Pierzchały po lesie ptaki, Kryły się w gniazda i krzaki. Cóż im niesie Popłoch taki? Strzelec był w lesie. Więc w staréj sośnie, Kędy pani dzięciołowa
Z pięciorgiem dziatek się chowa,
Piszczały wszystkie żałośnie.
— Nie bójcie się dziatki nasze,
I ty całe plemie ptasze,
Ja, mówił skacząc po drzewie,
Sam pan dzięcioł w wielkim gniewie,
Ja strzelca z lasu wystraszę. —
I, znalazłszy gałąź suchą,
Tak jął stukać, tak kołatać,
Ze[1] mędrsze ptaki jęły precz odlatać,
A dziatki, pewną przejęte otuchą,
Że tato strzelca przepędzi, ogłuszy,
Cieszyły się z całéj duszy.
A strzelec dybie, nadstawia ucho,
Gdy go stukaniem sam dzięcioł zwabił, Podszedł dzięcioła i zabił.
I jeszcze, w oczach przestraszonéj matki, Powydzierał z sosny dziatki,
Mówiąc — Gdyby wasz tato cicho sobie siedział,
Dalibógbym ni o nim, ni o was nie wiedział. —
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).