Pomijając pewien brak „chlujności“ w korekcie, wynikający z braku wprawy w tejże, trzeba skonstatować, że, wobec zmieniających się prawideł pisowni, pisanie poprawnie po polsku jest rzeczą bardzo trudną. N. p. człowiekowi, wychowanemu w okresie rozdzielania, a piszącemu w czasie łączenia, łatwo zrobić byka w jedną lub drugą stronę. Oczywiście nie wszystkie błędy są gramatyczne — są i nieuwagowe. Przypominam też okropną epokę, w której niewiadomo było, czy zdanie: „czym go zabił“ znaczyło: „czy go zabiłem“ czy „czem go zabił“. Słowackiemu pochylało się wtedy e na é, aby uzgodnić rymy w oktawach. Starałem się przezwyciężyć i pisać np. „módz“ przez c, „szklanny“ przez jedno n i t. p., ale wytrzymać w tem do końca nie mogłem. Niedarmo inaczej pisano dawniej, mimo wszelkiej etymologji: jest jakieś pokrewieństwo między „mogę“, „możesz“ i módz — pewna dźwiękowa głębokość, której nie odczuwa się przy słowie „tłuc“ n. p.: „tłukę“, „tłuczesz“ i t. p.