[35]IX.
Na Dunajcu.
Lecimy!... on mnie w swoje pochwycił ramiona
I runęliśmy w przepaść z skalistego proga...
A fala, żarem piersi mojej przenikniona,
Modrym słupem bryznęła, aż w niebo, do Boga,
Skrytego za sklepieniem swojem tajemniczem...
Za nią poleciał krzyk mój, pytaniem nabrzmiały,
I potrącił błękity, i powrócił z niczem...
I runęliśmy w przepaść... najskrytsze szczeliny
Rozdniały od strzał srebrnych, które puścił z sykiem
Dunajec, przez granitów zwalonych odłamy;
I wszystkie przemówiły dziwacznym językiem
Jakiejś bełnejpełnej burz, wstrząśnień, przeddziejowej dramy;
I zaczęły się skarżyć cicho, jako starce,
Którym czci nie wyrządza wnucze pokolenie,
I o których niewdzięczne zapomniały syny...
[36]
Precz łódko! i ty, wiosło! Niech w szalone harce
Pochwycą mnie tej fali stalowe pierścienie!
Jak delfin, w modrych toniach spławię grzbiet mój ślizgi,
Czołem rozbiję pianę skroploną na bryzgi,
I w powietrzu ustami zdmuchnę te opale!...
Ha, co tak wre? — krew moja, czy Dunajca fale?...
Przylegam do wód piersią, jak strzała do łuku;
Ich pośpiechem zdyszany, ich tętnem kipiący,
Mieszam bezwiedny okrzyk do gromkiego huku,
Od którego brzeg skalny drży, jako reduta,
Ogniem podminowana i dymem zasuta.
Tajne prądy nurtują do dna potok rwący,
Jak pierś moję namiętne, tłumione porywy...
Ja wyciągam ramiona, jak jeździec tej fali,
I nagle ją do biegu, i chwytam się grzywy
Srebrnej mego rumaka, i pędzimy dalej...
O! dalej!... chciałbym uciec od brzegów tych ciasnych
I lecieć tam gdzie księżyc wschodzi zadumany,
I o rąbki tych chmurek, od gwiazd łuny jasnych
Oprzeć skrzydła — i spocząć, jak orzeł ścigany!