Pionierowie nad źródłami Suskehanny/Tom II/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Pionierowie nad źródłami Suskehanny
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1885
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIII.
Kajdan! łotrze! człowieku bez czci i bez wiary!
Poznasz że za przestępstwo są, także i kary.
Szekspir. Król Lear.

Długość dnia w miesiącu sierpniu dała dosyć czasu do zebrania się wszystkim interesowanym do Templtonu, pierwej nim dzwonek akademicki ogłosił godzinę, w której usprawiedliwiać miano niewinnych a przestępców karać. Na wszystkich drogach które rozciągały się po dolinie i które z gór wywijały się, postrzegać się dawali sędziowie, słudzy sądowi, adwokaci, ich przyjaciele, ich doradzcy i tłumy ciekawych przybywające pieszo, konno lub w wozach jedni dla braku, inni dla spełnienia powinności, ale tych pierwszych liczba była największa.
Na pierwszy odgłos dzwonu wyszedł Ryszard z oberży Śmiałego Dragona, gdzie się pospolicie zbierali tameczni urzędnicy. Niósł w ręku pałasz w pochwę włożony, którym jak on dowodził, jeden z jego przodków władał w bitwie przez Kromwella wygranej. Jak tylko przybliżył się do drzwi, krzyknął głosem rozkazującym: Miejsce sądowi! Rozkaz natychmiast uskuteczniony został, bez najmniejszej jednak oznaki niewolniczej uległości, gdyż większa część tłumu skłaniała głowę bardzo poufałym sposobem niektórym z przechodzących osób sądowych. Za szeryfem postępowała straż sądowa z laskami do ich godności należącemi, za nimi szedł Marmaduk na czele czterech obywateli miasteczkowych, którzy do składu sądu należeli. Ubiór tych czterech sędziów nie różnił się w niczem od ubioru widzów, którzy się nad pospólstwo wznosili, odróżniała ich tylko powaga, którą w tak ważnym razie przybrać mieli sobie za powinność. Potem szło czterech lub pięciu adwokatów, nakoniec drugi oddział straży zamykał ten orszak, a tłumy ciekawych postępowały za nimi.
Wszystko to zmierzało do zamku sądowego wznoszącego się w obrębie więzienia. Weszli naprzód na dziedziniec, którego cztery boki były otoczone budową, okna dawały się widzieć mocnemi lub słabszemi kratami obwarowane, w miarę zbrodni przestępcy lub winy dłużnika, którym udzielały światła. Na pierwszem piętrze była sala posiedzeń trybunalskich. W głębi sali na małem na trzy stopy wzniesieniu, oddzielonem kratą z poręczem, stała dla sędziów ławka przy murze, środek tej przeznaczony dla prezydenta, dla większej powagi zasiadającego odznaczał się dwoma poręczami. Naprzeciw wzniesienia postawiony stół, suknem zielonem przykryty, otoczony ławkami na których zasiadali adwokaci i obrońcy prawni. Po prawej stronie było miejsce dla przysięgłych, po lewej dla oskarżonych. I ta przestrzeń jeszcze była odgrodzona balustradą. Reszta zaś sali słuchaczom zostawiona.
Nie będziemy mordowali czytelników opisywaniem szczegółów czynności sądowej przez dwie pierwsze godziny. Gdy sędziowie zasiedli, prokuratorowie zgromadzili się w koło stołu i szeryf nakazał milczenie, przywołano zwyczajnym trybem sprawy; poczem sędzia Templ wezwał dwunastu obywateli przysięgłych do izby przybocznej dla rozebrania tam podanych im aktów zaskarżenia. Sądy tymczasem zajęły się sprawami cywilnemi, poczem najstarszy z przysięgłych wchodząc do sali, podał prezydentowi dwa dekrety zaskarżenia, na których pan Templ postrzegł od pierwszego rzutu oka imię Nattego Bumpo. Powołał do siebie szeryfa, kilka słów mu na ucho powiedział, ten zaś udzielił rozkazów swoim podwładnym, którzy wyszli i wkrótce wrócili, wprowadzając z sobą do sali Nattego i umieścili go na ławce oskarżonych, pomiędzy dwoma ze straży sądowej dodanymi. Zgromadzeni słuchacze tak się wówczas uciszyli, iż słyszeć było można głos oddechu oskarżonego.
Natty miał zwyczajny swój ubiór ze skóry danielowej, któryśmy mieli sposobność wyżej opisać, lecz z powodu upałów letnich obchodził się bez wielu części odzienia, i teraz więc wyższą część ciała jego przykrywała tylko koszula z grubego płótna, szyję zaś ogorzałą od słońca miał obnażoną. Pierwszy raz w życiu znajdował się na zgromadzeniu izby sądowej, ciekawość przeto wydawała się na nim jako uczucie panujące w tym momencie. Oglądał z kolei sędziów, adwokatów, przysięgłych, tłumy zebrane i wszędzie spotykał wzrok ku niemu zwrócony. I sam więc siebie obejrzał dokoła, aby zapewnić się, czy niema w osobie swojej czegoś nadzwyczajnego, potem rzucił oczyma na całe zgromadzenie i gębę roztworzył na znak tego śmiechu cichego, właściwego jemu samemu.
— Zdejm czapkę — rzekł do niego sędzia Templ.
Natty siedział nieporuszony.
Usłyszawszy swoje imię — czego potrzeba? — zapytał, podnosząc oczy na pana Templa.
Wstał wówczas pan Lippet, powiedział coś na ucho więźniowi, a Natty pojąwszy wtedy czego po nim wymagano, zdjął z głowy swą czapkę ze skóry danielowej.
— Mości prokuratorze generalny — rzekł sędzia — jesteśmy przygotowani do słuchania aktu zaskarżenia.
Dirck van der School, sprawujący natenczas tę godność włożył na nos okulary, wstał i wzrokiem niepewnym i powątpiewającym rzucając na towarzyszów swoich, którzy przy nim siedzieli, czytał głośno akt oskarżenia, jako Natty Bumpo dopuścił się gwałtu przeciw czci i honorowi Hirama Doolittla urzędnika, oraz wygnał go zbrojną ręką w czasie spełniania obowiązków jego urzędu. Gdy skończył czytanie, oddał pismo panu Lippet z |miną zaufania, która zdawała się mówić, proszę temu zaprzeczyć jeżeli można.
Natty słuchał aktu zaskarżenia z największą uwagą, widać było po nim jak wielki miał udział w tej sprawie, bo się nachylił cały ku czytającemu. Potem wyprostował się znowu i głęboko westchnął. Wszystkich oczy na niego patrzały, czekano z niecierpliwością jego odpowiedzi, lecz on zachował milczenie.
— Natty Bumpo — powiedział sędzia — słyszałeś dekret zaskarżenia podany na ciebie przez starszego z przysięgłych. Maszże co na obronę?
Natty skłonił głowę na piersi, jakby do namyślenia się, podniósł wkrótce oczy na pana Templa i rzekł:
— Tego nie zaprę, że go trochę niegrzecznie przyjąłem, lecz abym go miał wypędzać ręką uzbrojoną, jak o tem powiada ten zacny człowiek, jest kłamstwo prawdziwe, nie miałem nic więcej, oprócz gołych pięści, stary, nie wdaję się teraz w zapasy, kiedyś to mi się zdarzało... czekajcie, przypomnę, było to zdaje mi się, pierwszego roku ostatniej wojny...
— Panie Lippet — powiedział sędzia, przerywając mowę więźniowi — jeżeli jesteś obrońcą zaskarżonego, powiedz mu jak ma sądowi odpowiadać, jeżeli nie, dodamy mu podług prawa innego.
Lippet, który był zajęty czytaniem aktu zaskarżenia, powstał na te słowa i wyłożył więźniowi potrzebę odpowiedzi krótkiej, to jest że był lub nie był winien.
— Nie jestem winien — donośnym głosem odpowiedział Natty — i mogę to mówić najczystszem sumieniem. Jestże ten winien kto ze sprawiedliwością zgodnie postępuje, a ja natenczas pierwej dałbym się zabić, niżbym miał wpuścić kogo do chaty mojej.
Wstrząsł się Ryszard na taką zuchwałość i wzrokiem znaczącym spojrzał na Hirama, który podobnież brwi zmarszczył.
— Niechaj napiszą — rzekł sędzia — iż oskarżony zeznał, że nie jest winien.
Pan Van der School miał głos na poparcie winy, poczem przywołano do kratek Hirama Doolittla aby złożył swoją żałobę. Ten w wykładaniu szczegółów sprawy, zgodnie mówił z prawdą, lecz w takiem świetle starał się wszystko wystawiać, by obecnych umysły przeciągnąć na swoją stronę i razem przygotować w nich niechęć ku oskarżonemu. Gdy skończył, pan Lippet prosił, by mu pozwolono skarżącemu zadawać pytania.
— Czy jesteś pan sługą sądowym, naszego powiatu?
— Nie, panie, jestem sędzią pokoju.
— W takim razie, panie Doolittlu, w obec sądu pana zapytuję, odwołuję się do własnego jego sumienia i do znajomości prawa jaką posiadasz, czy miałeś pan moc, w charakterze piastowanej godności na wejście do domu obywatela pomimo jego woli.
— Hm! mniemam... to jest zdaje mi się że... ściśle rzeczy biorąc, nie miałem zupełnie prawa, lecz... zważając naglącą potrzebę... dodać winienem, że sługa sądowy by zanadto niedbały w wypełnieniu swojej powinności... jedno z drugiem... zdawało mi się, iż powinienem był wziąć to na siebie.
— Lecz mój panie, ten starzec, ten człowiek bez wsparcia, bez przyjaciół, nie zabraniałże panu wejścia do jego domu?
— Oh! mogę mówić, że był bardzo w złym humorze... i nie miał do tego słusznych powodów, gdyż pomijając formalność, były to tylko odwiedziny sąsiada.
— Czy tak! — odezwał się Lippet — były to odwiedziny sąsiada. Proszę panów przysięgłych aby raczyli pamiętać te słowa skarżącego. Że to tylko sąsiad do sąsiada przychodził, zatem te odwiedziny sankcyi prawa nie miały. Powtarzam jeszcze panu moje zapytanie, czy obwiniony nie wzbraniał panu wstępu do domu?
— To... tak z sobą mieliśmy niejakąś rozmowę, ale ja jemu w głos czytałem mandat na rewizyą?
— Pan zbaczasz od pytania. Czy zabraniał panu wstępu? proszę o odpowiedź tak, albo nie?
— Powiadam panu, że on był w złym humorze, i... ale ja mandat mam w kieszeni, jeżeli sąd życzy go przejrzeć...
— Odpowiadaj wprost i bez żadnych wykrętów — z gniewem powiedział sędzia — czy obwiniony zabraniał wstępu do domu swego?
— Hem!... tak... ale...
— I czy po tym oporze trwałeś jeszcze w chęci wejścia do niego?
— Tak jest, lecz miałem w ręku mandat na rewizyą.
— Niech pan Lippet zapytuje dalej.
Lecz ten widząc, że odpowiedzi Hirama pomyślne wrażenie zdziałały dla jego klienta i rozciąganiem nie chcąc osłabić obrony, rzekł z miną pewnej pogardy:
— Nic więcej nie mam do pytania; ubliżałbym pojęciu panów przysięgłych, gdybym jeszcze choć słowo chciał mówić.
— Daję głos panu prokuratorowi generalnemu — powiedział sędzia.
Van der School zdjął okulary, położył je na stole, spojrzał na drugi dekret zaskarżenia, który trzymał w ręku i skończył oświadczeniem, że polega na zdrowem zdaniu sądu i przysięgłych.
— Mości panowie przysięgli — zawołał sędzia wstając ze swego miejsca — słyszeliście akt oskarżenia i zeznanie świadka; chwilę panów zatrzymam moją uwagą, że jeśli słudze sądowemu wzbraniają wykonanie mandatu jemu powierzonego, ten ma niezaprzeczone prawo wezwać do pomocy każdego obywatela, wszystkie zaś czyny obywatela tym sposobem powołanego, zasługują na opiekę prawa. Do was należy osądzić czy okoliczność podobna mogła nadać moc sędziemu pokoju do wejścia w dom obywatela, pomimo jego oporu, oraz czy obwiniony miał prawo uciekać się do użycia siły w tejże obronie.
Przysięgli nie wstając z ławek po kilku tylko słowach ogłosili przez starszego jednomyślnie swe zdanie, że oskarżony jest nie winien.
— Natty Bumpo — rzekł sędzia — jesteś wolny od skargi na ciebie zaniesionej.
— Co takiego? — zapytał Natty nierozumiejąc dobrze wyrazu wolny.
— Sąd — powtórzył prezydent — ogłasza że nie jesteś winien złego postępku przeciw Doolittlowi.
— Oh! — odezwał się Natty, ze szczerością duszy poglądając w koło — nie myślę zaprzeczać temu, że go trochę za mocno pchnąłem wziąwszy za ramiona, lecz...
— Jesteś już wolny — zawołał sędzia — nie trzeba wznawiać tej sprawy.
Natty zrozumiał wówczas dobrze znaczenie wyrazu wolny i zaspokojenie malowało się na jego twarzy.
— Muszę ci wyznać sędzio Templu, że prawo wasze względem mojego postępku nie było tak srogie jak się spodziewałem. Sądzę że Bóg was nagrodzi za dzisiejszą waszą wyrozumiałość.
Skończywszy te słowa, włożył czapkę na głowę i zabierał się do opuszczenia ławki obwinionych, ale straż zastawiła przed nim swe laski na krzyż, pan Lippet kilka słów mu na ucho powiedział, więc znowu usiadł, zdjął czapkę i w tył zarzucił siwe swoje włosy, chociaż z poddaniem się, lecz z nieukontentowaniem wyraźnem.
— Niech pan prokurator generalny przystąpi do odczytania drugiego aktu zaskarżenia — powiedział sędzia.
Van der School, mocno usiłował, ażeby każde słowo przez usta jego wyrzeczone utkwiło w pamięci słuchaczów, szczególniej zastanawiał się nad temi, które oskarżały Nattego o wymierzenie fuzyi przeciw słudze sądowemu wysłanemu do wykonania mandatu, takowy postępek, dodał, oznacza człowieka zuchwałego, gwałtownego i chciwego krwi
ludzkiej. Oskarżenie to ważniejsze od pierwszego, podwoiło interes we wszystkich przytomnych.
Pan Lippet przybliżył się znowu do Nattego i przypomniał mu, aby odpowiadając nie rozszerzał się w mowie, lecz by tylko mówił, że jest winny lub niewinny. Lecz niektóre wyrażenia aktu skarżącego rozgniewały starego myśliwca i bez względu na rady prokuratora, z poruszeniem rzekł:
— Jest to kłamstwo! nic więcej jak prawdziwe kłamstwo! Nigdy krwi cudzej nie pragnąłem, te bestye nawet, Irokezanie nie powiedzą mi w oczy że krwi ludzkiej byłem chciwy. Biłem się zawsze jak żołnierz mający przed sobą bojaźń Boga i naczelnika swego, lecz nie walczyłem nigdy przeciw nieprzyjacielowi niebędącemu w stanie obrony. Nikt mi nie dowiedzie, bym zamordował jakiego Mingo w pościeli. Mniemam, że są tacy ludzie, którzy sądzą że Boga w miejscu odludnem nie ma.
— Bumpo — rzekł sędzia — słyszałeś oskarżenie, żeś fuzyę wymierzył na sługę sądowego. Jesteśże winny, lub niewinny?
Natty rozśmiał się niemym sposobem otwierając gębę, i palcem wskazując na Billego, rzekł:
— Czy Billy mógłby się tutaj teraz znajdować, gdybym natenczas użył mej fuzyi?
— A zatem oświadczasz — przerwał Lippet — że nie jesteś winny.
— Zapewne że nie — odpowiedział Natty. Sam Billy niech powie czy wystrzeliłem. Pamiętasz Billy tego gołębia? Już nie mam ręki tak wprawnej jak dawniej.
— Napiszcie że obwiniony wyznał, że winnym nie jest — powiedział pan Templ rozczulony prostotą więźnia.
Hiram był powołany powtóre jako świadek, lecz to zeznanie czynił z większem daleko wyrachowaniem niż pierwsze, nadspodziewanie nawet zachował dobry porządek w opowiadaniu wypadków wszystkich aż do momentu, w którym Natty wymierzył strzelbę na Billego Kirby. Przywołany Jothan podobnież mówił w tych samych prawie wyrazach. Pan Lippet obydwu długo przetrzymywał na zapytaniach, nie mogąc pożytecznego wyciągnąć dla swego klienta.
Nakoniec Billy przystąpił do kraty i z kolei opowiadał ciąg wydarzenia, lecz tak się mieszał i tak niezrozumiale rzeczy tłumaczył, iż oprócz chęci jego, że prawdę chciał mówić, nic poznać nie można było.
— Z tego coś powiedział — przerwał Van der School — zdaje się że domagaliście się sposobem prawnym u obwinionego o wejście do jego chaty, lecz że pogróżki jego zastraszyły was niebezpieczeństwem życia?
— Nie, ja tego nie mówiłem — odpowiedział Kirby trzaskając palcami — jam nie na to stworzony, aby mnie stary Bumpo miał zginać przed sobą i wcale się jego nie bałem. Zapytajcie go sami.
— Zeznałeś jednak, żeś myślał, iż on chciał ciebie zabić.
— A pan cobyś pomyślał, gdybyś zobaczył wymierzoną do siebie fuzyę, która nigdy celu nie chybiła? Jednakże ja się nie zląkłem i on mnie tego nie powie, żem się zatrząsł; oddał mi tylko skórę daniela, i rzecz na tem skończona.
— Nieprawdaż Billy, że to była dobra myśl moja — powiedział Natty — gdyż bez tego, nie obeszłoby się między nami bez krwi rozlewu, a gdyby to twoja popłynąć miała, resztę dnia życia mego nie przestałbym cię opłakiwać.
— A więc, Natty — powiedział Kirby — ponieważ już jesteśmy na tym stopniu, chce mi się powiedzieć, iż wierzę że...
— Pan Van der School niechaj zapytuje dalej — powiedział sędzia.
Lecz prokurator widząc zawiązującą się pojednawczość między obwinionym i świadkiem, zaniechał dalszych zapytań.
Pan Lippet, wstawszy natenczas, głos zabrał z kolei.
— A zatem — przemówił do Kirbego — więzień nie wzbudził w tobie strachu utraty życia?
— Ani on, ani nikt w świecie nie przestraszył mnie nigdy — odpowiedział Billy z uradowaniem patrząc na mężne swe ręce — i nie tak łatwo tego dokazać.
— Takbym i ja rozumiał. A samże miałeś fuzyę?
— Nie miałem.
— Ale używać umiesz tej broni?
— Albożem dla proporcyi Wermontczyk. Jednego tylko Nattego Bumpo uznaję za mistrza w tym kraju i to od czasu ubicia gołębia.
— Jesteś młody, Kirby — rzekł Natty — ja zaś coraz bardziej starzeję. Lecz nigdy ci złego nie życzę, a na znak zgody masz moją prawicę.
Lippet z radością patrzał, że duch zgody wpływ swój rozpościerał na świadku i obwinionym, i w milczeniu poglądał jak Billy ściskał rękę starego strzelca. Lecz sędzia miał sobie za powinność wdać się tu ze swoją powagą.
— Nie na czasie jest podobna rozmowa — rzekł do nich. Pan Lippet niech nie ustaje, lub, jeśli nie ma dla nich zapytań, przejdziemy do innych zatrudnień.
— Pytam więc — mówił adwokat obracając zawsze mowę do Kirbego — czy zakończyliście zgodą te wasze spory, na miejscu samem?
— A czegożbym się z nim miał kłócić? On oddał skórę, a nam tylko tego było potrzeba. Mnie się zdaje że ubić daniela, to nie tak wielka zbrodnia.
— I rozeszliście się w przyjaźni?
— Bez wątpienia.
— I nie miałbyś myśli zanosić przed sąd na niego skargi?
— Na uczciwość, że nie.
— I jeszcze, nie wystąpiłżebyś przeciw niemu, gdybyś do tego powołany nie był?
— A na cóżbym miał występować! kiedy ja jemu nic złego nie życzę. To tylko pan Doolitle trochę się uraził.
— Dosyć na tem, odwołuję się zresztą do zdania panów przysięgłych — powiedział Lippet siadając z pewnością osiągnięcia dobrych skutków.
Van der School długą miał natenczas mowę, ledwo zrozumianą dla mnóstwa nawiasów. Obstawał przytem, że dowody są mocne, okazujące iż obwiniony uzbroił się strzelbą na odparcie sługi sądowego, niosącego mandat wydany przez władzę wyższą, prawną; że nie tylko uzbroił się przeciw wykonaniu mandatu, ale nadto wymierzył fuzyę na tego, który ten mandat miał w ręku; nakoniec, iż na udowodnienie buntu przeciw prawom, nie trzeba było wystrzału, bo to pociągnęłoby za sobą skargę daleko ważniejszą, to jest skargę o zabójstwo, lub o chęć spełnienia onego.
Pan Templ wyłożył stan sprawy krótko, jasno i zwięźle, i same fakta w prawdziwem świetle wystawił. Mocno dowodził potrzeby szanowania praw w społeczności świeżo zawiązującej się, okazywał zgubę na jakąby się wystawiała, gdyby wykroczenia przeciwko prawom uchodziły bez kary. Lecz, z drugiej strony wykładał jako pobudki do zmniejszenia winy wiek, zwyczaje i niewiadomość więźnia, zakończył temi słowy, aby przysięgli sądzili z pobłażaniem, jeżeli w starcu nie widzą namysłu przestępstwa lub złych chęci w spełnieniu.
Sąd przysięgłych dłużej tym razem namyślał się niż poprzednio, lecz interes publiczny przemagał nad przychylnością, jaką dla siebie mógł zjednać więzień, dowody przeciw niemu jasno przemawiające kazały go winnym ogłosić.
Sędzia też chwilę rozbierał sprawę z członkami sądu i przygotował się do ogłoszenia wyroku.
— Natty Bumpo — zawołał...
Stary strzelec, który podczas narady przysięgłych, miał ciągle łokcie wsparte na kolanach i twarz w rękach ukrytą, powstał słysząc swe imię i głosem żołnierza odezwał się: Jestem.
— Proszę o cichość! — rzekł sędzia. Sąd mając wzgląd na waszą niewiadomość praw i wasz wiek podeszły, uwalnia od chłosty cielesnej, którą w podobnych razach prawo za karę naznacza, ponieważ jednak głos powszechny chce mieć za to karę publiczną, sąd przeto naznacza wam stanie przez jedną godzinę u pręgierza, miesiąc jeden więzienia i opłatę stu dollarów do skarbu publicznego, oprócz tego, póty z więzienia wypuszczać wzbrania, póki suma wypłacona nie będzie.
— Skądże chcecie bym dostał pieniędzy — zawołał Natty — sądzicież że dollary rosną w lesie? Powiedźcie sami gdzie mam ich znaleźć. Nie sędzio, to niepodobna, myśl jak ci się podobać będzie, nie potępisz jednak ostatnich dni starca na srogie więzienie.
— Jeżeli masz co powiedzieć przeciw wyrokowi sądu, tedy cię słuchamy — odpowiedział Marmaduk.
— Czyż tego nie dosyć, kiedy mówię że nie mam pieniędzy? Jakże chcecie abym zarobił sobie kiedyście mię zamknęli? Czyż przez kraty więzienia złoty deszcz spadać będzie? Nakłońcie ucho do słuszności. Wypuśćcie mnie do lasu, gdzie nawykłem oddychać świeżem powietrzem, dzień i noc będę polował, a jeżeli jeszcze nie odegnaliście z kraju waszego wszystkiej zwierzyny, nimby jesień zeszła mógłbym dla was tę sumę zapracować.
— Ścisłe wykonanie prawa do mnie należy — odpowiedział sędzia.
— Nie mówcie mi o waszych prawach Marmaduku Templu. Zwierzę dzikie czy dbało o nie gdy głodne było i spragnione krwi i ciała dziecięcia waszego? Dziecię przed Bogiem uklękło, błagało go o większą łaskę niż ta, o którą ja proszę, a Bóg je wysłuchał. Teraz więc, gdy moją prośbą pogardzisz, mniemasz może, że Bóg cię nie usłyszy?
— Obowiązki ojca, Natty, nie powinny być na przeszkodzie obowiązkom sędziego.
— Jeszcze nie byłeś sędzią, panie Templu, gdym pierwszy raz te góry oglądał? byłeś jeszcze dzieckiem na ręku matki noszonem. Czyżeś zapomniał dnia w którym na brzeg jeziora wylądowałeś, wówczas więzienia nawet nie miałbyś na pomieszkanie? Nie zastałemże skóry niedźwiedzia do spania, nie nakarmiłemże zwierzyną głodu twojego? Aniś pomyślał natenczas aby zabicie daniela występkiem być miało. Robiłem to wszystko dla ciebie sędzio, niemając najmniejszych powodów do kochania, boś się złemi postępkami odpłacał tym, którzy mnie lubili i mną się opiekowali. Sto dollarów! Skądże ja wezmę taką sumę? Wiele jest do mówienia o tobie sędzio Templu, ale tak złym nie jesteś, abyś chciał więzić ostatki życia nędznego starca, za to tylko, że on nie w prawa lecz w sprawiedliwość wierzy. Nie obawiaj się, powtarzam abyś się nie obawiał, jeżeli są jeszcze na rzekach bobry, daniele na górach a pantery w lasach, do ostatniego szelinga uiszczę się z opłaty. A więc puść mię przyjacielu, nie jestem przyzwyczajony do takiego tłumu, potrzebuję leśnego powietrza, by wolniej oddychać. Hektor! Slut! pójdźcie tu? O, pewien jestem że mnie pode drzwiami czekają. Będziemy mieć pracy biedne stworzenia, ale dokażem swego, o, tak, pewno dokażem.
Nie ma potrzeby mówić, że sługa sądowy, do którego Natty w ten sposób mowę obracał, nie odpowiedział mu, lecz laskę swoją zastawił zmuszając do pozostania na miejscu. Natty przybierał się nowe prośby przekładać, ale ruch jakiś zwrócił i jego i słuchaczy uwagę w drugi koniec sali.
Beniamin przez tłumy się przecisnął i żeby się na widok wszystkich ukazać, stanął jedną nogą na oknie, drugą zaś oparł o poręcze ławki przysięgłych. Utrzymując tym sposobem równowagę, z niemałą trudnością wydobył z kieszeni woreczek skórzany, i z wielkiem zadziwieniem całego zgromadzenia, dawał znaki że chce mówić.
Odwracając się natenczas do sędziego, powiedział:
— Jeżeli wielmożny pan zechce pozwolić temu staremu statkowi nowej wyprawy w lasy, przyniosłem tę bagatelkę na zapewnienie o tyle ciężaru jego ładunku. W tym worku zawiera się trzydzieści pięć ważnych piastrów hiszpańskich, a życzyłbym z całej duszy, aby się dla poczciwego hołysza zmieniły w angielskie gwineje, lecz z worka nic innego wydobyć nie można, tylko to co się włożyło, więc one są tak jak i były piastrami, w których żadnego braku nie ma, otóż jeżeli pan Jones zechce sprawdzić ten rachunek i potrącić to co się jemu należy, reszta pozostała będzie służyć na skwitowanie części grzywny.
Mówiąc to, trzymał jedną ręką worek z dollarami, a drugą kawał drzewa na którym znaczył liczbę szklanek rumu wypitego w oberży Śmiałego Dragona, a kilka świeżych karbów świadczyło, że tegoż samego ranka liczbę pomnożył. Śmiech ogólny powstał, sprawiony tą szczególniejszą przerwą, szmer nie ustawał aż póki szeryf nie stuknął końcem pałasza o stół, krzyknąwszy: Cichość!
— Trzeba zakończyć tę scenę — powiedział sędzia, mocno wzruszony wypadkami. Straż, niech odprowadzi więźnia do pręgierza, pisarz niech drugą sprawę przywoła.
Natty zdawał się ulegać swemu przeznaczeniu. Szedł za strażą w milczeniu z głową zwieszoną na piersi. Tłumy rozstąpiły się dając mu miejsce do przejścia, całe pospólstwo wyszło z sali audyencyonalnej, aby się nacieszyć widokiem wiele dla niego ponęt mającym.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.