rozpoczął, to matka dokona,
Bo nie napróżno matką nam została.


I w jéj obrazie tonęły me oczy,
Ogień miłości zimną pierś rozgrzewał,
Z obrazu spływał jakiś blask uroczy,
Co pokój święty w moję duszę wlewał.

I jeszczem klęczał na twardym kamieniu,
Świętą koronkę trzymały me ręce,
I w słodkiém ducha mego rozrzewnieniu
O matki, syna rozmyślałem męce.

Widziałem ciebie pod krzyżem stojącą,
Tak jakoś niegdyś na Golgocie stała;
Widziałem matkę srodze bolejącą,
Jako gdy niegdyś na syna patrzała.

Dusza ostremi przebita mieczami,
Serce łez krwawych zalane goryczą.
O matko, nie gardź dziś mojemi łzami,
Matko, twe miecze niech mi przewodniczą.


Powiedz mi tylko; na twoje żądanie
Pójdę, gdzie każesz, uczynię, co zdołam;
A kiedy siła w téj pracy ustanie,
Wspomnę na ciebie, w pomoc cię zawołam.

W tobie mą ufność, nadzieję pokładam
I téj ufności będę owoc zbierać.
Tobie więc kornie mą prośbę przekładam;
Mów, ja dla ciebie chcę żyć i umierać.



∗             ∗


Bierz za kij twój, bo czas drogi,
Spiesz do pracy kornie, śmiało;
Żniwo wielkie, żeńców mało
W czasie smutku, łez i trwogi.


Bierz za kij twój, przyspiesz kroku,
Nie trać czasu nadaremnie,
Bo nie idziesz sam, beze mnie,
Bo ja będę przy twym boku.

Idź w ufności i pokorze,
Sam twą siłą nic nie zdołasz;
Lecz gdy w pomoc mnie zawołasz,
Moja łaska cię wspomoże.

Matkę dzieciom przypominaj,
Mów o śmierci, zmartwychwstaniu,
Mów o sądzie, zlitowaniu,
Mów i błagaj, proś, zaklinaj.

Mów, że Bóg chce Polskę zbawić,
Choć ją ciężkim krzyżem gniecie,
A lud polski, boskie dziecię,
Będzie matka błogosławić.


Z krzyżem w ręku, w sercu z Bogiem,
Wskaż na zmarłych ojców kości;
Mów o wierze, o miłości,
Która leży dziś odłogiem.

Tam daleko, za górami
Polskie miasta, polskie wioski;
Nędza, smutek, żal i troski,
Ziemia zlana krwią i łzami.

Tam lud woła: Chleba! chleba!
Bo nam dusza wygłodniała,
Jako twardy głaz się stała,
Odkąd pociech nie ma z nieba.

Podłe kłamstwo roztoczyło
Siły duszy; głos kościoła
Dziś napróżno do nas woła,
Serce jakby się przeżyło.


Dusza żarem wygorzała,
Wichrzą myślą złudne mary;
Jak widownią boskiéj kary
Cała Polska dziś została.

Idź i mów do mego ludu,
By pod krzyżem zgiął kolana
A przebłaga zemstę Pana,
Miłosierdzia dozna cudu.

Gdy się z wiarą siła sprzęgnie
I moc ducha z ostrzem stali,
Skra miłości pierś rozpali,
Przed nią wroga moc ulegnie.

Wzgardź nauką, która truje
Życia jądro, łamie siłę,
I przemienia kraj w mogiłę
I niewoli pęta kuje.


Wszystkiém wzgardź, co nie jest Bogiem,
Co od prawdy cię odwodzi,
Bo fałsz w martwość się rozrodzi,
Wzniosłych uczuć będzie wrogiem.

Polski ludu, nowy Jobie,
Piłeś gorycz z pełnéj czary;
Poznaj kornie boskie kary,
Boś żył długo w grzechów grobie.

Wróć do wiary, wróć do cnoty,
Dawnych grzechów zatrzéj ślady,
W sercu uduś jędzę zdrady,
A powróci twój wiek złoty.

Z ojców wiarą ojców chwała,
Szczęście, wolność do nas wróci,
A czas próby Bóg ukróci,
Zmartwychwstanie Polska cała.


Idź i mów o Częstochowie,
W każdym zamku, w każdéj chatce
Mów o jasnogórskiéj matce,
O téj polskiéj mów królowéj.

Choć cię obelg przyjmą gradem,
Z krzyżem w ręku, w sercu z Bogiem
Stań przed każdym polskim progiem,
Idąc Zbawiciela śladem.



∗             ∗


Matko, u stóp twych składam moje dzięki,
W rzewności ducha korne i serdeczne,
I kij pielgrzyma chwytam do méj ręki;
Pod twą opieką me ścieżki bezpieczne.


I czegom zawsze w głębi duszy żądał,
Dziś błogo widzę ziszczone życzenia;
Będę rodzinny, drogi kraj oglądał,
Ziemię bolesnych wspomnień i cierpienia.

O to nie pytam, jaki mnie los czeka;
Na wszystko gotów, żadnéj nie znam trwogi.
Wiem, że nade mną czuwa twa opieka,
Wiem, że mi z prawéj nie dasz zboczyć drogi.

A jeźli w pracy odstąpią mię siły,
Nie zdołam gwarnych myśli uspokoić,
Kwiatem nadziei umaić mogiły
I w sercach rany głębokie zagoić;

Jeźli nie zdołam mową rzewną, mocną
Serca zwiędniałe w nowy byt odrodzić,
Matko boleści, ty mi bądź pomocną,
Naucz, jak lud twój z twym synem pogodzić.


Obym mógł martwe ożywić sumienia,
By się z grzechowych oczyściły brudów,
Aby lud polski łaską odrodzenia
Jak słońce jaśniał wpośród innych ludów!

Inni powstaną do dzieła przydatni
Jako prorocy i wieszcze w narodzie;
Cnotą, rozumem w ich gronie ostatni,
Będę jak trzcinka przy ciekącéj wodzie.

Będę jak żebrak ubogi, wzgardzony,
Który po żeńcach nikłe zbiera kłoski,
Łzami polewał ojczyste zagony
I słowo boskie niósł z wioski do wioski.

I w kole biednych będę uczył dziatek,
Jak mają chować boskie przykazanie,
I będę mówił do ojców i matek,
Jak wielkie, święte jest ich powołanie.


Że miłość kraju jest z miłością Boga
Scisłemi węzły od wieków spojona,
W niezgodzie ludu cała siła wroga,
A jedność ludu tę siłę pokona.

Gdzie prawdy nie ma, tam nie ma jedności,
A prawdy nie ma tam, gdzie nie ma wiary.
Gdzie nie ma Boga, tam nie ma miłości,
I rozdrobnione przepadną ofiary.

I będę krzyża moc i chwałę głosić;
Że nie wart szczęścia, kto nie znał cierpienia,
Że o to ciągle mamy Boga prosić,
Aby nas drogą prowadził zbawienia.

I będę wielbił, Maryjo, twe imię.
Kto tobie ufa, ten wiecznie nie zginie,
I to, co dzisiaj w serca głębi drzymie,
Za twą pomocą w życie się rozwinie.


Lecz jeźli smutny wyrok przeznaczenia
Wzgardzi mą pracą i działać zabroni,
Będę ze łzami, z boleścią milczenia
Za kraj się modlił w samotnéj ustroni.



∗             ∗



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Antoniewicz.