Przejdź do zawartości

Podania z Szczepanowa rodzinnej wioski św. Stanisława

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Podania z Szczepanowa rodzinnej wioski św. Stanisława
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1895
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


PODANIA Z SZCZEPANOWA


RODZINNEJ WIOSKI ŚW. STANISŁAWA.



ZEBRAŁ



Dr. KAROL MÁTYÁS.






KRAKÓW.
DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI.
1895.


NAKŁADEM AUTORA.

Osobne odbicie z „Przeglądu Powszechnego“.



N

Nic dziwnego, że historyczne miejsca historyczną przechowały tradycyą, która żyje jeszcze, lecz więdnie z dniem każdym, suszona troską o chleb powszedni i wzrastającą u młodego pokolenia polskiego ludu obojętnością dla przeszłości. Własnemi wspomnieniami przeszłości przeżytej — i nieprzeżytej, dawnej, odziedziczonemi po pradziadach, żyją jeszcze starzy, lecz młodzi... nie słuchają tego, o czem gwarzą starzy, woląc słuchać „bojd“ weselszych lub codziennych, pospolitych plotek. Wolą, gdy się zejdą na papiéruska gdzieś na przyśbę domu, lub na gorzałkę do karczmy w niedzielę, zadawać sobie wzajemnie zagadki lub łamigłówki tego rodzaju: „Po co wrona do lasa leci?“[1] lub lać baje, że tam lub ówdzie widziano nocą późną Kaśkę lub Marynę, że starą Błażkową przydybali dworacy na kradzieży kapusty pańskiej i chustkę jej z głowy zdarli...
Podania o królu Kazimierzu Wielkim lub Bolesławie Śmiałym, albo o śpiącem w górze polskiem wojsku, podania, które starzy czasem sobie opowiadają, nie bawią młodych, młodzi nie słuchają ich, nie znają ich — a przeto nie będą mogli podać ich przyszłemu pokoleniu.
Nić tradycyi historycznej dziś zrywa się...
Tylko nić biadań na coraz gorsze czasy, nić wspomnień, że dawniej lepiej bywało, „bo to tak i tak było za naszych czasów“, nie zerwie się pewnie i młodzi dalej ją piastować i prząść będą... Bo ta tradycya odnosi się do ich powszedniego życia, do ich codziennych potrzeb, a na nie młodzi nie są obojętni.
Szukać więc należy u starych tego, co jutro zginie — tradycyi historycznej miejscowej. „Pieśń ujdzie cało“, lecz kwiaty tradycyi omdleją i uschną, jeżeli nie podlewa i ożywia się ich wiarą i miłością przeszłości.
Miejscowości, będące kolebką wielkich ludzi, świętych, lub posiadające pamiątkowe kościoły lub historyczne zamki, choćby ich gruzy, dłużej przechowują tradycyę przeszłości. Zaznaczyć wypada, że tradycya historyczna ludu rzadko wychodzi z obrębu pewnej miejscowości; sięga w dalszą przestrzeń, obejmuje fakta historyczne, oddalone od tej miejscowości wtedy tylko, gdy te fakta odnoszą się do osoby historycznej, dla tej miejscowości szczególnie drogiej. Tradycya historyczna ludu jest prawie zawsze miejscowa.
Kolebka św. Stanisława biskupa, sławny Szczepanów w powiecie brzeskim, posiada i piastuje historyczną tradycyę, która w kilku pięknych legendach okrasiła nietylko samą tę miejscowość, lecz także najbliższą jej okolicę. Lud, który wydał z siebie św. Stanisława, przechował bardzo piękne wspomnienia nietylko o tym świętym męczenniku, ale i o przeszłości narodu. Wyobraźnia jego buja w nich tajemniczo, uroczo.
Oto naprzód wspomnienie lepszej przeszłości tego miasteczka:
„Dáwni za cały Polski, to Scepánów był miastem. Było to miasto grodowe, bardzo handelskie[2] miasto, miało duze jarmaki, dzisiáj jes zchudobniane[3], ani podobne do tego, co było dáwni. Ale jesce ji dziś w Scepánowie kázdy prawie musi sie jakiemsi hanglérstwem[4] trudnić, choć kramarstwem temi obrázkami, skalpiérzami[5], rózáńcami, pációrkami — choć fasecke s cemś weźnie i niesie. „To juz z famielije idzie“. Co drugi w Scepánowie, to hanglirz“[6].
Zaraz potem zacznie opowiadać Szczepanowiak o tem, co jest chlubą miasteczka, czem, póki istnieć, szczycić się będzie — o św. Stanisławie.
„W Scepánowie urodził się święty Stanisłáw, biskup krakoski, co go to zabił król Bolesłáw Śmiały. Ojcowie św. Stanisława prawie w tem miejscu mieli gront i dom, gdzie teráz stoi kościół św. Stanisława i cmentárz w Scepánowie.
Święty Stanisłáw urodził sie pod dębem na polu. Przy tem dębie był stáwek[7], tak go zaráz w tem stáwku matka omyła, i od tego casu woda w tem stáwku jes cudowná. W tem miejscu postawili murowaną kaplice, tego dęba obcieli u góry, obciesali i pomalowali — i ten dąb jes w środku kaplicy. Ludzie naokoło tego dęba chodzą na kolanach na ochfiare[8]. Ta kaplica zawse jes zamknietá.
O tem dębie to syroko daleko w cały Polsce wiedzą, ze on taki wázny. Jedna pani chciała się o tem przekonać i jaz z Prus tu przyjechała i prosiła księdza, zeby ji choć trzásecke dáł z tego dęba. Tak ji ksiądz dáł páre trzásecek, ona se je wziena do papiérka i pojechała“.
Resztę tego dęba oprawiono w drzewo, aby go ocalić od zupełnego zniszczenia, gdyż go ludzie pobożni szczerbali na pamiątkowe krzyżyki i inne przedmioty, a także na lekarstwo, bo starty na proszek i wypity z winem, uzdrawiać ma od febry.
„Na rynku w Scepánowie stoi ogromná lipa, grubá, a w środku jes zbutniáłá. Ta lipa má przegnane osiemset roków i pamietá jesce świętego Stanisława, bo na nią święty Stanisłáw wyłaził, jak jesce do skoły chodził.
Jak święty Stanisłáw do skoły chodził, tak sie bardzo dobrze ucuł (uczył) i nigdy nijakie nie dostáł kary. Inne chłopáki źli byli na niego o to, bo oni nieráz dostali bicie od prefesora, a on nigdy. Tak se ráz coś wysukali na niego i naskardzyli[9] na niego przed prefesorem i miáł być kárany. I prefesór go kciáł bić, a święty Stanisłáw zacął go prosić, zeby mu pozwoluł zdjąć sukienke: zeby go bez sukienke nie bił, bo mama jego biédná niémá za co drugi sprawić. I zdjął sukienke i na promyku słońca, co wpádáł do izby bez okno, zawiesił te sukienke. Prefesór sie zadumiáł[10] i powiedziáł:
— Oj Stasiu! nie já ciebie mám karać, tylko ty mnie!“
„Święty Stanisłáw sed(ł) ráz z ojcem do Krakowa do skół bez Niepołomską pusce. Tam przyśli na bardzo błotnistą droge. Wtedy święty Stanisłáw bráł kamyki i rzucáł przed siebie i z tego tworzyła sie mu bitá, kamienná ściézka, i mówił do ojca:
— Tata takiem błotem idzie, a tu taká dobrá ściézka.
Ale sám tylko przechodził taką ściézką“.
„Za Wisłą urwáł ráz święty Stanisłáw, jak był jesce studentem, grochu i za to go chłopi zbili. Za kare nie było trzy miesiące dysca. Wtencás chłopi pomiarkowali, ze to pewnie za to niéma dysca, i pośli świętego Stanisława przeprosić. On przyjął ich, jakby nigdy nic, i powiedziáł:
— No idźcie! juz on tam bedzie wnetki[11].
I ledwo uśli z pięć stajonek, wysła taká małá chmurka i zláł dysc rzęsisty“.
W Bucu[12] jes przy drodze kaplicka, w ni jes duzá figura świętego Stanisława, a podle[13] jes płytká studnia. Tam miáł święty Stanisłáw, jak przechodził ze skół do domu i uźráł[14] juz scepánoski kościół, odpocywać — siadnuł se i odpocywáł. Wyjął téz kawáłek chleba, zeby sie posilić, ale chléb był suchy i dopiéro go rozmocył w tem źródle, co było podle, tam, gdzie dzisiáj jes ta płytká studzienka“.
„W łąkach na północ od Scepánowa — łąki te nazywają na Chobocie“ — jes studzienka, a właściwie śtyry kawáłki deski, wstawione w fose zárośniętą, co przeciná małe bagno. Tam bierą ludzie wode, a ta woda dobrá jes na suchoty. Ta woda nigdy nie zamarzá w ty studzience. Po ty wodzie mozná zaráz poznać, cy kto wyzdrowieje na suchoty, cy tyz umrze, bo jezeli ma wyzdrowieć, to jak sie ji napije, obmyje sie nią, albo jak małe dziecko ukąpią, to zarumienieje, a jezeli má umrzéć, to zaráz zblednie. To tyz chory po tem wnet albo umrze albo wyzdrowieje. Jak má umrzéć, to zaráz umrze, jak má wyzdrowieć, to zaráz do zdrowiá przychodzi. Niejedna matka, kiedy ji kumoski dorádzają, zeby chore dziecko ukąpała w ty wodzie albo ji dała dziecku wypić, boi sie uzywać ty wody, ze jak tyz suchoty śmiertelne, toby dziecko zaráz umarło.
Mozná tyz poznać, cy chory wyzdrowieje juz bez to, ze ten, co nabiérá te wode (d)lá chorego wyléwá ją ze dzbanka nazád do studzienki, a jezeli wyjdą na wode bąble, to chory wyzdrowieje, a jak má umrzéć, to sie bąble nie pokázą na wiérzchu wody.
Ta woda pomogła tyz jedny kobiécie na frébre[15]. Miéwała ona cwártacke, to jes co cwárty dzień, i od wiosny nicem nié mogła ji zgubić; dopiéro umyśliła uzyć ty wody z Chobotu. Przyniesła ty wody i jak ją frébra napadła, napiła sie ji, potem nalała do cebrzyka ty wody i zanurzyła w nią głowe. Frébra trzęsła ją jaz woda pluskała, ale ji pomogło — i frébra przestała ją trząś.
A ta studzienka bez to jes taká cudowná, bo święty Stanisłáw ráz przechodził tamtędy i kciáł sie napić wody, tak wbiuł láske w łąke i woda cysta wypłyneła. Inni powiadają, ze matka świętego Stanisława w słabości w ty wodzie sie tam obmyła i stąd ta woda jes taká cudowná“.
„W Scepánowie na tem miejscu, gdzie stoi kościół Maryi Magdaleny, był przed tem las i na tem lesisku zbudowali kościół, (d)látego ludzie podcás nábozeństwa tajak las kfieją[16] sie na wszystkie strony“.
„Jak w Scepánowie budowali kościół, budowali téz kościół na Bocheńcu“[17]. Cieśli w Scepánowie popsuła sie siékiéra, tak zawołáł na drugiego cieśle na Bocheńcu, zeby mu swoji siékiéry pozycył. Tamten rzucił mu siékiére, siékiéra sie wbiła w drzewo i miáł cieśla zaráz siékiére“.
„Dáwni opowiadali, ze w leśsie Scepánoskiem są w ziemi zákopane wielgie skarby na budowe kościoła. Był tyz w dáwnem leśsie jeden kij cały od ziemi obrośnięty gałęziami; ludzie gádali, ze pod tem kijem są wielgie skarby, bo nikt niémóg(ł) na tego kija wyléź, zeby gałęzie obciąć, a inni mówili, ze ji wykopać sie nie dá. Ale potem las wykorcowali i kija wykopali i skarbów nie náleźli“.
„Gádają starzy, ze w tem leśsie jes i cegła na kościół przygotowaná. Jeden chłop był w leśsie i zobácył te cegłe. Zebrała go chętka i wziął dwie tych cegieł do domu, a potem zaprzągnął ciołki i pojecháł do lassa nabrać ty cegły. Jak zajecháł, nawrócił, uwiązáł ciołki i sám posed(ł) brać te cegłe, bo była w jakiemś podziemiu, ale tam tylko klamka „trzas“! i juz nie było nic. Przyjecháł do domu próżno i miáł tylko te dwie cegły, co przyniós(ł)“.
Według innego opowiadania „posed(ł) ráz chłop do scepánoskiego lassa na grzyby. Chodzi po leśsie i zbiérá te grzyby, jaz przysed(ł) w jedno miejsce, patrzy — zadryg(ł) sie i zadumiáł: tu naokoło lezą równe kupy wypálony cegły, takie duze stosy, a na drugi stronie same doły z wypálonem wapnem, gotowe do budowy — ino brać i budować! Poźráł[18] w inną strone, oglądá sie na to miejsce, gdzie była ta cegła i to wapno — a tu juz niéma tego, tylko same krzáki i tráwa“.
„Powiadają starzy ludzie, ze to jes fondus na odbudowanie obu kościołów w Scepánowie. Bo nastaną jesce wielgie wojny, przyjdą nieprzyjáciele, obydwa kościoły runą, ale je odbudują zaráz, bo na to jes ten fondus ukryty w leśsie scepánoskiem“.
„W scepánoskiem leśsie mają być ukryte wielgie skarby, ale kto ich dostanie? Więcy majątku jes w ziemi, jak na ziemi, ale cy to ludzie są godni tego, zeby to dostali?“
„Jeden chłop w Scepánowie miáł skárb w tem miejscu, gdzie postawił stodołe. Zawdy mu źwięcało[19] pod bojiskiem w stodole, jak młócił. Chłop domyśláł sie, ze to pewnie piéniądze źwięcą. Ráz nawet śniło sie mu o tem skárbie i coś mu powiedziało:
— Są tam w stodole piéniądze, dostanies je, ale jesce pocekáj!
Ale co sie nie dzieje! Ráz ten chłop namówił jakiegoś młocka — młócą, a piéniądze źwięcą coraz głośni; widać do bywały sie ku wiérzchowi. Młocek nie wiedziáł o nicem, dziwił sie, co to tak źwięcy, i gádá do tego chłopa:
— A kis ta djábli tak tu źwięcą w tem rogu!
I zaráz potem przestało źwięceć i nigdy juz więcy nie źwięcało, bo pewnie od záklęciá piéniądze sie głęboko západły“.
Z osobą św. Stanisława łączą oczywiście w podaniach postać króla Bolesława Śmiałego; odpowiadają one znanym ogólnie historycznym pamiętnikom, powtarzać ich zatem nie potrzeba, jak np. szczegóły o zabiciu św. Stanisława przez Bolesława Śmiałego.
Ale jedno jako oryginalne i piękne zasługuje na przedstawienie. Opiewa ono dosłownie, według opowiadania ludu w Szczepanowie:
„Król Bolesław Śmiały jak zabił świętego Stanisława, tak na niego takie waryjastwo przysło i uciekáł ze swojem wojskiem — z polskiem wojskiem — sám nie wiedziáł kej[20], uciekáł i uciekáł, jaz dojecháł do Sadygóry[21], ta Sadágóra sie nágle przed niem otworzyła, on tam wláz(ł) ze swojem wojskiem i ta Sadágóra sie za niem zaráz zamknęła. On tam pokutuje ze swojem wojskiem do dzisiejsego dnia i pokutować bedzie za swój ciezki grzéch, ze zabił świętego Stanisława, ale jak przyjdzie cas wyznacony, to on wstanie ze swojem wojskiem, pobije nieprzyjáciela i odbierze swoje Polske. I bedzie Polska Polską, jaką piérwy była. Choćby na trzy dni przed Sądem Pańskiem, to on wstanie i odbierze swoje Polske.
Był koło ty Sadygóry jeden ubogi kowál, nimiáł co jeś(ć), tak posed(ł) do lassa na ty Sadygórze, — bo ta Sadágora jes całá lassem porośnietá — zeby sobie grzybów nazbiérać. Chodzi po tem leśsie, chodzi, zbiérá te grzyby, jaz ráz podniós(ł) głowe, patrzy — a tu pod sosną stoi zołmiérz polski uzbrojony na warcie. Zaráz sie do niego odezwáł i pytá sie go:
— Cybyście cłowieku pośli do mnie na robote?
A on mówi:
— (D)lácego nie! posedbym, bom jes biédny.
— A jakizwyście prefesyji są?
On odpowiedziáł, ze jes kowál. A ten zołmiérz powiedziáł:
— A ji owsem, mnie włáśnie kowála trzeba. To chodźcie ze mną, to bedziecie kuć konie.
Nágle otworzyły sie przed niemi w górze drzwi zelazne i weśli w głąb góry, a drzwi za niemi zaráz sie zatrzasneły. Weśli jakby do drugiego świata. Tyle tam było koni, ze ani zrachować, wojska moc nieprzebraná, wszystko sie krzątá, robi koło koni, jeś(ć) daje, poi, był tyz stáw wielgi do pojeniá koni. Ten zołniérz zaráz go przyprowadził przed króla Bolesława, a ten król był taki młodziusieńki, bo to było na nowiu. Przedstawił go królowi, ze jes kowál, ze go do roboty najął — król kiwnął głową, powiedziáł, ze dobrze: bedzies — pádá — rok i sześ niedziel konie kuł!
Potem go ten zołmiérz zaprowadził do koni i kázáł mu je kuć, ale mu przykázáł, zeby koni nie uderzáł młotkiem w krzyze, jak to wy — pádá — kowále mácie zwycáj (kázdy kowál má taki zwyk, ze jak okuje konia, to go wytnie młotkiem w krzyze, zeby rusył z kopyta i mozná było widzieć, cy dobrze pójdzie, cy go dobrze okuł[22]a struzyny s kopyt składáj se na jedne kupke!
On kuje te konie i kuje, cas mu chyzo leci, ani sie nie spodziáł, a tu juz ostatniego má kuć konia. Rok i sześ niedziel tak mu zleciało jak jeden dzień. Jak juz tego ostatniego kuł konia, tak mu przysło do głowy:
— Cego mi ten zołmiérz tak przykazowáł, zebym koni nie bił młotkiem w krzyze? coś w tem być musi! Já sie tu muse przekonać!
I jak podkuł tego konia, tak go wyciął młotkiem w krzyze. A tu sie nágle zrobiła strasná wrzawa, jak konie nie zacną rdzeć (rżeć), a trompetery trąbić jak na wojne. Lecą zołmiérze, kázdy do swojego konia, przylecieli do kowála i pytają sie jeden za drugim:
— Co to! Co to! Cy juz cas?
A kowál jem mówi:
— Nic! nic! cicho! cicho!
Dopiéro jak jem tak powiedziáł, uspokoili sie i zaceli sie go pytać:
— A jakiez tam wrony na świecie? cárne?...
— Cárne.
— A sroki? srokate?...[23]
— Srokate.
— O! to jesce nie nadesed(ł) nas cas, jesce daleko.
I porozchodzili sie.
Bo oni cekają tego casu, kiedy wrony i sroki bedą całe biáłe tajak śniég — wtedy wyrusą na wojne i odbierą Polske.
Ten zołmiérz, co tego kowála przyprowadził, przysed(ł) zaráz do niego i pytá sie go:
— Mozebyście juz pośli do domu...
— A juścibym i posed(ł), bom zostawił w domu zone i małe dzieci.
— No to chodźcie do króla po zapłate!
Jak przyśli do króla, to ten król taki był siwiutki z długą, biáłą brodą, taki starusek jak grzybek; bo to było na skóńceniu miesiąca, jak księżyca ubywało — a on na nowiu zawse był młodziutki, a na skóńceniu miesiąca, jak sie miesiącek końcył, to sie w takiego staruska grzybka obracáł. Ten król siedziáł za stołem i głowe miáł podpartą oboma rękami.
Jak ten kowál stanął przed królem, to mu tak ten król powiedziáł:
— Mój cłowieku! já nimám piniędzy, zebym ci zapłacił za to, coś kuł konie, ale se weź te struzyny z kopyt do worka.
Kowál sie zamarkocił i mówi do zołmiérza:
— Já tego nie bede bráł, cóz mi po struzynach?...
A zołniérz mu powiedziáł:
— Kiej wám król kázáł, to weźcie!
Kowál rad nie rad wziął te struzyny do worka i zabráł na plecy, a zołmiérz ten sám, co go wprowadził, wyprowadził go na świat — i góra za niem sie zawarła, ze ani śladu nie było. Cięzko mu było niéś(ć) te struzyny, bo tego duzo było, tak se myśli:
— Co já to bede dźwigáł do domu, kiej mi z tego nic nie przyjdzie!
Wziął worek, wysuł z niego struzyny pod sosną, tylko troche zostawił, i posed(ł) do domu.
Jak przysed(ł) do domu, opowiadá o tem wszystkiem zonie i mówi:
— Dzis![24] za te moją robote przez rok i sześ niedziel dostáłem struzyn z kopyt końskich. Más! — i wysuł z worka struzyny na ziemie.
A tu nie struzyny, ino samo sypie sie złoto!
Zdumieli sie obydwoje i uradowali — a on mówi:
— Dzis ty! já tego miáł cały worek, alem myślał, ze to struzyny, tak wysypáłem w leśsie pod sosną, bo mi za cięzko było dźwigać.
— O ty głupi! a idze, moze trafis pod te sosne, to weźnies i przyniesies!
I posed(ł) do lassa, natrafił na te sosne, ale tam juz nic nie było.
Ale to złoto, co miáł, to mu juz wystarcylo do śmierci, ze sie dobrze miál i juz biédy nie ciérpiáł“.

Z historycznej przeszłości Polski mało co wie i opowiada Szczepanowiak. Wie, że Polska „przegrana“, że jej niema, że „część wziął Moskál, część Prusák, a część Austryják, że sie Polską podzielili“. Z pomiędzy znanych mu historycznych postaci, zarysował się w jego pamięci najbardziej król Bolesław Śmiały, niemniej chętnie i często wspomina o mitycznej królowej Sabie i św. Hannie.
Królowá Saba była to królowá polská, ta królowá przepowiadała rózne wypádki, co ji na śnie przysło, to prorokowała, a miała swoich pisarzy, co to wszystko zapisywali i durkowali. Jes(t) duzá księga tych proroctw królowy Saby, ale mało kto móg te księge przecytać. Bóg racy wiedzieć, kej ona sie podziéwá ta księga. Te proroctwa królowy Saby musą sie wypełnić.
W ty księdze stoi, ze bedzie strasná wojna od zachodu na wschód słońca, ludzie sie wyniscą, kościoły bedą zburzone, wszystko — a ksiądz nie bedzie miáł gdzie Msy św. odprawiać, dopiéro piérsá Msa św. bedzie pod wielgiem dębem, co stoi na wschodzie słońca. Dąb ten jes(t) ogromnie wielgi, jes(t) teráz suchy i nie rozwijá sie nic, dopiéro jak po wojnie ksiądz przyjdzie i zacnie pod tem dębem odprawiać Msę św., dąb ten sie rozwinie i róść bedzie.
Ludzi tak mało wtedy bedzie, ze, jak sie jeden z drugiem spotká, to dziw bedzie. A jak cłowiek uźry na ziemi ślád stopy drugiego cłowieka, to ją bedzie z radości całowáł i pójdzie za tem śladem sukać tego cłowieka, jak zbawienia:
— Mój Boze kochany! tędy sed(ł) cłowiek, trza iś(ć) za niem — on tam kejś[25] musi być...“
Zaś święta Hanna, królowa polska, panowała niegdyś tuż nad Szczepanowem na górze Bocheńcu.
„Góra Bocheniec patrzy“[26] do Jadownik[27]. Ten Bocheniec to straśnie cudowny. Starzy ludzie gádają, ze tam było dáwni duze miasto, stolica, ale bez wielgie wojny całkiem zniscało, tak ze ani śladu po niem nie zostało. To było jesce za cały Polski“, jak Polska stała Polską“, bo to za dáwnych casów strasne były wojny, nieprzyjáciele Tatary, Turki i Swedy straśnie napádali i niścili te Polske. Tak tyz i tu było, Tatary wpadli na Bocheniec i całe miasto zniścili. Wtedy świętá Hanna, która była w tem mieście królową, usła na Węgry, ale sie w jakiś cas potem w obrazie cudownem sposobem objawiła.
Było to tak:
Na Bocheńcu jes studnia i do ty studni chodzili zawse ludzie z Jadownik po wode, bo w ty studzience była bardzo dobrá woda. Ráz posła jedna kobiéta z Jadownik po wode do ty studzienki, spuściła konewke, jak to dáwni ciągneli wode na kuli“[28], ciągnie te konewke i wyciągá obráz święty Hanny“. Ten obráz sie ji do konewki przycepił, jak ciągneła wode. Wszyscy ludzie widzieli, ze to cud boski, wybudowali na Bocheńcu kościół i tam ten obráz święty Hanny zawiesili. W tem kościele dáwni wszystkie śluby z Jadownik sie odbywały.
Podcás wielgich uléw jak woda spływała z góry, tak wyrobiła w Bocheńcu doś(ć) duzą dziure, pokázało sie, ze ona prowadzi do bardzo głębokiego dołu, bo, jak to zwykle pastuchy ciekawe, jak paśli bydło na Bocheńcu, kcieli kóniecnie wiedzieć, cy ten dół głęboki i co tam w niem jes. Tak brali zérdki i zérdki wpuscali do tego dołu, ale i nájdłuzsą zérdką nimogli dna dostać. Jak zaś ciskali kamienie do tego dołu, to te kamienie z hukiem spádały na dół, jakby spádały na jakieś drzwi zelazne. I tak tyz mówią, ze tam są drzwi zelazne do wnątrza góry“.
„Bedzie temu juz bardzo dáwno, wydawała sie jedna stará dziéwka z Jadownik, a jak sła do ślubu na Bocheniec, tak se wdziáła na głowe ruciany wiánek. A ludzie, jak ludzie! po dródze zaceli ji pomiędzy sobą dogadywać i wytykać, ze stará dziéwka, ze juz nie jes panna, ze nie powinna w wiánku chodzić. A ona była bardzo porządná i pobozná dziéwka. Ona to dosłysała, rozzáluła sie, w tem razie zdarła se wiánek z głowy i cisneła na mur na kościół na Bocheńcu. I powiedziała:
Kiej mi nie wierzycie, to sie przekonájcie!
I ten wiánek ruciany uchycił sie muru i od tego casu na murze rośnie, rozwijá sie. Do dzisiejsego dnia rośnie tam taká piękná ruta na tem murze od wschodni strony, a ludzie uwázają ją za skutecną na rózne bóle: na zimno (febrę), na ból w krzyzach — idą tam i skubią te rute“.
Dziś Bocheniec cichy, niemy, poważny, jak grób...
„W Bocheńcu jes zaśnięte wojsko polskie; wojsko to obudzi sie, jak na niego wyznacony cas przyjdzie, stocy wojne i odbierze swoje Polske i Polska bedzie Polską, jak piérwy była. Choćby na trzy dni przed sądem Pańskiem to to wojsko obudzić sie musi i Polske wygrá“.
Nad szczepanowską ziemią unoszą się nietylko złociste mgły wspomnień odwiecznych, lecz błądzą po niej pewnie więcej niż gdzieindziej, różne duchy i widma, a w łonie jej kryją się wielkie skarby. Zaczarowana ziemia!
„Pomiedzy granicami jadownicką a dziekanoską[29] miedzy lassami była taka łąka — na ty łące było wielgie koło nazwane od niepamietnych casów: karcma! Pastyrze na ty karcmie tajcowali, jak paśli bydło. To sie nazywała djablá karcma“, bo tam djábeł miáł wielgą rekracyją“[30] na ty karcmie, bo na ni zawse tajcowáł. Byłem tego sám náocnem świadkiem, bom tam pásáł bydło: jak wysed(ł) z lassa panic młody w ubraniu przez połowe cerwonem, a przez drugą połowe zielonem, kaśkiet zielony, na jedny ręce miáł cerwoną rękawicke, opásany był grubem węzem — staneł na wale i gwiznął na palicach.
I wsed(ł) na jedny nodze do ty karcmy i tajcowáł ogromnie, tylko sie piách kurzy od niego; jak tajcowáł, to na palicach gwizdáł. Jak sie wytajcowáł, to wyskocył na wáł z podpartemi bokami i okropnie sie śmiáł i przegináł sie na wszystkie strony. Jak sie juz upląsáł, to gwiznął na palicach i posed(ł) w las z ogromnem wichrem, a pastyrze nie byli bojaźliwi, bo sie z tem oswoili“.
„Takze miedzy granicami — tak zwano pod jasionką“ — miedzy lasem jadownickiem a scepánoskiem była mogiła. Był tam pochowany niejaki Skaryjás, co sie w niem zápáliła wódka.
Pastyrze jak tam dopuścili bydło, to zaceno boruceć[31], tak sie pastyrze námówili, nabrali ze sobą bucków i pośli do ty mogiły i obtocyli mogiłe naokoło i buckami bili w te mogiłe i mówili tak:
Skaryjás wyjdź do nás! bedziemy cie łup! cup!
Tak wciąż bili i mówili: „Skaryjás wyjdź do nás! bedziemy cie łup! cup!“ Jaz sie mogiła zacena do góry znosić i powstáł ogromny sum, a pastyrze z wielgi bojaźni pouciekali, a bydło sie do kupy zbiegało i ogromnie borucało — i tak trwało do pół godziny“.
„W dáwniejsych casach w leśsie Scepánoskiem — tak zwano pod Janusowem — są tam po dziś dzień jesce te drógi cyli chodniki.
Pewnego razu śli tamtędy dwioje ludzi i uwidzieli bardzo piekne pokoje, koło tych pokojów piekne, tylko małe planty i drzwi były otworzone zelazne. I przechodziło sie koło drzwi sześ młodych panien — bardzo pieknie ubrane — a nade drzwiami był (d)zwonek zółty i niemały, a ci ludzie stali jak wryci i na to patrzeli, potem sie zblizali do drzwi, ale panny wesły prędko do pokojów, a starzec, siwe miáł włosy, drzwiami zatrzasnął — i w te razy wszystko znikło i záden ślád nie pozostáł na tem miejscu“.
Tyle z dawnego Szczepanowa zostało: wieś pełna wspomnień i pamiątkowych, cudownych miejsc, otoczona dookoła mogiłami, duchami i zaklętemi skarbami. Z zamożnego miasteczka, pełnego ruchu i wrzawy, stała się wieś cicha, smutna, chudobna — a nad nią w niewielkiem oddaleniu drzemie poważny Bocheniec.

Uwaga. Wszystkie wyżej podane szczegóły etnograficzne są owocem własnych poszukiwań autora; zapisano je dosłownie według opowiadania włościan: Adama Marca z Szczepanowa, Katarzyny Habryło w Brzezowcu i wójta Pytla w Sterkowcu. Brzezowiec i Sterkowiec są wsiami przytykającemi bezpośrednio do Szczepanowa.








  1. Odpowiedź: Bo las do niej nie przyleci.
  2. Handlowe.
  3. Zubożałe. Chudobny w gwarze miejscowej znaczy biedny.
  4. Handlarstwem.
  5. Szkaplerzami.
  6. Handlarz.
  7. Inni mówią, że w źródle, na którego miejscu jest obecnie studnia kamienna.
  8. Ofiarę.
  9. W gwarze miejscowej = naskarżyli.
  10. Gw. miejsc. = zdumiał.
  11. W gw. miejsc. zdrobn. wnet.
  12. Bucze, przysiółek należący do gminy Mokrzyska, przyległej Szczepanowu.
  13. W gw. m. = obok, w pobliżu.
  14. W gw. m. = ujrzał.
  15. Febrę. Tak zrobiła ciotka (siostra matki) opowiadającego Adama Marca w Szczepanowie.
  16. W gw. m. = chwieją się“.
  17. Wyniosła góra w Jadownikach, sąsiedniej wsi Szczepanowa.
  18. W gw. miejsc. = spojrzał.
  19. W gw. miejsc. = dźwięczało.
  20. W gw. miejsc. = dokąd.
  21. Sadágóra jes kajsi (gdzieś) w Polsce, jes to duzá góra, całá lasem wielgiem porośnietá a śniég na niéj ciągle lezy.
  22. Słowa nawiasem objęte dodał opowiadający dla objaśnienia.
  23. Pstre.
  24. W gwarze miejscowej skrócone: widzis.
  25. W gw. miejsc. = gdzieś.
  26. W gwarze miejscowej znaczy: należy.
  27. Jadowniki, pierwsza wieś za miasteczkiem Brzesko przy drodze do Wojnicza.
  28. Kula jest to drewniana żerdka zagięta u dołu, jakiej jeszcze często we wsiach naszych używają do czerpania wody z małych studzienek.
  29. Wieś Jadowniki graniczy lasem ze szczepanowską ziemią; Dziekanów przysiołek, należący do gminy Sterkowiec i przytykający do Szczepanowa.
  30. W gw. m. = zabawę (z łac. recreatio).
  31. W gw. m. = ryczeć.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.