Przejdź do zawartości

Pierścień Wielkiej Damy/Akt III/Scena Szósta

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Pierścień Wielkiej Damy
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

SCENA SZÓSTA.

SZELIGA. (przystępując do Mak-Yksa)
Panie! Wszyscy...

(spostrzegając bladość na licach jego)

Panie! Wszyscy są zajęci trafem,
Pozwól, abym człowiekiem się zajął:
Czy nie chcesz doktora?
HRABINA. (nie podnosząc się z siedzenia) Zaraz — obok —
Jest mój Miłosierny Szpital.. Doktór
Tam zostawa zawsze, a może być,
Że i sam prowincjał...

(przez ramię swoje i siedząc)

Co ty cierpisz?!

(Stary Sługa wnosi pierścień na tacy i stawia go na małym stoliku przed Hrabiną, która nie wgląda w to)

MAK-YKS. (do Szeligi) To jest nic...Przysiędę ze znużenia.

(przysiada)

Czczy byłem... Te złamki... — jadłem szybko...

A czułem zbyt... lecz... stało się wszystko.

(do Szeligi)

Tylko jeszcze... dwa słowa do pana...

(szybko i poufnie)

Twą porękę przyjmuję — odpływam!
Tu od jutra znieważonym będę.
Wieść dawno już krąży niewstrzymalna,
Skoro tak i sam twierdzi urzędnik,
Dostatecznie we względzie tym świadom.

(po chwili)

Zresztą — strute mam serce... i wesołość...
Poniekąd zużyty czas i zdrowie —
Pozostało imię... te osławią...
HRABINA. (poruszając się z miejsca)
Mak-Yks! Ze mną pierw wszędzie pojedziesz,
Do każdego z domów w okolicy,
I gdzie zwyczaj bywać na przechadzce,
Ażeby cię obok mnie widziano
Jak bliskiego, którego poważam.
Nadto jeszcze sama cię przedstawię,
Żebyś został członkiem komitetu
Do wieczystej zapisanym księgi
W naszem Towarzystwie Miłosiernem.
MAK-YKS. (szukając kapelusza) Ja jestem nim... jestem chrześcijanin.
HBABINA. (milcząc podnosi się, bierze pierścień i idzie do krewnego swego)
Mak-Yks! Ja ci ten pierścień — tak, jak jest
Włożony na moją rękę prawą...
Ja — ci — tak — go daję... Ludzie zamilkną!
Słyszysz? — jakie milczenie stało się —
MAGDALENA. (prawie klękając)
Marjo! O całą kobiecość jesteś
Wyższa od siebie samej! Oddawna
Przeczuwałam cię...
HRABINA. Mak-Yks! Odpowiedz...
MAK-YKS. (z ukłonem) Pani! Brylant twój mnie «darowałaś».
Dopuszczając, że się przy mnie znajdzie...
HRABINA. Nieprzytomną byłam!!... Lecz na teraz
Nie sam daję ci pierścień. — Odpowiedz!
MAK-YKS. Pod naciskiem skandalu twa ręka
Gdziebykolwiek skłonić się raczyła,
O pani, czyliżby niesła z sobą
Najdroższą rzecz, to jest: wolę wolną?...
Skandalowi miałżeby twój przyszły
Winnym być to, co rad dłużyć tobie?...

(po chwili)

Nie, o pani! Ja w blądbym cię wewiódł,
Możebym i zdradził, jak ów, który
Podałby się za strzelców książęcia
Dlatego, że właśnie, gdy on celił,
Piorun odbił sokołowi głowę...

(po chwili)

Nie, o pani, szlachetna kuzynko!
Wysoko się mylisz, lecz mylisz się:
Szczytność dlatego właśnie jest szczytna,
Iż przypadkiem się nie otrzymuje.
Z niebieskiego ona idąc źródła,
Samotchnienną i wolną jest zewsząd.

Wspaniałym któż przez konieczność bywa?
Jeśli nie oszukujący wolę własną,
Która w odwet omyła go zczasem?

Mężczyzna, któryby narazie
Przyjął tak ponętny nadmiar serca,
Okazałby się tylko zręcznym. Ja,
W epoce tej, w dziewiętnastym wieku,
Nie raczyłem się w zręcznościach ćwiczyć.
Owszem, bywałem niezgrabnym często!
Niezgrabnym być — może przenosiłem.
Czemu? Niech zrozumie, kto jest w stanie!
HRABINA. (groźnie) Słuchaj! Mężczyzny to jest rzeczą
Zamieniać doraźne wzniosłe chwile
W potoczysty i równy ciąg życia.
Lecz, jeśli ty zbyt słabym jesteś,
Mężczyzną jeśli jesteś niedość,
By takowy podjąć obowiązek,
Ja go spełnię.
MAGDALENA. (z zapałem) Marjo, jesteś wielka!
SZELIGA. (do Hrabiny) Pani, pozwól, bym twemu krewnemu
Danego mu słowa nie dotrzymał.
Obiecałem mu albowiem podróż
Do nowego świata, za ocean.
Obietnicę tę na teraz cofam.

(do Mak-Yksa)

Słowo złamać, panie, jest boleśnie.
Ja przyjmuję następstwa... Złamałem.
HRABINA. (patrząc w oczy Szelidze)
Prawda, panie, że to trud niezwykły,
Co w tej chwili zrobiłeś i robisz:
Dla kogokolwiekbądź to podjąłeś,
Szlachetnym jesteś dwakroć, gdy, łamiąc
Słowa twe, zostają ci bez skazy.
Chwilkę czekaj, nim ci podziękuję,
Hrabio! Krewnego chcę pierw zapytać
O odpowiedź, na teraz niezbędną.

(przystępuje do Mak-Yksa i bierze go za ramię)

Mak-Yks! Czy mnie nie kochałeś nigdy?

MAK-YKS. (kłoniąc się do jej stóp)
Na tak wielką odległość... i coraz,
Coraz to niemiłosierniej większą,
Że, zaprawdę, nie wiem, czyli równie
Pod stopami naszemi w oceanji,
Lub gdy konstelację krzyża ujrzę
Z pod obcego żagla... nie wiem... czyli
Tenże sam, co tu i co w tej porze,
Nie połączy nas promień...
Istotnie,
Oddalony, zawsze byłem bliskim,
Aż z pomiędzy nas miejsce ubiegło,
Aż za miejscem czas poszedł...
Doprawdy:
Tych, co kochają tak, łub niema dziś,
Lub nie z tego są świata...
HRABINA. Nie!... Oni,
Właśnie oni, są ludźmi!

(pokazując palcem na Mak-Yksa)

On mówi
O świętego węzła tajemnicy,
Choć, co mówi, nie wie...

(do krewnego)

Ty tak mówisz,
Jak przed chrześcijaństwem wielcy ludzie,
Albo ludzie cierpiący wiele, mówili
Chrześcijańską myśl wargami błędu:
Ty prawdziwie mnie kochasz...
SZELIGA, MAGDALENA, WSZYSCY
Onaż to?

(Mak-Yks jest u stóp Hrabiny, obie jej dłonie uściskując)

HRABINA. (do Magdaleny) Magdaleno! Ręki mojej uścisk
Oddaj hrabi... Me obiedwie dłonie
Zbyt są mocno zajęte w tej chwili.
ANIELKA i DZIEWECZKI. (wbiegając)
W pierścień, w pierścień! Albo fanty sądzić!
HRABINA. Mój już nie mój...
MAGDALENA. A mój się mnie znowu
Gdzieś zapodział, i niewarto szukać...

(ognie sztuczne błyskają)

Ale patrzcie!... W niebie dwa pierścienie
Brylantowe cale!
WIELE OSÓB. (ku werandzie) Całe, jak z gwiazd!!!
DUREJKOWA. (patrząc przez lornetkę)
Fikcja wyśmienita!...
SĘDZIA. (doskakując do żony) Kto jest miłującym narodowość,
Nie używa «fikcji...» lecz «udania...»
PIERWSZY Z GOŚCI. Udanie ogniste!... Ani słowa...
WTÓRY Z GOŚCI. Ani słowa, że niema co mówić...

(kiedy wielość odwrócona w stronę głównego wnijścia na werandę podziwia ognie, Sędzia w głębokim monologu na przodzie sceny)

SĘDZIA. (sam) Wszystko to coś jak w komedji, która
Moralny ma sens, gdy się ją zbada.
Któż albowiem sprawił to?... Kto, proszę,
Pierwszym stał się powodem? Kto tu jest
Sprężyną, czyli zrządzenia energją?
Czyli osią?... A kto jednak nigdy
Nie ma sobie nic do wyrzucenia?...
Że nareszcie attykiem już spytam:
Exmachiną...[1] któż tu jest?...

(po chwili)

Durejko!!

(właśnie w chwili, w której Durejko sam sobie stara się ukłon oddać, kurtyna zapada)






  1. skrócenie z: deus ex machina (łac.) «bóg z maszyny (teatralnej)» tak nazywano osobę, pojawiającą się na scenie całkiem niespodziewanie i nienaturalnie dla rozwiązania węzła dramatu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.