Podróżny (Goethe/Mickiewicz 1929)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróżny |
Pochodzenie | Poezje (1929) tom I Poezje rozmaite (1817-1854) |
Data wydania | 1929 |
Wydawnictwo | Gubrynowicz i Syn |
Drukarz | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Adam Mickiewicz |
Tytuł orygin. | Der Wanderer |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
PODRÓŻNY
Niewiasto młoda, bądź błogosławiona!
I niech Pan Bóg błogosławi
Niemowlątku, co się bawi
U twego łona!
Pozwól mi na tym zrębie opoki
Złożyć z siebie
Podróżne tłómoki
I odpocząć blisko ciebie.
Gościu! jakie was rzemiosło,
W takim lata upale,
Po tej piaszczystej skale
Aż w nasze strony zaniosło?
Może wy kupcem jesteście
I z towarami, nabranemi w mieście,
Zwiedzacie sielan mieszkania;
Gościu! ty z mego śmiejesz się pytania?
Towarów nie mam. Idę w bliskie miasto.
Już wieczór dzienną ochłodził pogodę.
Pokaż mi, śliczna niewiasto,
Krynicę, skąd pijesz wodę.
Tam, kędy skały wyżyna,
Idź dalej — a ta drożyna
Wiedzie do świetlicy,
Gdzie mieszkamy;
Do krynicy,
Skąd wodę mamy.
Widzę przemyślnej ręki ludzkiej ślady
Pośród zarośli cienia:
Bo nie mogła skał związać w tak porządne składy
Rozrzutna dłoń przyrodzenia.
Dalej, wyżej —
Mchu powłoka
Okryła sklepienia łuki;
Poznaję ciebie, twórczy duchu sztuki,
Twą pieczęć nosi opoka.
Dalej, pielgrzymie —
Tu depcę napisy.
Daremnie czytać! zatarły się rysy,
Któremi twórca tej arcy-sztuki
Chciał swą pobożność wsławić pomiędzy prawnuki.
Pielgrzymie! ciebie zadziwia
To na kamieniach rosnące ziele?
Tam wyżej, gdzie się droga zakrzywia,
Jest przy mej chacie kamieni wiele.
Wyżej?
Zaraz na lewo!
Gdzie śród krzaków wyższe drzewo!
Tu!
O Gracyje! o Muzy!
Widzisz naszą gospodę.
Świątyni gruzy!
Niżej na boku
Słyszysz szum potoku,
Stamtąd czerpiemy wodę.
Dotąd w całej życia sile,
Roztaczasz skrzydła na twej mogile,
O, genijuszu dzielny!
Chociaż twoje arcydzieło
Wokoło ciebie runęło,
Tyś nieśmiertelny!
Zaczekaj, zaraz z gospody
Przyniosę kubek do wody.
Powiewna bluszczu szata
Boskie kształty oplata!
Ze stosu gruzów, jakby z rozłamanej trumny,
Jeszcze ku niebu dążycie społem
Dwie bliźnie kolumny.
Tam siostra wasza sama stoi między groby;
Posępny mech nad waszem wywinął się czołem.
Patrzycie z uroczystej wyrazem żałoby
Na szanowne postaci
Waszych sióstr i waszych braci,
Zwalone pod nogi,
Wbite do ziemi
Między ciernie, między głogi!
Wysmukła trawa powiewa nad niemi.
O, niewdzięczne przyrodzenie!
W takiejże u ciebie cenie
Arcydzieł twych arcydzieło?
Nieczule łamiesz własne świątynie
I siejesz na ich ruinie
Głogi!
Jak moje dziecko usnęło!
Gościu, czy zechcesz u nas w komorze
Odpocząć, czy tu na dworze?
Jak miły chłodek! Biegę do strumyka;
Weź tymczasem na ręce mojego chłopczyka.
Śpij, me złoto! śpij, mój synku!
Słodki dziecka spoczynku!
Święta Niewinność i święte Zdrowie
Kołyszą zlekka jego węzgłowie.
O! chłopczyku, poczęty
Na świętej Przeszłości grobie!
Niechaj Przeszłości duch święty
Spocznie na tobie!
Kogo duch jej okryje
Skrzydły czarownemi,
Ten z boskiem uczuciem na ziemi
Każdego dnia użyje.
O, ziarko lube,
Wschodź i wypływaj
Na wiosny chlubę!
I towarzyszów głowy twym majem okrywaj!
A kiedy się kwiat okruszy,
Niech jak z rodzajnego drzewa
Pełny owoc wypłynie z głębi twojej duszy
I przed oczyma słońca dojrzewa.
Oby życzenie twe spełniły nieba!
Jeszcze śpi mój maleńki?
Do wody na zakąskę nie mam nic prócz chleba.
Dzięki i za to, dzięki!
Jak tu wkoło mnie na całym świecie
Zieloność i kwiecie!
Mąż mój wkrótce powraca
Do chaty — w polu skończyła się praca;
Mój gościu! zostań do wieczora w chacie,
Wieczerzaj z nami
Wieśniakami.
Więc tu mieszkacie?
Tam na gruzach tej wielkiej połamanej bramy,
Chatka niedaleka;
Ojciec nieboszczyk z gruzu wymurował
I nam darował;
Tam mieszkam.
Wydał mię zamąż za dobrego człeka
I umarł na naszem ręku.
A, moja duszko, już spałeś do woli!
Patrz, jak wesół, jak swywoli!
A, ty błazenku!
O, ty Naturo, wiecznie płodna matko!
Wszyscy żyjący równie tobie mili:
Chcesz, aby wszyscy żyli i użyli!
W szystkich zarówno uposażasz - chatką.
Jaskółka górne osiada pałace,
Do gzymsów gniazdo przyczepia,
Nie wie, jakie dłóta prace
Zasklepia.
Gąsienica przędziwem obwinęła kwiatki
I w nich na zimę tuli swoje dziatki.
A ty, człowieku,
Między wspaniałe wyłomy
Przeszłego wieku,
Nikczemne domy
Stawisz sobie.
Używasz życia na grobie!
Bywaj mi zdrowa, szczęśliwa niewiasto!
Koniecznie chcecie iść w miasto?
Niech łaska Boga
Ciebie i dziecię w zdrowiu i szczęściu zachowa.
Bądź zdrowa!
Szczęśliwa droga!
Tą ścieżką z prawej strony,
Jeśli się nie mylę,
Trafię do miasta?
Tak jest, do Werony.
Jak stąd daleko?
Dwie mile.
Bądź zdrowa! —
Przyrodzenie! wzywam twej opieki,
Na przeszłości mogile
Zbłąkany pielgrzym daleki!
Ty przed północy powiewem
Prowadź mię w ciche ustronie,
W południe okryj mi skronie
Laurowem drzewem.
A gdy z dziennych trudów końcem
Wrócę na spoczynek
Do mej chatki, zachodniem ozłoconej słońcem,
Niechaj mię powita
Taka piękna kobieta
I taki na ręku synek!
